57. Przyjaciele

912 134 15
                                    

Chyba wszyscy jesteśmy egoistami - pomyślał Naruto patrząc na szarżującego Sasuke. Pomimo tego "pogodzenia" chłopak wyglądał tak jakby chciał się na nim wyżyć. Za co? Możliwe, że bez powodu, ale Nara wiedział, że problemy klanu Uchiha mogły mieć z tym coś wspólnego. Gwałtowne odejście Itachiego i tak nagłe uczynienie jego przyjaciela spadkobiercą musiało być wsparte tym, że wcześniejszy dziedzic mógł zwyczajnie nie wrócić do rodzinnej Konohy... Albo chodziło o coś jeszcze gorszego.

Sam Itachi był dla niego jak starszy brat, nawet jeśli czasy, w którym był niemal bez przerwy gościem w ich domu bezpowrotnie minęły. Wciąż odwiedzał czasem ciocię Mikoto, ale to nie było to samo. Zwłaszcza, że starszy syn kobiety bywał tam niezwykle rzadko, dzieląc czas między misję i Shisuiego, jego najlepszy przyjaciel był chyba jedyną posiadaną przez niego drobiną normalności.

Tymczasem brat Itachiego nie dawał mu czasu na przemyślenia, nagle przebudzona agresja zdawała się dopiero przedsmakiem czającej się w nim ciemności, która zamieszkała jego oczy.

Cios za ciosem, atak za atakiem, cisza za ciszę.

Walczyli w ponurym milczeniu, bo w końcu o czym mieliby rozmawiać? O pogodzie? A może w końcu padłoby pytanie, na które żaden z nich nie znał odpowiedzi - który z nich był lepszy?

Do Naruto dotarł w końcu jasny przekaz wzięty prosto z całego jego jestewstwa - za nic nie mógł przegrać z Sasuke. Mimo ich przyjaźni gdzieś tam narodziła się też rywalizacja.

Teraz i on przeszedł do odważnego i nieprzemyślanego ataku, który mógł zniszczyć dobre wrażenie na jego temat po poprzedniej potyczce. Tym razem to Uchiha został zepchnięty do obrony.

No tak - pomyślał wtedy kwaśno. - To właśnie się dzieję kiedy zaczyna walczyć na poważnie.

Nie oznaczało to jednak, że Uchiha ma zamiar się poddać czy, że już stracił nadzieję na zwycięstwo. Nie po to trenował cały ten miesiąc z Kakashim, by nie wykorzystać stworzonych podczas treningu nowych zdolności. Nie po to męczył się tyle czasu. Chciał dotknąć w końcu osoby, którą cały czas gonił.

Niestety to, że był silniejszy póki co nie zrobiło wrażenia na Naruto. Odpychał jego siłę płynnymi, oszczędnymi ruchami, tak jakby nie chciał się męczyć na nic nie znaczących podrygach przeciwnika. Pozostała mu więc ostatnia deska ratunku. Błyskawicznie cofnął się do tyłu i wbiegł na sam szczyt murów areny. Złożył pieczęcie i wtedy... Nara mimowolnie wziął głębszy oddech obserwując błyskawice pałętające się po jego ręce.

Chidori.

Nie miał zbyt wiele czasu na analizę czy decyzję. Sasuke nadchodził z niesamowitą prędkością, a wraz z nim surowy dźwięk techniki. Blondyn jak przez mgłę pomyślał o jedynej technice w jego arsenale, którą mógł odeprzeć ten atak. Tylko, że...

Nie miał czasu myśleć. Na jego ręce pojawiła się niebieska kula, której widok wstrząsnął częścią publiczności. Naruto ruszył w stronę przyjaciela wyciągając przed siebie wirującą broń. Przez moment widział w czarnych tęczówkach przerażenie, szok i smutek. Ale obraz zniknął wraz z eksplozją.

Wybuch odrzucił go na kilkanaście metrów, poczuł jak upada na plecy, ale siła rozpędu wciąż jest za duża by po prostu się zatrzymał, dlatego odrzuciło go jeszcze dalej, a w końcu wylądował na ugiętych kolanach. Kiedy adrenalina zaczęła opadać poczuł palący ból, spojrzał na swoją rękę i zrobiło mu się niedobrze. Nic nie zostało z bluzy, w której walczył, rękaw gdzieś wcięło pozostawiając poszarpane skrawki materiału przy ramieniu.

Przez jego ramię przebiegała krwawa szrama, a głowa pulsowała mu niemiłosiernie. Minuta wystarczyła by uścisk czaszki rozpłynął się w powietrzu. Kiedy ponownie spojrzał na ramię zobaczył krew, brud i ziemię, ale żadnej rany.

Podniósł się płynnie po raz pierwszy przeklinając zdolności regeneracyjne klanu Uzumaki i regenerację daną mu przez Kuramę. Wtedy coś go tknęło. Sasuke nie posiadał żadnej przyśpieszonej regeneracji... Zerwał się do biegu i zobaczył jego ciało. Leżał jak szmaciana lalka na drugim końcu areny, z jego głowy sączyła się krew, podobnie jak z rany na ręce.

- Niech ktoś mu pomoże! - Zawołał rozpaczliwie Naruto widząc, że sanitariusze nie wiedzą czy mają do nich podbiec, nie wiedzą czy walka się skończyła. Niebieskooki już miał krzyczeć, że się poddaje, byleby tylko go opatrzyli, ale w w tej samej chwili sędzia ogłosił jego zwycięstwo. Co mu było po wygranej skoro jego przyjaciel leżał u jego stóp nieprzytomny?!

Medyczni shinobi zabrali Uchihę na noszach, a on ruszył za nimi nie przejmując się trwającym egzaminem, na szczęście Hokage rozumiejąc sytuację ogłosił pół godziny zbawiennej przerwy.

Blondyn wykorzystał czas wpatrując się w Sasuke, którym zajmowali się medycy. Nim też chcieli się zająć, lecz zbył ich warknięciem. Tak, warknął na jakąś niewinną kobietę, która się o niego martwiła. Ale z czego miała go wyleczyć? Przecież jemu nic nie było, nie miał ani jednej małej ranki, nawet jeśli sam pragnął cierpieć tak jak Uchiha. To był jego błąd, nawiasem mówiąc ich wspólny.

Żaden z nich nie powinien używać tych technik. Nie kiedy byli przeciwko sobie. Żałował tego i był wściekły na Sasuke, że posunął się do użycia chidori przeciw niemu, przecież wystarczyło, że udałoby mu się trafić i Naruto mógł zwyczajnie umrzeć. Tak jak Rin, kiedy weszła Kakashiemu pod rękę. Co prawda dziewczyna przeżyła i nie miała po tym nawet blizny, ale ryzyko było ryzykiem. Nara tak bardzo chciał się pogodzić z Uchihą, bo ich przyjaźń wiele dla niego znaczyła, dlatego kiedy usłyszał od Sasuke te przeprosiny... myślał, że wszystko będzie już w porządku.

Ale jak widać nie było im to pisane, bo jak można przyjaźnić się z człowiekiem, który nie liczy się ze śmiercią drugiej osoby? Po Sakurze... jak mógł być taki głupi po tym co stało się Sakurze? Chciał poświęcić jego życie dla głupiej satysfakcji czy wygranej?!

Naruto otarł dłonią czoło, podniósł się z miejsca i ruszył ku przeznaczeniu. Ku Garze, który tylko czekał by rozszarpać go na małe kawałki. Proszę bardzo. - Pomyślał Naruto. - Tylko, że to ja rozszarpię ciebie.

Na jego twarzy wykwitł ponury uśmiech mogący uchodzić za uśmiech samego Boga Śmierci.

C.D.N.

Wiecie co to znaczy mieć pecha? Jestem w jedynym pokoju w internacie bez internetu, a jak wracam do domu nie ma przez cały dzień prądu... szkoda gadać. Na szczęście udało mi się skończyć rozdział, więc nie martwcie się o nic.

LHB

Naruto Nara - Dziedzic klanu CieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz