25. Bal Bożonarodzeniowy

1.1K 71 24
                                    

__________________
It's now or never, we're in this together
We'll fight through the highs and the lows
No, we won't break, we're more than flesh and bone
___________________

Dzień balu rozpoczął się przygotowaniami w każdym z dormitorii w wieży Krukonów. Był wolny od lekcji, ale wszyscy już od samego rana zajmowali łazienki i mierzyli swoje kreacje.

Ariana rozpoczęła poranek bieganiem wzdłuż jeziora, a następnie dokładnym rozciągnięciem się. Ponownie, widziała Wiktora, przez którego czuła się dość niezręcznie. Miała wrażenie, że chłopak nie spuszcza z niej wzroku. Zimowe powietrze przyjemnie ją orzeźwiało, przez co miała wrażenie, że dzień ten wcale nie zapowiada się tak źle. Zgarnęła wszystkie luźne pasemka z twarzy, które podczas biegania musiały wypaść z jej wysokiego kucyka, a następnie oparła dłonie na biodrach i przez chwilę oddychając, spojrzała na Kruma.

Uczeń Durmstrangu pływał w jeziorze, zupełnie nie zważając na minusową temperaturę, jaką towarzyszyła zimie. Nie robił sobie także nic z potwora w zbiorniku, o którym od lat krążyły legendy. Mimo to, Ariana miała wrażenie, że czuje na sobie wzrok stanowczo zbyt często. Zamierzała nawet któregoś dnia podejść do Wiktora i spytać w prost, o co mu chodzi, lecz ten dzień miał być wyjątkowy. Nie miała zamiaru zakłócać to takimi prostymi rzeczami.

Do południa zdążyła jeszcze dokończyć jedną z jej wielu książek na temat Quidditcha, które pochłaniała śladowymi ilościami. Mimo pozorów przeciętnej, jak na krukonkę uczennicy, uwielbiała czytać, jeśli miała na to czas i ochotę. Dopiero po obiedzie zaczęły się prawdziwe przygotowania. W nadzwyczaj ułożonym pokoju wspólnym krukonów panował haos. Wszyscy szukali swoich rzeczy i dobijali się do skromnych łazienek, których w takich momentach było stanowczo za mało.

— To niesprawiedliwe! Ty korzystasz z łazienki prefektów, bo jesteś kapitanem, a Marisol... No bo jest prefektem — oburzyła się Shannon, nie odrywając wzroku od sukienki, której zagniecenia prasowała różdżką. Nie miała ona ramiączek, a burgundowy odcień ładnie podkreślał oczy Hatway.

— Przecież masz naszą łazienkę całą dla siebie, w czym problem? — spytała Barett, w skupieniu malując sobie paznokcie. Jej ciemne, krótkie włosy zakręcone były na wałki.

Ariana przygotowała wszystko na dzisiejszy dzień i zadowolona z siebie przeczesała dłonią świeżo umyte włosy. Zaraz po porannym biegu wstąpiła pod prysznic, przez co teraz mogła cieszyć się ich świetnym wyglądem. Mar zajęła się jej paznokćmi, przez co Dennis mogła podziwiać ich pomarańczowy kolor. Makijażem obiecała zająć się Shannon, która aktualnie jedynie plątała się po pokoju, ciągle zapominając o kawałku garderoby. Z włosami związanymi pod ręcznikiem i ciemnym dresem na siebie stanowiła chyba jedno z największych źródeł chaosu w zamku.

— Bo tamta jest taka wielka! — zachwyciła się, wieszając z powrotem materiał na wieszak. Wysokie, czarne szpilki ustawione obok drzwi tylko czekały, aż Hatway włoży je na stopy.

— Nic specjalnego — stwierdziła krótko brunetka, uśmiechając się na widok zamierzanego efektu. Rozciągnęła się na łóżku, jakby długie siedzenie w jednej pozycji zaszkodziło jej mięśnią.

Ariana wzruszyła ramionami, nie mając zamiaru wykłócać się z Shannon. Gdyby ta postanowiła coś sobie, już do końca trzymałaby się tego, nawet, jeśli to Dennis miała rację.

— Choć tu, zrobię cię na bustwo! — podczas biegu szatynka chwyciła przyjaciółkę za nadgarstek i gwałtownie pociągnęła ją, sadzając na krześle. Przed sobą ustawiła masę kosmetyczek wypełnionych po brzegi rozmaitymi specyfikami, o których działaniu Ariana nie miała zielonego pojęcia. — Będziesz jedyną królową tego balu.

Two sides · Oliver Wood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz