Rozdział 24

686 50 20
                                    

... dodać dwie szczypty sproszkowanych gałek ropuchy rzecznej, a następnie zamieszać osiem razy według wskazówek zegara i...

- Jest! - krzyknąłem, widząc jak eliksir dokładnie się wyklarował i przybrał odcień delikatnego błękitu. Tak, tak, tak! W końcu mogę przeżyć spotkanie z krwiożerczą bestią! Tak jest, Alex!

Oparłem się o ścianę, głęboko oddychając. Niewiarygodne, że Snape swoim szóstym zmysłem nie wyczuł, że coś zmalowałem. Jeżeli wszystko mi się uda, to zgłoszę się do sił specjalnych USA. Myślę, że praca tam to pestka w porównaniu z tym czego dokonałem. Prawie. Jeszcze tylko spacerek do boksów smoków i spojrzenie w te piękne oczyska. Nawet Cho takich nie ma.

Przelałem porcję eliskiru do fiolki i szybko założyłem płaszcz. Miałem mało czasu. Już położyłem dłoń na klamce, kiedy usłyszałem mamrotanie od strony łóżka Malfoy'a.

- Alex, gdzie ty znowu idziesz? Jeżeli stracisz jakieś punkty to cię zatłukę, przysięgam.

- Spokojnie, mam pelerynę Harry'ego. - szepnąłem, nie chcąc obudzić chłopaków. Już myślałem, że ślizgon zasnął, kiedy Draco nagle usiadł na łóżku, przecierając oczy. Westchnąłem, mając ochotę rzucić na niego drętwotę i spieprzyć. Ale nie. Nie będę taki zły. Umiem się kontrolować. Oczywiście.

- To niesprawiedliwe! Jak Potter wpada, to zawsze ze swoimi zasmarkanymi kumplami! Jesteśmy przyjaciółmi a ty co?! Zawsze sam!

- Nie wiedziałem, że miałeś taką ochotę na szlaban, Malfoy i cóż, z chęcią zabrałbym cię ze sobą, ale niestety zrobiłem tylko pojedynczą porcję eliksiru. Nie starczy dla nas dwóch. - powiedziałem, szybko zamykając za sobą drzwi mając nadzieję, że chłopak nie zamierza za mną iść. Oczywiście zrobiłem cały kociołek żeby nie dzielić włosa na czworo, ale mam nadzieję, że Malfoy się nie skapnie.

Nałożyłem pelerynę wchodząc do Pokoju Wspólnego, mimo że nie było w nim żadnego ucznia. Dobrze wiem, że portrety informują Snape'a jeżeli ktoś da nogę w ciągu nocy. Zerknąłem na zegarek. Zbliża się pierwsza. Idealna ciemnica. Wyślizgnąłem się na zewnątrz obok portretu starego zamczyska i nie zdejmując peleryny, minąłem błonie.

Dopiero kilkadziesiąt metrów dalej ustawiono boksy milusich stworzonek, więc musiałem przejść zapewne przez kilka czarów, które wykrywają czyjąś obecność. Schowałem się za wielką choinką, obserwując dwóch czarodziei, którzy stali na warcie. Widać było, że trochę im się podsypia. Westchnąłem, starając się obliczyć ile czasu zajmie mi przebiegnięcie do drzwi boksu. Dobra, raz się żyje.

Zasuwałem jakieś pięć sekund, kiedy nagle jeden z mężczyzn gwałtownie wstał, wyciągając różdżkę. Rzucił jakieś dziwne zaklęcie, dzięki któremu ziemia nagle zafalowała, a ja runąłem jak długi.
Od impetu uderzenia przez chwilę nie mogłem zaczerpnąć oddechu, ale tyle czasu starczyło żeby ktoś mocno mną szarpnął, stawiając do pionu. Merlinie, Snape przeciągnie mnie przez maszynkę do mięsa. Szybko odsunąłem się od czarodzieja, żeby dobrze mu się przyjrzeć. Nie zajęło mi to dużo czasu.

- Alex? - zapytał zszokowany Charlie Weasley, patrząc na mnie jak na ducha. - Co ty wyprawiasz?

Myśl Alex, myśl!

- Kurczę trochę głupio wyszło ale właśnie robimy ze Snape'm bardzo delikatny eliksir, sam rozumiesz... Nie wie o nim zbyt wiele osób, a szybko potrzebujemy troszkę wylinki...

Weasley patrzył na mnie z jawną kpiną i zirytowaniem. Westchnąłem. Dobra, nie pozostaje mi nic innego jak się przyznać i umrzeć z honorem.

- Ja...

- Alex Alex! Jeszcze ślina!

Zastygłem w miejscu, słysząc głos Draco. No, jeszcze tylko jego mi tutaj brakowało! Charlie szybko się odwrócił, widząc młodego czarodzieja.

Codzienne problemy syna Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz