Rozdział 20

691 53 37
                                    

Siedziałem przed kominkiem, czując się jak sflaczały kapeć. To, że Snape uczył mnie oklumencji, nie znaczy że w chwili jego ostrego wkurzenia umiem się obronić. Chryste, jeżeli on się dowie, że spotkaliśmy się z cholernym Syriuszem Blackiem, to mnie wydziedziczy zanim zdążę powiedzieć "To był pomysł Potter'a."

Czułem się mocno przytłoczony tą całą sytuacją. Przecież po pierwsze Black to zbieg. Po drugie nienawidzi Snape'a. Po trzecie, najprawdopodobniej jest po prostu wariatem. Wariatem.

Ścisnąłem nasadę nosa, czując mdłości. A co jeżeli już użył na mnie legilimencji i doskonale wie co zamierzamy zrobić? To by dopiero było. Wyobraźcie to sobie tylko. Idziemy w stronę Wrzeszczącej Chaty, kiedy nagle "niespodziewanie" spotykamy Snape'a, który pyta czy może się zabrać na herbatkę do Syriusza Pieprzonego Blacka.

Prychnąłem, myśląc o tym jak bardzo Potter narobiłby w gacie. Okej, to nie byłoby śmieszne. Pewnie padłbym trupem z wrażenia.

- Hej Alexis, przyszedł do ciebie kretyn.

- Dzięki Draco, ale chyba ktoś kto jest wrogiem numer jeden Czarnego Pana nie może być kretynem, jeżeli wciąż jest żywy. - powiedziałem, po chwili rejestrując jak straszna cisza zapadła w Pokoju Wspólnym ślizgonów.

Wzruszyłem ramionami, nie czując się zobowiązanym do zawiłych tłumaczeń. Mogliby w końcu przestać jechać po Harrym, kiedy jestem obok. Jasne, rozumiem, że ślizgoni zawsze będą zemścić na złotego chłopca, ale mogliby to robić tak żebym nie słyszał.

- Snape pozwala ci tak mówić o Sam - Wiesz - Kim? - zapytał jakiś trzecioroczny brunet. Poczułem na sobie kilkanaście spojrzeń, które nie chciały się odwalić.

- Nie gadamy o Harrym. Ani o Voldemorcie. - powiedziałem, wzruszając ramionami. Całe stado ślizgonów wciągnęło powietrze i miałem wrażenie, że zaraz pękną od tego zasysania.

- Nie mówił, to znaczy... nie proponował ci żebyś do Niego dołączył, gdyby eee... no wiesz, powrócił? - zapytał chłopak siedzący obok bruneta. Wyglądał na autentycznie zdziwionego. Zmrużyłem oczy, czując się naprawdę dziwnie. Draco się wytrzeszczył, patrząc to na mnie to na głupiego ślizgona. - No bo wiesz... nasi rodzice raczej nam doradzają i... mogą mieć pewne obiekcje co do naszych wyborów. Snape...

- Słuchaj, dzieciaczku. - wyżej wymieniony naburmuszył się, patrząc na mnie obrażony. - Nawet jeżeli Snape by mi coś zaproponował, zrobię to na co akurat będę miał ochotę. Jasne? Więc lepiej módl się żebym był po twojej stronie, bo inaczej nieźle ci przyfasolę. A teraz żegnam, bo chciałem pogadać z moim bratem. - dodałem, odwracając się na pięcie. Aż żałuję, że nie schowałem się za rogiem żeby posłuchać jak obrabiają mi tyłek.

Harry miał na sobie czerwony sweter i czarne jeansy. Wyglądał jak typowy gryfoniasty gryfon. Uśmiechnąłem się na jego widok, mając nadzieję, że pożyję jeszcze trochę.

- To jak, gotowy? - zapytałem szeptem. Harry kiwnął głową, idąc w stronę wyjścia z lochów. No tak, wpadniemy na kogoś kto może nas śledzić a potem wygadać Snape'owi i doprowadzić do naszego rychłego zgonu. Szybko złapałem go za ramię.

- Masz jakieś "sprytne" przejście? Czy po prostu wyjdziemy głównym wyjściem, żeby wpaść w szpony...

- Patrz, panie Snape. - odparł nastolatek, wyjmując coś dziwnego. Wyglądało trochę jak śluz, ale zdecydowanie nim nie było. Znowu czułem się jak kretyn, który nie zna czarodziejskiego świata. Westchnąłem cierpiętniczo.

- Co to?

- To panie Snape nazywamy peleryną niewidką. - powiedział gryfon, znikając pod materiałem. Odskoczyłem, śmiejąc się.

Codzienne problemy syna Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz