Rozdział 23

609 44 23
                                    

- Alex, potrzebuję twojej pomocy. To bardzo ważne. - powiedział Potter ze zdenerwowaniem. Wyglądał jakby zaraz miał zamiar zacząć wić się niczym Nagini. Natomiast ja szedłem sobie spokojnie, pogwizdując. Myślałem o tym, jak pięknie będzie wyglądała Cho w dniu balu. Anioł nie kobieta.

- Słuchasz mnie w ogóle?

- Yhym. Tak.

- Ale na pewno możesz? Nie chcę cię wkręcić w jakieś kłopoty...

Aha, czyli już się zgodziłem? Co za mały, gryfoński manipulant.

- Mógłbyś powtórzyć co konkretnie chciałeś? Zamyśliłem się.

Gryfon chyba chciał zgromić mnie spojrzeniem, ale jest to super moc zarezerwowana tylko dla Snape'ów.

- Pytałem czy mógłbyś mi wytrzasnąć trochę skrzeloziela. - widząc moje podejrzane spojrzenie, dodał - Jest mi potrzebne do drugiego zadania. Serio, to sprawa życia i śmierci.

Westchnąłem, zasłaniając oczy dłonią. Co ja mam z tym bachorem. Wytrzaśnij mi skrzeloziele, daj dobrą ściągę, pożycz czarnomagiczny zeszycik... Nie, żartuję, Potter był do bólu przyzwoity.

- Niech będzie. Napiszę do apteki. Jest to jeden z podstawowych składników więc myślę, że bez problemu go dostanę.

- Dzięki! - Potter wyszczerzył się, patrząc na mnie jak na boga. To znaczy wiecie. Ludzie zazwyczaj patrzą na mnie jak na boga, stąd znam to spojrzenie.

Cały dzień włóczyłem się po szkole, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Miałem już przygotowany eliksir, dzięki któremu nie zasnę, a po ciszy nocnej będę mógł zacząć robić chroniący przed ogniem. Byłem taki podekscytowany!

Po kolacji od razu udałem się do dormitorium, wyciągając wszystkie składniki oraz kociołek. Posortowałem je alfabetycznie, potem kolorami i ilością. W końcu stwierdziłem, że nie ma co czekać. Cisza nocna rozpocznie się za niecałe pół godziny. Do tego czasu przecież nic złego się nie stanie.
Och, na pewno Alex?

Na początku do wrzącej wody wrzuciłem trzy płaskie łyżeczki sproszkowanego brodawkolepu. Zamieszałem czternaście razy według wskazówek zegara. Byłem w połowie szatkowania wybuchających muchomorów, kiedy weszli moi kochani współlokatorzy. Nikt z nich nawet nie próbował mnie zagadać, widząc moje mordercze spojrzenie. Dookoła mnie utworzyła się strefa o średnicy co najmniej czterech metrów, gdzie nikt nie zerkał, a owady nie dolatywały.

Draco wyszedł na chwilę oddać rozpiskę taktyki quidditcha ślizgonów Flintowi, ale za chwilę wbiegł trochę zaniepokojony.

- Alex, nie wiem co ty knujesz, ale Snape tutaj idzie.

Dlaczego tak się dzieje za każdym cholernym razem?!

Migiem zatrzymałem reakcje eliksiru, utworzyłem wokół niego tarczę z zestawem zabezpieczeń, i narzuciłem bluzę. Musiałem wyjść, zanim Snape zdążyłby wejść i wyczuć specyficzny zapach. Szybko psiknąłem się obrzydliwymi perfumami Malfoy'a i wyślizgnąłem się na korytarz, udając, że nic nie knuję. Mistrz Eliksirów właśnie szedł w moją stronę.

- Cześć. - rzuciłem, jak gdyby nigdy nic. Snape zmarszczył nos, uważnie mnie obserwując. Jak użyjesz legilimencji, to naprawdę będę wściekły.

- Dlaczego użyłeś perfum Malfoy'a? - zapytał mężczyzna, wolno pochylając się do przodu. Alex wiem, że potrafisz normalnie przełknąć, nie wyglądając jak debil, który właśnie się przyznał, że coś zmalował. Jednak się myliłem. Nie potrafię.

Zadowolony uśmieszek, szybko!

- No wiesz, właśnie chciałem iść zapytać pewną dziewczynę, czy może nie zechciałaby iść ze mną na bal... Więc szedłeś do mnie? Bo trochę mi się spieszy. A perfumy Malfoy'a, to perfumy Malfoy'a jak wszyscy wiemy.

Codzienne problemy syna Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz