Rozdział 58

426 35 37
                                    

Dzisiejszy dzień ssie więc wrzucam rozdział bo potrzebuję usłyszeć jak komuś również zniszczyłam dzień tym rozdziałem i jak bardzo mnie nienawidzicie
Buzi

- Alex proszę, obudź się.

Przecież kurwa nie śpię. Merlinie, jestem tak wyczerpany, że nawet nie jestem w stanie otworzyć oczu. Czy mógłbym po prostu spać przez kolejne dziesięć lat? Proszę.

Poczułem jak stróżka śliny powoli spływa po moim policzku. Dalej udawałem że śpię, więc ktoś delikatnie otarł moją twarz i poprawił poduszki.

- Chodź Harry, przyjdziemy rano. Biedny Alex...

To już kolejny raz, kiedy ktoś mnie odwiedza. Chciałbym trafić tak, żeby nikogo nie było. Po prostu potrzebuję pobyć sam z otwartymi oczami. Kiedy gryfoni wyszli uniosłem się na łokciach rozglądając się dokoła. Byłem w skrzydle szpitalnym, oczywiście. To jakiś absurd, że żyję. Voldemort wpadł w obłęd. Naprawdę pani Pomfrey jest cudotwórcą, jeżeli jestem w stanie chociażby kiwnąć palcem. 

Na stoliku obok łóżka stała szklanka z wodą, którą uniosłem do ust z czcią. Och tak, tego mi było trzeba. No dobrze, i co dalej? Voldemort wspomniał o tym, że zrobi coś strasznego za to, że go "zdradziłem". No, ciekawe co. Wrzuci mi do łóżka pluskwy?

Po chwili na salę weszła pani Pomfrey, niosąc na tacy jakąś obleśną papkę i całą armię wszelkiego rodzaju fiolek i ziół. Westchnąłem wiedząc, że te dawki nie wróżą nic dobrego.

- Jak się pan czuje, panie Snape?

Wzruszyłem ramionami uśmiechając się niewesoło.

- Cóż, bywało lepiej.

- Profesor Snape szalał z niepokoju. - mruknęła czarownica kładąc dłoń na moim czole. Nie odpowiedziałem. Ja też szalałem z niepokoju, gdyby to kogoś obchodziło. W tym momencie do skrzydła szpitalnego wbiegł Rosier, Malfoy, Blaise i Mark. Wyglądali jakby ktoś umarł.
Cameron błyskawicznie znalazł się przy moim łóżku blady jak ściana.

- Co się stało? - szepnąłem czując, że chyba nie do końca chcę wiedzieć.

- Alex, posłuchaj mnie. Nie wiem czy to robota Czarnego Pana... To znaczy napewno, ale może da się to odkręcić... - powiedział krukon, chaotycznie machając rękoma. Spojrzał na resztę moich przyjaciół szukając wsparcia. Malfoy sztywnie wyprostowany podszedł do mnie z twarzą tak poważną, że naprawdę zacząłem się zastanawiać nad tym czy ktoś nie umarł. Pani Pomfrey złapała przestraszona fartuch, patrząc na uczniów z lękiem.

- Debora cię nienawidzi.

Przez chwilę słychać było jedynie uderzenia mojego serca i nierówny oddech. "Sprawię, że wpadniesz w rozpacz i szaleństwo, możesz mi wierzyć." Czy właśnie to miał na myśli Voldemort? Czy to on maczał w tym swoje obrzydliwe, zmartwychwstałe paluchy?

- Gdzie ona jest? - zapytałem głosem wypranym z emocji.

- Przyprowadzimy ją. Nie ruszaj się stąd. - rzucił Blaise wychodząc szybkim krokiem z chłopakami. Nawet jeżeli bym chciał to bym się stąd nie ruszył. Został Draco, który usiadł na moim łóżku wyglądając na koszmarnie zmęczonego.

- Twój ojciec próbował już wszystkiego, Alex. Ona twierdzi, że z nią zerwałeś. Wszystkim nagadała o tym, że byłeś dla niej okrutny i dlatego teraz cię nienawidzi. Ja wiem, że to robota Czarnego Pana ale wiele osób uważa cię teraz za zwyrola. Z całym szacunkiem Alex, ale uważam że przyprowadzanie jej tutaj jest fatalnym pomysłem. Jedyne co zrobi to zacznie cię wyzywać.

Uśmiechnąłem się lekko, mimo że w środku czułem jakby ktoś chlastał mnie nożem po wnętrznościach.

- Chciałbym ją ostatni raz pocałować. - odparłem, czując że od ilości żalu wewnątrz mnie za chwilę pęknie mi klatka piersiowa. Malfoy spojrzał na mnie jak na wariata.

Codzienne problemy syna Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz