Rozdział IV

8.3K 462 482
                                    

- Myślałeś, że się nie dowiem, prawda? - krzyknęła mocno zdenerwowana Amber.

- Kochanie, to nie tak, ja tylko...

- Co ty tylko? Myślałeś, że się nie dowiem, że mnie zdradziłeś? W dodatku z facetem! Jesteś zwykłym skurwysynem!

- Błagam cię, nie mów o tym nikomu...

- Słucham? Mam nikomu o tym nie mówić? Po tym co mi zrobiłeś? Jutro już wszyscy będą o tym wiedzieć. Zniszczę cię!

Nagle zerwałem się z łóżka i usłyszałem budzik.

Uff... to był sen. To był tylko sen. To był tylko bardzo okropny koszmar. Kolejny taki. Śnił mi się już chyba trzecią noc z rzędu.

Nie do końca jeszcze obudzony wstałem i powolnym krokiem zszedłem do kuchni. Z jednej strony cieszyłem się, że cała ta sytuacja była tylko koszmarem, wytworem mojej wyobraźni. Z drugiej strony, coraz bardziej przytłaczało mnie poczucie winy. No dobra, nie tylko poczucie winy. Czułem strach. Strach przed tym, że tak właśnie będzie. Że Amber rozpowie o wszystkim całej szkole. Wszystkim znajomym. Całej mojej rodzinie. Bałem się, że nie będzie chciała mnie znać, że mnie znienawidzi.

Kogo ja kurwa oszukuje. Oczywiście, że mnie znienawidzi. Po tym co jej zrobiłem, sam siebie nienawidzę. Używam jej jako przykrywki.

Przestałem o tym myśleć. Wszedłem do kuchni i spojrzałem na kalendarz. 1 września.

- Boże, znowu zaczyna się nauka, lekcje i spanie 6 godzin dziennie... - powiedziałem ospale.

- Ja bym się cieszył - odparł Jared - Jakbyś miał iść do jakiejś normalnej, fizycznej roboty, jak ja na budowlance, to byś od razu wolał wrócić do szkoły.

No tak. Przecież w hierarchii mojego brata liczy się tylko praca fizyczna, zapomniałem.

- Daj mu ponarzekać - uśmiechnęła się mama - Przypomnieć ci jak kiedyś płakałeś w pierwszy dzień roku szkolnego, że nie chcesz iść do szkoły i trzymałeś się klamki od drzwi?

Mimowolnie prychnąłem śmiechem.

- Nie martw się - westchnęła mama - Spotkasz się z przyjaciółmi, może poznasz jakichś nowych znajomych.

- W to raczej wątpię. Z tego co wiem, do mojej klasy dojdzie jedna osoba. Wątpię, że akurat z tą osobą złapię dobry kontakt.

- Zawsze można spróbować.

Zjadłem szybko śniadanie, umyłem się i ubrałem w znienawidzony mundurek szkolny. Najbardziej denerwował mnie nie jego okropny wygląd, czy to, że był kompletnie niewygodny. Najbardziej denerwowało mnie to, że był obowiązkowy. Nie ma nic, czego bardziej nienawidzę od wyznaczania mi limitów, szczególnie, kiedy są tak durne jak noszenie takich, a nie innych ciuchów "bo tak".

Po chwili oczekiwania na przystanku, wsiadłem do autobusu. Rozejrzałem się, zlokalizowałem Verę i szybko się dosiadłem.

- Znowu wracamy do tego zadupia - wysyczała niezadowolona.

- Ciebie też miło widzieć, Veronico - odparłem, posyłając delikatny uśmiech.

- Przestań, wiesz, że nie znoszę jak tak na mnie mówisz.

- Spokojnie Veronico. Przyzwyczaj się, bo od dziś będziesz to słyszeć codziennie.

- Za to ty będziesz się codziennie spotykał z twoją "ukochaną" - zrobiła cudzysłów z palców.

- Nie przypominaj. Nadal jest zła. Mi to nawet pasuje. Przynajmniej nie muszę jej znowu okłamywać.

- Mam nadzieję, że z tobą zerwie. Jest naprawdę miła, zasługuje na więcej niż niewyoutowanego geja, który bawi się jej uczuciami - powiedziała nieco ciszej.

Alone Together [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz