Rozdział 27

696 50 49
                                    


- To ty jesteś synem Severusa?

Właśnie szedłem w stronę biblioteki i już sobie układałem w głowie jedną listę książek, które muszę przeczytać i drugą, tych które muszę pokazać Hermionie. W dodatku po obiedzie składamy ze Snape'm zamówienie do Madame Malkin na sporą ilość ciuchów dla mnie.

Dobrze, że poprosiłem Draco żeby zrobił wstępną listę. On wie co może być potrzebne w czarodziejskim świecie. Mi samemu zakupy całej garderoby zajęłyby pewnie z kilka dni, o ile nie padłbym z wyczerpania. A tak to mówię "Chcę żeby były ciemne, głównie czerń. Bez głupich ozdóbek w twoim stylu, Malfoy." I cyk, po godzinie mam święty spokój na kolejne dziesięć lat. W dodatku mam iście ślizgoński plan, żeby zabrać Malfoy'a do mugolskiej części Londynu i kupić też coś normalnego, a nie jedynie to co było modne dwieście lat temu.

Tak, garderobę Malfoy'a mógłbym skwitować jednym wyrażeniem : Dolce Gabbana 1843.

- Chłopcze, może mi odpowiesz z łaski swojej?

- Mmm... co? - zapytałem pod nosem, odwracając się w stronę ściany na której wisiał portret kolejnego Snape'a. Jezusku słodki, czego on ode mnie chce?

- No co? Nie mam całego dnia żeby słuchać waszych żałosnych jęków. - powiedziałem głośniej, nie mając zamiaru czekać całe wieki aż szanowny Snape zechce otworzyć swoje boskie usteczka. Czarodziej spojrzał na mnie z naganą.

- Trochę kultury chłopcze jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Porządne lanie zresztą też. Może to by cię nauczyło szacunku.

- Trochę kultury, chłopcze. - powiedziałem, przedrzeźniając mężczyznę. Przyznam, że gość skutecznie podniósł mi ciśnienie.

- Jak się nazywasz? Muszę wiedzieć komu najpierw dorysować markerem cycki. Jesteś pierwszy w kolejce rysuneczku.

Miałem wrażenie, że mężczyzna aż się zarumienił z oburzenia, ale czy obrazy mogą same zmieniać kolor?

- Co za bezczelny bachor... Severus na pewno ma z tobą krzyż Pański. Ja od razu wyznaczyłem mu granicę, chociaż był beznadziejnym przypadkiem! Mam nadzieję, że w końcu straci do ciebie cierpliwość i włoży ci szacunek do głowy ręcznie! Na lepsze by ci to wyszło chłopcze. Chociaż czego oczekiwać od półkrwi?

Obróciłem się błyskawicznie w stronę czarodzieja. Nie miałem wątpliwości, że mam do czynienia z samym Tobiaszem Snape'm, koszmarnym dziadziuniem, który siał chaos gdzie popadnie. Tak chcesz grać, gnoju? Wyciągnąłem zapalniczkę i odpaliłem ją, tworząc na obrazie ciemne smugi od ognia. Staruch zaczął wrzeszczeć.

- Jak śmiesz! Jakim prawem niegodziwcu, porywasz się na mój święty obraz! Gdybym mógł, to bym ci pokazał...

- Jaka szkoda, że nie możesz... - przerwałem Tobiaszowi, głosem ociekającym jadem. - Za to ja mogę spalić twój przeklęty rysuneczek i jestem pewien, że ojciec jeszcze by mi podziękował. Więc z łaski swojej po prostu się zamknij.

Odwróciłem się, pokazując środkowy palec mężczyźnie. Nie będę marnować swojego życia na słuchanie tego idioty. Ignorując wściekłe wrzaski czarodzieja poszedłem do biblioteki, zachowując względny spokój. Faktycznie, znalazłem tyle przewspaniałych książek, że nie byłem w stanie się zdecydować od której zacząć. W końcu przeczytałem cztery rozdziały historii Salazara Slytherina, kiedy pojawił się przede mną skrzat Marudek.

- Paniczu, obiad jest już gotowy.

Westchnąłem, patrząc na zegar. Już po trzeciej? Nawet nie zauważyłem.

- Dobrze, dobrze, już idę. - mruknąłem, odkładając książkę. - I nie mów do mnie Paniczu, bo cię przeklnę jak cholera.

Skrzat zniknął, a ja wstałem rozprostowując kości. Merlinie, muszę kontrolować ile czasu przeznaczam na czytanie. Zawlokłem się w kierunku jadalni, ale po chwili i tak się zgubiłem. Użyłem zaklęcia "wskaż mi", dzięki czemu szybko znalazłem drogę. Snape właśnie usiadł, więc zająłem miejsce naprzeciwko niego. Jedliśmy w ciszy, a ja wciąż z niemalejącym entuzjazmem przyglądałem się wszystkiemu dookoła.

Codzienne problemy syna Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz