Rozdział 4

10.9K 716 219
                                    

Muszę przyznać, że maraton wyjątkowo nam się udał. Niektóre z filmów wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Czułem, jakbym dzielił ciało z głównym bohaterem. Płakałem, śmiałem się, cierpiałem i cieszyłem razem z nim.

Chciałbym być wolny jak Mustang z Dzikiej Doliny. Niestety nigdy tak nie będzie. Jestem omegą i będę traktowany jak maszyna do rodzenia dzieci. Nie zaznam miłości ani troski.

Szkoda, że mój wilk nie chce przyjąć tej wersji. Według niego Paul to najcudowniejsza alfa pod słońcem i nigdy nie będzie tyranem. Ciągle o nim gada, aż czasem mam ochotę się pozbyć tego zwierzaka. Przecież ja nigdy się z nikim nie zwiążę. A na pewno nie z Paulem. Może on ukrywa sadystyczną naturę, albo ma dziwne i chore fetysze? Nawet nie chciałbym tego sprawdzać.

Będę z całych sił starał się mu nie ulec. On nie wie, co w moim sercu się kryje. Moje przeżycia i pamięć o bólu są zbyt silne. Chcę żyć i przeżyje, ale bez niego u boku. Byłoby łatwiej, gdyby mój wilk ze mną współpracował.

Na razie koniec tego marudzenia nad moją beznadziejną sytuacją. Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Ciekawe, która jest godzina. Rozejrzałem się w poszukiwaniu zegarka. Dochodzi dziesiąta. Nie jest tak źle. Założyłem wczorajsze ubrania i poszedłem do swojego plecaka. Gdzie ja włożyłem tabletki? Zacząłem sprawdzać każdy zakamarek. Przecież musiałem je wziąć. Cholera. Miałem nie zostawać na noc, więc nie spakowałem lekarstwa. Jakim ja jestem idiotą. Nie zabrałem nawet jednej tabletki na wszelki wypadek. Przegryzłem wargę. Teraz pewnie każdy wie jak pachnę. Miętą i cytryną. Czemu muszę być taki nieogarnięty? Ale spokojnie. Są duże szanse, że Paul jeszcze nie wrócił. Miał wrócić po południu. Westchnąłem. Nigdy nie lubiłem swojego zapachu. Był jak dla mnie zbyt drażniący. Wolałbym pachnąć malinami. Uwielbiam te owoce. Są słodkie i takie różowe. A cytryn prawie nikt nie lubi, niektórzy jeszcze dodają ją do herbaty.

Mama mi powiedziała, że zapachy oddają w jakiś sposób nasz charakter. Ona mówi wiele rzeczy. Czasem nawet posuwa się do kłamstwa. Próbowała mi wmówić, że tata mnie kocha. Nie chciałem w to wierzyć. Przecież inaczej powinno okazywać się te pozytywne uczucia, prawda?

Założę się, że miłość Paula będzie wyglądała podobnie. Najpierw kwiaty i wino, a potem siniaki i krew. Dlatego za wszelką cenę muszę go unikać.

Jednak to się trochę komplikuje. Przyjaźnię się z Newtem. Nie jestem w stanie poświęcić tej znajomości, by uciec przed alfą. Został mi tylko ten zwariowany chłopak. Moi starzy przyjaciele odcięli się ode mnie. Z dnia na dzień przestali odpowiadać na moje wiadomości. Bez słowa wyjaśnienia. Widocznie nie traktowali mnie poważnie.

A Newt jest inny. Mimo że krótko go znam, to czuję się przy nim swobodnie i bezpiecznie. Mam przeczucie, że on mnie nigdy nie zostawi. Chociaż jednak może to zrobić. Pewnie ucieszy się, gdy się dowie, że jestem przeznaczonym jego brata. Boję się jego reakcji, gdy mu powiem, że wcale nie chcę tej więzi i będę robił wszystko, by nie sparować się z Paulem. Jeśli on mnie zostawi, to znów zostanę całkiem sam. Mam paru kolegów i koleżanek, ale nikt nie jest mi tak bliski jak Newt.

– Ale, czy on lubi mnie tak, jak ja jego? – szepnąłem sam do siebie i powoli wyszedłem z pokoju gościnnego. Muszę znaleźć swój telefon i spadać stąd. Nie będę igrał z losem. Dużo czasu spędziliśmy w salonie, więc to pewnie tam znajduje się poszukiwany przeze mnie przedmiot. Wszedłem do odpowiedniego pomieszczenia i rozejrzałem się. Gdzie ja mogłem go zostawić? Zacząłem poszukiwania. Dokładnie sprawdziłem sofę, nawet zaglądałem pod nią. Następnie obejrzałem fotele. Nadal nic. Może wpadł mi pod dywan? Klęknąłem i podniosłem go do góry. Zacząłem ręką na ślepo sprawdzać, czy nic tam nie leży. Aż wreszcie poczułem pod palcami znajomą strukturę. Mój telefon! Jak on się tam znalazł? Wstałem z podłogi, ułożyłem dywan i otrzepałem się.

– Kim jesteś? – usłyszałem obcy głos i zamarłem. Po chwili uderzył we mnie zapach sosny i miodu. To Paul. Ale wpadłem. Zorientowałem się, że chłopak cicho mruknął. Zdemaskował mnie. Ruszył w moją stronę. Spiąłem się i szybko odwróciłem przodem do niego.

– Nie zbliżaj się do mnie, zrozumiałeś? – powiedziałem ostro. Alfa kiwnęła głową i zatrzymała się. To moja okazja. Wystartowałem jak z rakiety, po drodze udało mi się złapać plecak. Wpadłem do korytarza i szybko sięgnąłem po swoje buty. Boso wyleciałem z domu. Biegłem, aż nie upewniłem się, że chłopak nie ruszył za mną. Starałem się unormować oddech i założyłem wreszcie buty. Będę miał z czego się spowiadać Newtowi.

Irytująca Omega ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz