Matko, ten rozdział pisało mi się tak ciężko xd nie wiem jakim cudem go skończyłam hah
Wezwał mnie dwa tygodnie przed świętami.
Koniec końców nie powiedziałem Draco o moim naznaczeniu. Ostatnio nie układało nam się tak jakbym chciał i w dodatku ślizgon miał własne problemy. Nie chciałem, żeby pod wpływem emocji komuś się wygadał.
Jedynymi osobami w Hogwarcie, które były świadome tego, że posiadam Mroczny Znak byli Snape, Potter i Rosier. Dumbledore pewnie też. Nie wiem czy McGonagall wiedziała, ale na pewno coś podejrzewała. Nie mam zielonego pojęcia jakim cudem udało mi się to ukrywać przez dwa tygodnie, mieszkając z tak przebiegłymi ślizgonami, którzy byli pewni, że wkrótce zostanę śmierciożercą.
Oczywiście obawiałem się w jakim momencie Voldemort zechciałby ze mną poplotkować. Na wszelki wypadek ułożyłem sobie kwestię na większość możliwych wypadków.
Akurat byliśmy w Wielkiej Sali i jedliśmy obiad, kiedy w połowie drogi widelca z makaronem poczułem straszny ból w przedramieniu. Rzuciłem kontrolne spojrzenie na moich znajomych, żeby sprawdzić czy zauważyli cokolwiek.
Malfoy dziubał widelcem w ryżu mając w dupie wszystko dookoła, a Blaise i Pansy obrabiali dupę Granger.Uniosłem wzrok na stół krukonów i zobaczyłem jak Rosier się otwarcie na mnie gapi. Nie był to kpiący uśmieszek ani nawet rozbawienie. Równie dobrze mógł wyglądać za okno. W pewnym momencie wstał od stołu i szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej Sali. Czyli, że skubaniec wiedział doskonale. Tylko czekał aż mnie wezwie.
- Draco, nie za dobrze się czuję. Zemdliło mnie, pójdę do skrzydła szpitalnego.
- Iść z tobą? - zapytał chłopak przedłużając samogłoski. Powoli wstałem, rzucając ojcu "to" spojrzenie. Nauczyciel prawie niezauważalnie skinął głową.
- Nie, to pewnie nic poważnego. - odparłem denerwując się coraz bardziej. O co może chodzić Czarnemu Panu?
- W porządku. - powiedział Draco spokojnie. Dziwne, zazwyczaj byłby podejrzliwy. Czy mi na mózg padło, czy wszyscy oprócz mnie wiedzą czego chce ta beznosa gnida?
Bez słowa skierowałem się w stronę drzwi. Mam wrażenie, że wszyscy uczniowie patrzyli wyłącznie na mnie. Jezu, odwalcie się bo rzucę na każdego z was Cruciatusa.
Udałem się szybkim krokiem na błonia co chwilę sprawdzając czy nikt mnie nie śledzi. Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie wpadłem w stan histerii i paranoi, kiedy nagle wpadłem na Hagrida. Dosłownie odbiłem się twarzą od jego brzucha.
- Cholibka, uważaj żebym cię nie rozdeptał Alex. - mruknął gajowy przyglądając mi się z uśmiechem. Nauczyciel OPCM - u miał we włosach badyle i niósł jakiś strasznie wielki koszyk. - A właściwie to gdzie ty się wybierasz? Ściemnia się już. Widziałem też Camerona, co wy knujecie chłopaki?
Zamrugałem patrząc z grymasem na pół olbrzyma. Merlinie, dlaczego nie mógł pojawić się w tym miejscu dosłownie dziesięć sekund później?
- Przepraszam, ale nie mam czasu Hagrid. Mój ojciec wie o tym, że nie ma mnie w zamku, naprawdę. To bardzo ważne więc wybacz ale śpieszę się.
- Ale... ale, Alex!
Nie odpowiedziałem mężczyźnie biegnąc w stronę linii antyaportacyjnej. Nie miałem czasu na takie głupoty jak pogaduszki z gajowym, no błagam. Czarny Pan już i tak napewno jest cholernie wściekły z tego powodu, że nie aportowałem się od razu z Hogwartu. Co z tego, że to jest niemożliwe?! Rany, czarnoksiężnik na prawdę miał swoje wymagania.
CZYTASZ
Codzienne problemy syna Snape'a
Fanfic...czyli jak zgrabnie wywinąć się od Mrocznego Znaku. Wszystko było w porządku, do tego dnia, kiedy Voldemort postanowił wcielić mnie do swojej armii. Alex Blake jest zwyczajnym nastolatkiem. Przynajmniej wśród młodzieży z okolicy Ośrodka Wychowawcz...