Rozdział 51

472 31 94
                                    

- Co on tutaj robi? - zapytał Draco wyglądając, jakby miał się zaraz położyć na podłodze i umrzeć. Blaise przewrócił oczami widocznie mając już dość gadaniny blondyna. Rosier uśmiechnął się drapieżnie obejmując niezadowolonego ślizgona.

- No już Dracuś, nie musisz robić dzisiaj scen. Jeżeli coś ci nie pasuje, to po prostu możesz zostać w Hogwarcie.

Nie odzywałem się wiedząc, że jeżeli miałbym coś powiedzieć to nie byłoby nic miłego. Malfoy oczywiście musiał być w centrum uwagi, więc po prostu trochę pomruczał pod nosem ale nic więcej.
Szczerze? Aktualnie nie miałem ochoty iść imprezować z Draco, jednak pomyślałem, że to dobra okazja żeby z nim porozmawiać.

- To jak, na początek Trzy Miotły?

- Brzmi nieźle.

Rozmawiając na błahe tematy doszliśmy do Hogsmeade. Pogoda była na prawdę piękna a na niebie świeciły gwiazdy. Śnieg pod naszymi nogami zgrzytał i powoli zaczynałem czuć jak cały mój stres odpływa. Cieszyłem się z tego, że gdzieś w końcu razem spędzimy czas. Ostatnio wszystko się pieprzyło.

Kiedy wchodziliśmy do gospody miałem wrażenie, że w szybie zobaczyłem odbicie czarnego psa. Zignorowałem to bo nawet nigdy nie widziałem animagicznej formy Black'a. Tylko słyszałem, że tak właśnie wygląda.

Równie dobrze czarodziej mógł przybierać formę ratlerka. A w ogóle to już chyba zaczynam świrować. W czarodziejskiej wiosce może żyć setka czarnych psów i co z tego?

- Macie jakieś plany na to co chcecie robić po Hogwarcie? - zapytał Blaise mieszając łyżeczką piwo kremowe. Siedzieliśmy w Trzech Miotłach już od dobrych dwóch godzin. Powoli kończyły się nam tematy do rozmów. Wzruszyłem ramionami. Pewnie większość sądziła, że pójdę w ślady ojca ale szczerze mówiąc nie zależało mi nie wiadomo jak na uzyskaniu tytułu Mistrza Eliksirów. Z tytułem czy nie umiałem przygotowywać różne cudaczne mazie.

- Ja pewnie będę robił to co robiłem dotychczas z tą różnicą, że nie będę chodził do Hogwartu. - mruknął Draco. - Odziedziczę fortunę ojca i będę imprezował.

Rosier zaśmiał się głośno. Rozejrzał się dokoła, jakby chciał sprawdzić czy nikt nie podsłuchuje.

- Mnie kręci łamanie klątw. Myślę, że mógłbym pracować w Gringocie. - odparł z dumą chłopak. - Gdyby ojciec się dowiedział, że nie mam ochoty robić to co on - to znaczy leżeć do góry brzuchem i knuć... Wydziedziczonko na dzień dobry.

- Będziesz tyrał z Weasleyem stary? - mruknął Malfoy, na co krukon spojrzał na niego z wyższością.

- Jeszcze zobaczysz że siedzenie na dupie szybko ci się znudzi.

Spojrzałem na moich kolegów czując się dość dziwnie. Nigdy nie zastanawiałem się co właściwie robią ich rodzice, poza rozgrywaniem politycznych gierek i mordowaniu mugolaków.

- A ty Snape?

- Nie mam pojęcia. To znaczy, kiedyś chciałem zostać gitarzystą. Grać w zespole, jeździć po świecie. - powiedziałem uśmiechając się mimowolnie. Jasne, dalej mi się to podobało. - Nie jestem jednak pewien co bym zrobił, gdyby nagle na koncercie nasz Wielki Pan i Władca zechciał mnie widzieć. - odparłem z kpiną.

Wszyscy doskonale wiedzieli o kim mówię. Nie miałem jeszcze znaku, jednak większość ludzi, których znałem była pewna, że akcja z Azkabanem miała dowieść mojej lojalności. Oczywiście nie wiedziałem co ta gadzia morda planuje więc w odpowiedzi na wszystkie pytania mogłem jedynie wzruszać ramionami.

- Trochę słabo.

- Taa. A ty Blaise?

Mulat podparł brodę na dłoni patrząc za okno.

Codzienne problemy syna Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz