14. Egipskie pustynie

1.4K 87 37
                                    

________________
And I don't care it's obvious

I just can't get enough of you
The pedal's down, my eyes are closed
No control
_________________

Gdy nadszedł siedemnasty dzień lipca Ariana nie spodziewała się tego, w jaki sposób spędzi kolejny tydzień wakacji. Lato ciągnęło się dniami, a wręcz nienaturalne upały powodowały, że krukonka nie opuszczała swojego domu nawet na chwilę. Stanowczo bowiem wolała przesiadywać w swoim pokoju, gdzie znajdował się wiatrak, lub rozkoszując się zimnym, truskawkowym koktajlem piętro niżej, w kawiarni jej mamy.

Słoneczny poranek rozpoczął się tak, jak zawsze. Szatynka została obudzona o świcie przez promienie słoneczne, które dostawały się do jej pokoju przez niedokładnie zasłonięte żaluzjami okna.

Usiadła na swoim unoszącym się w powietrzu łóżku czując, jak lekko zakołysało się przez jej gwałtowne ruchy. Ziewnęła kilka razu i przetarła oczy dłonią, śmiesznie marszcząc przy tym nos.

Gdy po kilku dobrych minutach siedzenia i patrzenia przed siebie zwlekła się z posłania i ruszyła ku kuchni, skąd dochodziły już odgłosy domowych sprzętów oraz rozmów Lei z Edwardem niemale się zdziwiła, gdy na środku korytarza zobaczyła dwie, wielkie walizki, nad którymi pochylała się jej matka. Wkładała ona przygotowane wcześniej stosy ubrań do środku i ze zdziwieniem przyglądała się, jak przy dopiero początku nie miała już prawie miejsca.

Gdy dostrzegła córkę uśmiechnęła się jedynie pod nosem, a następnie spokojnie oznajmiła, by spakowała swoje rzeczy do walizki, która czeka na nią w salonie. Jedyna odpowiedź, którą otrzymała na milion zadanych pytań brzmiała, by zabrała raczej letnie ubrania na tydzień i stroje kompielowe.

W głowie krukonki jednocześnie skumolowało się tysiące pytań. Pierwsza myśl, która ją naszła była oczywiście tą, związana z corocznym wyjazdem nad jezioro.

Coś było jednak nie tak. Lea nie starałaby się utrzymać wszystko w tajemnicy, jeśli chodziło jedynie o wyjazd, który odbywał się co roku. Wiedziałaby, że było to zbyt łatwe.

Mimo wszystko Ariana spełniła prośbę mamy i wypchała ostatnią, czarną walizkę po same brzegi. Pierwszy raz skusiła się na wzięcie sukienki, od których normalnie jak najdalej uciekła. Co prawda była raczej prosta, biała w niebieskie, drobne kwiatki, z lekko rozkloszowanym dołem, lecz mimo wszystko Dennis czuła się dumna sama z siebie.

- Gotowa? - Ariana kiwnęła zdecydowanie głową, poprawiając czarne okulary zasłaniające jej oczy. Zmniejszyła swój bagaż do rozmiarów, które pozwoliły jej schować go do kieszeni, a następnie z wyczekiwanien spojrzała na czarodziejów.

- Na co? - spytała z nienacka, mając nadzieję, że może w ten sposób dowie się jeszcze czegoś, lecz jedyne, co otrzymała, było kolejnym, tajemniczym uśmiechem Lei.

- Okej, Ariano. Zamknij oczy i trwaj tak, dopuki nie powiem, abyś je otworzyła. Dobrze? - przez chwilę intensywnie wpatrywała się w Edwaeda, który spokojnie czekał na jej odpowiedź. Lewą rękę zaciskał na swojej różdżce, natomiast prawą obiął ramieniem starszą Dennis.

Ariana kiwnęła głową, a następnie według polecenia zamknęła oczy, z niecierpliwością wyczekując kolejnych poleceń.

Zamiast nich chwilę później poczuła ogarniające ją uczucie wirowania. Dosłownie, jakby ktoś wsadził ją na karuzelę, a następnie ustawił jej pełną moc. Lub zamknął w pralce.

Czuła także rękę matki na swoim ramieniu, co wydawało jej się dość dziwne. Zresztą... Wszystko tego dnia było dziwne.

Chwilę późnej poczuła, że wszystko się zmieniło. Grunt, na którym stała przestał przypominać gładkie panele wypełniające korytarz, a raczej coś na kształt sypkiej ziemi lub piasku. Powietrze także uległo zmianie. Stało się gorętsze i suchrze, jakby cała wilgoć wisząca w nim została nagle wyssana.

Two sides · Oliver Wood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz