Rozdział 50

460 31 93
                                    

- Myślę, że Malfoy jest po prostu zazdrosny.

Wzruszyłem ramionami wlokąc się krok za Rosier'em. Szliśmy do biblioteki. Cameron musiał sprawdzić coś na temat podarunku od ojca. Nie wiedziałem co otrzymał, ale szczerze mówiąc jego zdegustowana mina powiedziała mi już tyle, ile chciałem.

- To głupie. Wszyscy, którzy wiedzą wystarczająco wiele, a Draco jest taką osobą zdają sobie sprawę z tego, że najchętniej rzuciłbym to w cholerę. - powiedziałem pociągając nosem.

Przeziębiłem się podczas wyzwalania tych śmierciożerczych gnid. W ogóle od tamtego czasu czułem się fatalnie. Nie wiedziałem już czy moje samopoczucie było w dużym stopniu zależne od tego, że na widok aurora moje serce biło dwadzieścia razy szybciej niż zazwyczaj. Miałem wrażenie że mój stan zdrowia można było określić jako przed zawałowe.

Harry'ego unikałem jak ognia żeby się przypadkiem nie wygadać na temat najgłośniejszej sprawy ostatnich dni - ucieczki z Azkabanu najgorszych przestępców, morderców i innej śmierciożerczej śmietanki. Gdyby gryfon wiedział, że miałem jakikolwiek wkład w to cudne przedsięwzięcie, na pewno by mnie znienawidził.

Ślizgoni też traktowali mnie inaczej niż przedtem. Część się mnie obawiała, reszta szanowała. Oczywiście wszyscy wiedzieli o moim wkładzie w ostatnie wydarzenia. Powoli miałem już tego dość. Sądziłem, że po jakimś czasie czarodzieje zaczną rozmawiać o czymś innym. Niestety. Najgorsze jest to, że osoby przynależące do rodzin uciekinierów były przesłuchiwane. Rosier wyglądał jakby nie spał od tygodnia. W gruncie rzeczy tak właśnie było. Chłopak w dziewięćdziesięciu procentach składał się z kawy i nienawiści do całego świata.

Snape traktował mnie jakbym był wystraszoną sarenką. Po bójce z Malfoy'em poszedł ze mną do swoich kwater, gdzie dał mi przeciwbólowy i zapytał czy chcę z nim o czymś porozmawiać. 
W gruncie rzeczy nie byłem pewien jak chciałbym żeby mój ojciec się zachował, po tym jak sprawiłem, że wisiała nade mną możliwość zapuszkowania. Dlatego właśnie wzruszyłem ramionami i zwiałem do mojego pokoju. Wydaje mi się, że w ogóle Snape ostatnio rzadziej ze mną rozmawiał.

- Wiesz co, Snape? Myślę, że powinieneś się rozerwać. Jeżeli tak dalej pójdzie to skończysz jako znerwicowany kawał mięcha.

Zamrugałem patrząc na poważną minę krukona. Oczywiście, imprezka zawsze brzmi świetnie, ale nie wiem czy teraz to najlepszy pomysł.

- Przemyślę to.

Cameron jednym krokiem mnie wyprzedził, stając przede mną. Zaplótł dłonie na piersi patrząc na mnie z zawziętością.

- Nie rozumiesz co ja mówię? Otóż informuję cię, że masz czekać na mnie w korytarzu za łazienkami prefektów o osiemnastej.

Otworzyłem usta żeby powiedzieć debilowi, że jutro mam sprawdzian z eliksirów i może się walić, ale ten położył mi palec na ustach.

- Ani słowa Snape. Tylko spróbuj nie przyjść, a skończysz bardzo, bardzo źle. - powiedział krukon odwracając się w stronę klasy zaklęć. - Muszę iść na lekcje. Ale pamiętaj ty uparty ślizgonie : moje wewnętrzne oko będzie wiedziało jeżeli zrezygnujesz. - odparł chłopak znikając za zakrętem. Prychnąłem, co było jakąś imitacją śmiechu. Po chwili słyszałem już tylko jego kroki. Westchnąłem stojąc sam w korytarzu.

Moje zmęczenie i osłabienie nagle dało o sobie znać. Nie usłyszałem kiedy jakiś pajac zaszedł mnie od tyłu i posłał zaklęciem na ścianę. Merlinie, dlaczego nie zauważyłem że ktoś nas śledzi?

Poczułem jak adrenalina pobudziła mnie do działania. Niestety, dalej byłem strasznie osłabiony. Wstałem, błyskawicznie odwracając się w stronę napastnika. Okazał się być nim jakiś skretyniały gryfon, który wyglądał na bardzo wściekłego. Podziękowałem wszystkim bóstwom za to, że w Hogwarcie nie uczą czarnej magii. Inaczej byłbym już zapewne obrazem krwistego steka. Chwila, chwila przecież ja znam czarnomagiczne zaklęcia.

Codzienne problemy syna Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz