6. Uzdrowiciel i cukiernik

2.1K 121 14
                                    

_______________
I'm gonna live like tomorrow doesn't exist
Like it doesn't exist
I'm gonna fly like a bird through the night
Feel my tears as they dry
_________________

Podróż trwała zaledwie dwie godziny, ale Arianie wydawało się, że spędziła wieczność w Ekspresie Hogwart. Gdy zmęczona kilka godzin później stanęła na peronie rozglądając się za znajomą twarzą, owinięta w niebiesko szary szalik stwierdziła krótko, że w tym roku wcale nie czuje świątecznej atmosfery.

Pożegnała się z Shannon i Marisol, które ruszyły w dwie przeciwne strony szukając swoich rodziców, a sama stanęła niewiele dalej czekając, aż ktoś do niej podejdzie. Jej i tak niezbyt widoczny uśmiech zrzednął, gdy zamiast matki dostrzegła jej partnera - Edwarda.

Edward Adkins był wysokim mężczyzną o jasnych, kręconych włosach, które zawsze starał się ułożyć, ale one i tak żyły własnym życiem. Gdy dostrzegł Krukonkę, a ta spojrzała mu na ułamek sekundy w oczy, poczuła dziwny dreszcz na plecach. Nie cierpiała, gdy niemożliwie niebieskie tęczówki zatrzymywały się na niej i skanowały ją spojrzeniem.

Podeszła do niego, starając się ukryć niechęć. Nic nie mogła poradzić na to, że po prostu w jej życiu nie było miejsca na chłopaka jej mamy...

— Cześć Ari! — powiedział, uśmiechając się do dziewczyny i odbierając od niej ciężki kufer.

— Cześć Ed — rzuciła w stronę mężczyzny. Mimo, że żyli pod jednym dachem, Edward kazał Arianie mówić do siebie po imieniu. Nie chciał by nazywała go wujkiem, w końcu nie był jej rodziną, a per. pan wydawało się zbyt oficjalne, jak na dwoje ludzi zamieszkujących wspólny dom.

Dennis złapała wyciągnięte ramię Uzdrowiciela i teleportując się chwilę później, stała kilka przecznic dalej w centrum miasta. Nieduży dom połączony z cukiernią prezentował się niezwykle osobliwie na tle zwykłych, jednorodzinnych domków. Pomalowany na pastelowy błękit napominał Arianie amerykańskie domy, które co kawałek spotykała w Stanach. Przez duże okna można było zobaczyć wnętrze lokalu, a zapach pieczonych ciast towarzyszył każdemu przechodniowi w zasięgu kilkunastu metrów.

Oprócz dużych, przeszklonych drzwi, znajdowały się także zwyczajne, umieszczone na tyłach, aby domownicy nie musieli za każdym razem przechodzić przez cały budynek. Dzisiaj jednak Ariana postanowiła skorzystać z tych przeznaczonych dla klientów. Wiedziała bowiem, że pani Dennis jest jeszcze w pracy, a Krukonka odczuwała niezwykle silną potrzebę zobaczenia jej zaraz po powrocie do domu.

W środku oprócz znajomego zapachu, ciepła i kilku klientów stała Lea. Przebrana w dopasowaną sukienkę i wygodne adidasy manewrowała między stolikami, dostarczając kolorowe koktajle i pyszne ciasta klientów. Zatrzymała się jednak gwałtownie, gdy usłyszała dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami, a następnie zobaczyła swoją jedyną córkę. Odrzuciła czerwony fartuch na ladę i uśmiechnęła się rozczulona, widząc jej zaczerwienione policzki i nos.

— Mamo! Stęskniłam się za tobą — dziewczyny znalazły się w swoich ramionach, przez chwilę ściskając się mocno nawzajem. Ariana od razu wyczuła aromat lukru, który zawsze kojarzył jej się ze starszą Dennis.

— Nie mogłam doczekać się, aż przyjedziesz. Pierniki czekają na górę na lukrowanie! — gdy wreszcie odkleiły się od siebie, Lea musiała przyznać, że jej córka zmieniła się od ostatniego czasu, gdy ją widziała. Wydawała się doroślejsza, piękniejsza i coraz bardziej przypominała ją samą. Włosy urosły jej o kilka centymetrów i tak, jak podczas każdej zimy, miały trochę ciemniejszy kolor niż zazwyczaj.

Two sides · Oliver Wood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz