Leniwie zwlekłem się z łóżka i założyłem bluzę, od razu ją zapinając. Cieszyłem się na samą myśl o spacerze, jednak z drugiej strony wiedziałem, że idę na niego z Paulem. A ten fakt był już mniej kolorowy. Podszedłem do szafeczki i połknąłem pół tabletki na maskowanie zapachu. Drugą połówkę schowałem do torebeczki i wrzuciłem do plecaka, tak na wszelki wypadek. Gdy upewniłem się, że wszystko mam, wyszedłem z pokoju. Po drodze pożegnałem się z mamą i zgarnąłem kurtkę z wieszaka. Ostatnio trochę zmarzłem, więc tym razem wolałem tego uniknąć. Sprawdziłem godzinę, do ustalonego czasu zostało mi jakieś dziesięć minut.
Wyszedłem z mieszkania. Nawet nie podchodziłem do windy, bo ona i tak nie działała. Używanie schodów nie jest takie złe. Ale jak wchodzi się na czwarte piętro, to można się wkurzyć. Zwłaszcza wtedy, gdy rodzicielka robi ogromne zakupy, a ja muszę je wnosić. Fakt, jestem wilkołakiem, ale nie mam takiej siły jak inni. Więc mogę się zmęczyć. Westchnąłem i zacząłem kierować się w dół. Jednak w połowie drogi zatrzymała mnie moja sąsiadka. Uprzejma, starsza kobieta, która piecze przepyszne ciasteczka z masłem orzechowym. No niebo w gębie.
– Dzień dobry, przepraszam, ale się śpieszę. Nie mogę się spóźnić – lekko się uśmiechnąłem.
– Zajmę ci tylko chwilkę. Wpadnij jutro do mnie z mamą. Chciałabym z wami porozmawiać, a tak dawno mnie nie odwiedzaliście.
– Mam ostatnio urwanie głowy, wie pani nauka i te sprawy – nerwowo spojrzałem na ekran telefonu.
– Wiem jak to jest, młodzi ciągle są w biegu. No leć do tego swojego przyjaciela. Tylko uważaj na siebie – poklepała mnie po ramieniu i ruszyła w dalszą drogę, pod nosem marudząc na brak działającej windy. Pokręciłem głową i wznowiłem swój bieg po schodach. Wyszedłem z bloku i rozejrzałem się. Paul stał oparty o swój samochód i uśmiechał się szeroko. Przybrałem znudzony wyraz twarzy i podszedłem do niego.
– Spóźniony. I to aż całe dwie minuty – usłyszałem jego cichy śmiech. Przewróciłem oczami.
– To nie była moja wina. Powinieneś się cieszyć, że w ogóle przyszedłem. Jedziemy już?
– Wskakuj do auta marudo – mruknąłem coś pod nosem, okrążyłem samochód i wsiadłem do niego. Zapiąłem pasy i upewniłem się, że są mocne. Nigdy nie wiadomo, co takiemu durniowi jak Paul strzeli do łba. Chłopak zajął miejsce obok mnie, odpalił silnik i wyjechał na drogę. Przez podróż trochę rozmawialiśmy. Chociaż bardziej wyglądało to tak, że chłopak mówił, a ja tylko kiwałem głową. No parę razy zaśmiałem się z jego żartu, ale tak to starałem się być jak najbardziej obojętny. Przypatrywałem się kolorowym drzewom i pojedynczym ptakom, które postanowiły, że zimę spędzą tutaj.
– Daleko jeszcze? – spojrzałem na niego. Zauważyłem, że chłopak zwolnił i skręcił w leśną dróżkę.
– Za chwilę będziemy na miejscu – pokiwałem głową i oparłem się o fotel, wzdychając głośno.
Na całe szczęście chłopak nie kłamał i po paru minutach, mogłem wreszcie wysiąść z samochodu. Poprawiłem sobie plecak na ramionach i rozejrzałem się. Las wyglądał zniewalająco. Zwróciłem uwagę na niewielkich rozmiarów domek. Był drewniany i skromnie urządzony. Przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Niepewnie podszedłem w jego stronę.
– Mamy się w nim rozebrać? – Paul pokiwał głową.
– W tym miejscu tata poznał mamę, więc postanowił wykupić małą część terenu i postawić domek jako taki symbol lub pamiątkę – wzruszył ramionami i otworzył drzwi, wpuszczając mnie – będziemy w oddzielnych pomieszczeniach. Wyjdziesz pierwszy, a ja po tobie. Nie chcę cię niepotrzebnie stresować – pokiwałem głową i wszedłem do środka. Od razu wybrałem sobie jakieś pomieszczenie i zamknąłem się w nim. To nawet miłe z jego strony, że pozwala mi na taką prywatność, a nie każe mi się rozbierać przy nim. Szybko zdjąłem ubrania i niechlujnie je złożyłem. Potem pośpiesznie wyszedłem z domku i przemieniłem się. Usiadłem przy jednym z drzew, czekając na Paula. Gdy usłyszałem skrzypienie drzwi, spuściłem swój wzrok. Dopiero, gdy poczułem jak ktoś mnie szturcha, ruszyłem przed siebie. Chłopak szedł obok mnie.
Jako wilki nie mogliśmy się porozumiewać. Możliwe były jeszcze rozmowy za pomocą myśli, ale one były dostępne tylko dla sparowanych wilków. Ja, na szczęście, nie zostałem oznaczony, więc mogliśmy komunikować się ze sobą tylko i wyłącznie, używając mowy ciała.
Moim zdaniem czasem nawet milczenie mogłoby być lepsze od bezsensownej rozmowy. Ludzie zbyt często używają potoku słów, by na siłę załatać ciszę. A zamiast tego mogą się jej oddać i poprowadzić rozmowę, która opierała się na drobnych gestach i krótkich spojrzeniach.
Skupiałem się na delikatnym wietrze, który bawił się moim futrem. Zatraciłem się w wyrazistym zapachu zbliżającej się burzy i deszczu. Słyszałem jak drobne, zagubione zwierzęta wyszły ze swoich schronień, by znaleźć coś do jedzenia. Spacerowaliśmy w spokojnej ciszy.
Jednak wszystko co dobre równie szybko się kończy. Poczułem silny aromat sosny i miodu. Zwróciłem swój wzrok na Paula, który spojrzał na mnie z paniką w oczach. No co za głupi debil! Przerażony odsunąłem się od niego, podczas gdy jego zapach z każdą chwilą stawał się coraz bardziej intensywny. Dlaczego musiał dostać rui akurat teraz, gdy ja stoję obok niego? No lepszego momentu nie mógł sobie wybrać. Warknąłem w jego stronę i zmieniłem kierunek spaceru. Musieliśmy wracać do tego domku. Przecież może mu się pogorszyć. Szczerze mówiąc, to nie wiem praktycznie nic o rui u alf. Może jest ona podobna do gorączek omeg, ale to i tak nie to samo. Teraz przez cały czas musiałem zachować ostrożność.
Szliśmy w dość ślimaczym tempie, bo chłopak co jakiś czas musiał się zatrzymać. Tym razem dobrze wiedziałem dlaczego. Jego wilk chciał przejąć nad nim kontrolę, a on musiał z nim walczyć. Zaimponował mi tym. Mógłby przecież dać zwierzęciu działać. Rzucić się na mnie i na siłę oznaczyć, a potem wykorzystać. Jednak mimo że chciał, żebym był jego, to nadal pozwolił mi wybrać. Nawet w takiej sytuacji liczył się z tym, że obiecał mi, że do niczego mnie nie zmusi. A przez to musiał walczyć z częścią siebie. Może jednak nie jest on taki zły?
Gdy wreszcie udało nam się dojść do domku, popchnąłem Paula, by wszedł pierwszy i się przemienił. Na szczęście mnie posłuchał, więc po upewnieniu się, że chłopak nie podgląda, zrobiłem to samo, co on. Cały ubrany, wziąłem butelkę wody i zapukałem do pokoju, w którym znajdował się chłopak. Usłyszałem ciche "proszę" i wszedłem do środka.
– Napij się, pewnie jesteś wykończony – powiedziałem cicho i podałem mu wodę. Chłopak zaczął łapczywie pić. Pokręciłem głową, by odgonić jego zapach, który uparcie chciał mnie odurzyć.
– Zostaniesz ze mną? W takim stanie nie odwiozę cię do domu, a samego też cię nie puszczę, jest zbyt późno na samotne spacery – westchnąłem cicho. Bałem się, cholernie, ale wolałem chyba zostać tutaj, niż pójść samemu do domu.
– Zostanę, a teraz poczekaj pójdę wziąć tabletkę – chciałem się wycofać, ale nie było mi to dane. Chłopak złapał mnie za nadgarstek.
– Proszę nie. Zostań tak jak jesteś, chciałbym jeszcze raz poczuć twój zapach. Mogę? – mruknąłem niezadowolony i miałem już odmówić, ale zostałem przyciągnięty do chłopaka.
– Jesteś okropny – powiedziałem, starając się zachować między nami odległość, którą Paul szybko pokonał i przytulił mnie mocno, chowając twarz w moim włosach. Jego oddech połaskotał mój kark. Wyciągnąłem tylko telefon i napisałem mamie, że nocuję u Newta. Nie chcę, by niepotrzebnie się martwiła. Spojrzałem przez okno. Właśnie zaczął padać deszcz, a na niebie co jakiś czas pojawiał się jasny błysk. Zabijcie mnie.
Utknąłem w środku lasu. Na dworze szaleje burza. A alfa z rują leży, przytulając mnie tak, że nawet nie mogę pomyśleć o ucieczce i wzięciu tabletek maskujących zapach. O tyle dobrego, że chłopak się do mnie nie dobiera, bo wtedy byłbym skończony.
Nadal nie rozumiem, czemu zgodziłem się na taki obrót spraw i teraz grzecznie leżę obok niego, słuchając jak chłopak oddycha pogrążony w śnie. Widocznie za bardzo dałem się ponieść swojej omedze. Brawo Alex. Masz wyjątkowy talent do ładowania się w kłopoty.
CZYTASZ
Irytująca Omega ✔
Lupi mannariAlfa i omega. Od dawien dawna związane więzią partnerstwa, uczucia i wzajemnej troski. Jednak Alex pamięta alfy jako bezuczuciowe potwory. Taki był jego ojciec. Nie dziwne, że chłopak stracił całe zaufanie do innych wilkołaków. Jego życie się zmie...