f o u r

264 20 4
                                    

- Doczekam się tego śniadania? - spytał zniecierpliwiony Jung. Utkwił swoje ciemne oczy w niższym od siebie chłopaku który jęknął zrezygnowany i zgarbił się, przeczesał pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu zbawienia. 

- Serio muszę? - burknął otwierając lodówkę. 

Telefon SeokJina zaczął wibrować, wydobyła się z niego dobrze znana im melodyjka, a na wyświetlaczu pojawił się numer ich menadżera. Kim zmarszczył brwi, rozejrzał się po zebranych i lekko zaniepokojony odebrał połączenie, przystawił urządzenie  do ucha. 

- Dzień dobry.. - zaczął chłopak.

- Witaj Jin. Na grzeczności będzie czas później - przerwał mu. Jego głos był pełen powagi, świadczył o tym, że coś złego musiało się wydarzyć. - Jak szybko jesteś w stanie dojechać na ******** do szpitala *******? 

Najstarszy nabrał powietrze w płuca, poczuł niepokój który powoli zaczął rozchodzić się po jego ciele. Jego podejrzenia okazały się słuszne, wszystko wskazywało na to, że ten dzień nie będzie należał do udanych. Ciekawskie spojrzenia wbiły się w jego twarz, próbując wyczytać z niej cokolwiek. Brunet wymienił z mężczyzną jeszcze zaledwie kilka słów, kiedy ten jednak się rozłączył, on nadal trwał w bezruchu wpatrzony w ścianę, jakby nic do niego nie docierało. Pozostali członkowie zaczęli obrzucać go hordą pytań, nie dając mu możliwości zebrać myśli. 

- Hoseok, podwieziesz mnie? - spytał lekko już zdenerwowany. W koszmarach widział taki rozwój wydarzeń, miał jednak nadzieję, że nie przyjdzie im się ziścić i ich lider posłucha jego nieudolnych prób, wytłumaczenia sobie czegokolwiek. Rzeczywistość szykowała nieszczęsne niespodzianki, które przyjdzie im przetrwać z zaciśniętymi pięściami. 

Na twarzy najmłodszego pojawił się grymas niepokoju, skakał wzrokiem po twarzach swoich przyjaciół, którzy zdawali się wiedzieć doskonale o co chodzi. Jeon sprawiał wrażenia, jakby nie chciał dopuścić do siebie tej jakże okrutnej prawdy. 

Jung kiwnął głową, doskonale wyczuł powagę sytuacji i ton głosu Kim'a, który wydawał się nie wyrażać sprzeciwu, nie teraz gdy zdarzyło się coś tak złego. Oboje wstali, mruknęli coś w stronę stojącego z założonymi rękoma Yoongi'ego, który przytaknął im jedynie cicho i wziął się za przygotowywanie posiłku. Jeszcze w drzwiach słyszeli pytania najmłodszych członków, ale nie czas był na odpowiadanie na nie. Jin chwycił w biegu niewielką książeczkę, narzucił na siebie bluzę i ubrał czerwone nike'i, spojrzał wyczekująco na swojego towarzysza, oboje opuścili mieszkanie w pośpiechu. 

Wsiedli do auta zaledwie parę minut temu, a te kilka kilometrów, które mają do przejechania, wydawały dłużyc się w nieskończoność. Tkwili w ciszy, oboje wymieniali się co chwilę spojrzeniami, nerwowi, sprawiający wrażenie jakby lekko zagubionych. W ich głowach kłębiły się pytania, na które odpowiadali sobie sami. Kim był zły, może lekko zawiedziony, zmartwiony,ale jednak niezwykle zdenerwowany i zirytowany. Nie rozumiał, jak ich lider mógł aż tak zaniedbać swój organizm, a co z tym idzie całą pracę zespołu i jego samego. Liczne kazania mówiące o odpowiedzialności, zdrowiu oraz zmęczeniu okazały się niepotrzebne, ponieważ NamJoon nie chciał się do nich dostosować, dawał jedynie wrażenie, iż próbował. W wnętrzu najstarszego aż wrzało, próbował obrać swą złość w słowa, ale nawet one wydawały się jedynie namiastką tego uczucia. Małym ziarnkiem w burze piachu, którą usypał mu dzisiejszy dzień. 

Kolejne połączenie przychodzące do Jin'a wyrwało go z natłoku myśli. Zerknął na wyświetlacz i nie zwlekając ani chwili dłużej odebrał.

- Jesteśmy już pod szpitalem. Hoseok szuka miejsca - rzucił nawet się nie witając. Postanowił odpuścić sobie kulturę, według jego nie była ona wystarczająco dobra w tej sytuacji. 

Nie minęła chwila, a obaj panowie wysiadali z mocnym trzaskiem drzwi z pojazdu. Spoglądali na siebie nerwowo co chwilę, chcąc poszukać w sobie zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Im bliżej sali numer trzydzieści pięć byli, tym złość w SeokJinie zaczynała narastać. Biegli korytarzem, wypatrując gdzieś w tłumie stojących i siedzących tu ludzi swego menadżera. Parę sekund później stali już pod salą, za zamkniętymi drzwiami toczyły się rozmowy lekarzy i pielęgniarek, a oni czekali na ostateczny werdykt. 

- Może nam pan wytłumaczyć, co się właściwie stało? - odezwał się po chwili milczenia Hoseok. 

- Podczas przerwy NamJoon poszedł do garderoby, po kilku minutach nie zjawił się, więc wysłaliśmy po niego jedną z pracownic. Twierdzi, że gdy weszła do środka, RM już leżał nieprzytomny - wyjaśnił pokrótce. - Z tego co powiedziała mi jakaś pielęgniarka.. Przemęczył się, a jego organizm jest odwodniony. 

- Mówiłem mu, żeby odpoczął - syknął zdenerwowany Kim, opadł na krzesło obok i przetarł twarz dłońmi. - Mogłem zamknąć go w pokoju. 

Nastała cisza, nikt nie miał zamiar jej przerywać, wydawała się idealnym odzwierciedleniem sytuacji. Wyczekiwali na lekarza, który siedział teraz za drzwiami, czas dłużył im się nieubłaganie. 

Klamka nagle drgnęła, a za progu wyłoniła się sylwetka opatulona w biały  kitel. Cała trójka poderwała się jak rażona piorunem.

- Co z nim? 

epiphanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz