Rozdział 57

422 32 58
                                    

Omg mamy 11k wyświetleń, macie ode mnie dużego buziaka! 🐈

- Co o tym sądzisz Alexandrze?

Zamrugałem patrząc to na mapę to na Czarnego Pana. Nie wiem o co zapytał mnie ten kutas. Merlinie, narady Wewnętrznego Kręgu były gorsze od lekcji historii magii. Stłumiłem ogromną chęć ziewnięcia głośno i konkretnie i skupiłem się na kolorowych kreskach oznaczających różnorakie opcje dotarcia do mugolskiego budynku.

Uniosłem wzrok widząc wpatrujących się we mnie z kpiną śmierciożerców. Uśmiechnąłem się najpiękniej jak potrafiłem i zabujałem na krześle.

- Szczerze mówiąc, jeżeli najbardziej zależy nam na jednorazowym wyrżnięciu niewinnych ludzi, którzy nie mają żadnej wartości w tej wojnie i wisi im oraz powiewa aktualna sytuacja polityczna, będę musiał się nie zgodzić mój Panie. - odparłem głosem przemądrzałego kujona. Świetnie mi to idzie po kilku spotkaniach Gwardii Dumbledore'a i przebywania w jednym pomieszczeniu z Hermioną Granger.

- Najważniejszy jest w tej akcji czas. Nie zależy nam na żadnym popisowym numerze, jak na przykład mrożąca krew w żyłach przemowa na różne rasistowskie tematy. Kosimy mugoli i do widzenia. Dlatego uważam, że najlepiej byłoby otoczyć obszar polowań kilkoma ludźmi, którzy będą pilnowali żeby nikt nie dał nogi, a reszta pojawi się na drugim piętrze skąd od razu zabierze się są robotę. Jeżeli zajmie nam to zbyt wiele czasu i zaczniemy dzielić włos na czworo to pojawią się aurorzy i nas zapuszkują, ja osobiście nie mam ochoty siedzieć. To wszystko co mam do powiedzenia na ten temat.

Czarny Pan przez chwilę "wisiał" nad mapą i co jakiś czas pomrukiwał. Rany koguta, czy mógłbym po prostu już sobie iść żeby chociaż raz przeczytać materiał na jutrzejszy sprawdzian z transmutacji? Przez ostatnie dwie godziny tylko dumamy, mruczymy i sączymy kawusie.
Jeżeli myśleliście że na spotkaniach Wewnętrznego Kręgu dzieje się coś ciekawego, jak chociażby jakieś krwawe rytuały lub Czarne Msze - rozwieję wasze wątpliwości - impreza ssie.

- Będę musiał przeanalizować wszystkie propozycje jeszcze raz. Jutro rano przedstawię wam strategię.

Miałem ochotę głośno odetchnąć z ulgą ale się powstrzymałem. Po chwili wszyscy wstali i stękając na obolałe stawy udali się do wyjścia.

- Spadamy? - zapytałem ojca, szczerząc się.

- Idź beze mnie. - mruknął nauczyciel mrużąc oczy. - Będę musiał jeszcze pomówić z Czarnym Panem.

Wzruszyłem ramionami, nie wiedząc co też znowu moi Mistrzowie Zła knują.

- Okej. - rzuciłem, wychodząc z ciemnego pomieszczenia. Odetchnąłem z ulgą nie czując już dyszącego w mój kark Voldemorta.

Merlinie, gdybym tylko wiedział do czego nasz mały, morderczy wypadzik doprowadzi...

W ciągu dnia nie zdarzyło się nic ciekawego. Spieprzyłem sprawdzian z transmutacji i bolała mnie głowa, więc humorek mi nie dopisywał. Ale oprócz tego było po prostu nudno. Przyłapałem się na tym, że w gruncie rzeczy byłem coraz bardziej podekscytowany tym całym napadem śmierciożerców. Nie to żeby samo zabijanie mnie kręciło, ale jednak było w tym coś, co sprawiało, że moja krew płynęła szybciej.

Po kolacji założyłem wygodne ciuchy i wiedząc, że dzisiaj mogę sobie bimbać i nie odrabiać pracy domowej, wyszedłem na błonie. Poczekałem chwilę, aż pojawił się wkurwiony jak zwykle Rosier i razem aportowaliśmy się na dwór Malfoyów.

Czarny Pan objaśnił nam wszystkim swoją głupią strategię, która moim zdaniem była w gruncie rzeczy zbędna. I tak wszystko wyjdzie w praniu. Mam wrażenie, że mężczyzne po prostu kręcą takie rzeczy jak układanie planu, który za cholerę nie ma prawa wypalić.

Codzienne problemy syna Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz