14

1.7K 95 23
                                    

Kiedy przemieżałem miasto jedyne o czym marzyłem to jak najszybciej znaleźć sie w jakimś ciepłym i suchym miejscu. Nic nie przyciągało mnie bardziej jak myśl o czekającym na mnie przytulnym mieszkaniu. Wepchałem do ust ostatni kęs słodkiej bułeczki, którą zabrałem z kawiarni i przyspieszyłem kroku ignorując świszczacy mi w uszach wiatr i wodę przelewającą się przez buty. Przez parę ostatnich godzin padało, przez co ulica pokryta była niezliczoną ilością kałuży, a ja ku swojemu wielkiemu niezadowoleniu co chwilę wchodziłem w sam środek jednej z nich. Przeklinałem pod nosem moje szczęście i fakt, że jeśli się nie pośpieszę to nie tylko buty będę miał mokre, pokryte ciemnymi chmurami niebo groziło, że w kazdej chwili ponownie może spasć deszcz.
Po ciężkim dniu w kawiarni bolały mnie łydki, może tak sie nie wydaje, ale bieganie od stolika do stolika przez ponad osiem godzin jest męczące. Powinienem się cieszyć, że spadła mi gorączka inaczej ten dzień mógłby sie skończyć o wiele gorzej.
Przyłapałem sie na tym, że uważnie przyglądam się każdej mijanej osobie, jakbym oczekiwał, że wśród nich pojawi sie jakaś znajoma twarz. Nie chciałem dopuścić do siebie tej mysli, ale doskonale wiedziałem kogo szukałem. Czy ja naprawdę nie mogę choć na chwilę zapomnieć o tym chłopaku? Powinienem sie  raczej martwić tym, że do wypłaty zostały mi ponad 2 tygodnie, a mój portfel świecił pustkami.

Zaczynało kropić. Wpadłem na klatkę schodową i prawie biegiem pokonałem odległość dzielącą mnie od siódmego piętra.  Czasem szczerze nienawidziłem że mieszkam aż tak wysoko. Dłonie skostniały mi z zimna nawet pomimo tego, że przez cały czas trzymałem je w kieszeniach i nie chciały współpracować kiedy próbowałem trafić kluczykiem do zamka.
Po wielu próbach drzwi ustąpiły, a mnie przywitał dziwny chłód.
Kurwa, przecież nie zostawiłem otwartych okien.
Szybko zrzuciłem z siebie buty i zostawiając na podłodze mokre ślady wszedłem w głąb mieszkania.

-Kurwa, serio?

Wszystkie okna w salonie były otwarte na oścież, a wpadające przez nie powietrze nieprzyjemnie smagało mi twarz i przyprawiało o dreszcze. Zamknąłem każde z nich upewniajac się parokrotnie, że tym razem się nie otworzą. Pomimo tego, że nadal stałem w kurtce było mi zimno, potarłem dłońmi ramiona próbując się ogrzać. Odwróciłem się na pięcie chcąc pójść do kuchni, ale coś mnie zatrzymało... na kanapie leżał Labion. Na twarzy pojawił mi się mimowolny uśmiech i ścisnęło  mnie w żołądku. W sumie leżał nie było zbyt dobrym określeniem, bardziej odpowiednie byłoby, że siedział skulony w samym rogu z kolanami podciągnietymi pod brodę. Kiedy podszedłem bliżej uświadomiłem sobie, że śpi. Zastanawiałem sie jak udało mu sie to osiągnąć pomimo temperatury panującej w pomieszczeniu. Przez chwilę myślałem, że duchy nie odczuwają zimna, ale potem zobaczyłem, że jego ciało drży.
Podczas gdy ja stałem w kurtce i marudziłem, że jest mi zimno, on miał na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawem i spodnie do kolan.

- Idiota - powiedziałem tylko i zarzuciłem na niego koc.

Nie wiedziałem czy ktoś taki jak on może sie przeziębić, ale nie mogłem dłużej przyglądać się jak trzęsie się z zimna. Usiadłem obok niego na kanapie czując coraz silniejsze ukłucia w żołądku. Było to wkurzające i przyjemne za razem.
Na moich ustach ponownie pojawił się uśmiech gdy w skupieniu przyglądałem sie temu jak śpi.

Podciągnąłem nogi i oparłem głowę na jego ramieniu. Marzyłem o tym już od dawna, przeszły mnie dreszcze. Chciałem by ta chwila trwała jak najdłużej, ale oczy zaczęły mi się same zamykać. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Podskoczyłem słysząc dźwięk dzwonka do drzwi, przez chwilę probowałem złapać równowagę bezsilnie machając rękami w powietrzu, ale i tak ostatecznie runąłem na podłogę. Wydałem z siebie stłumiony jęk i rozmasowałem bolące miejsce. Serce łomotało mi w klatce piersiowej jakbym właśnie miał zejść na zawał. Nabrałem i wypuściłem powietrze próbując uświadomić mój organizm, że tak naprawdę nie znajduję sie w sytuacji w której moje życie byłoby zagrożone, więc nie musi reagować w ten sposób.
Podniosłem głowę by sprawdzić, czy hałas obudził Labiona, ale on tylko wymruczał coś niezrozumiale pod nosem i przewrócił się na drugi bok.
Ponownie rozległ się dźwięk dzwonka tym razem wyrażający irytację i zdenerwowanie.

Podniosłem się leniwie i już miałem iść otworzyć, ale w ostatniej chwili pochyliłem się nad Labionem i szybko pocałowałem go w czoło.
Zamrugał parę razy, a ja ponownie poczułem się jakbym przechodził zawał, wstrzymałem oddech. Chłopak ziewnął przeciągle i ponownie zasnął, a ja odetchnąłem z ulgą mając nadzieje, że nie będzie tego pamiętał.

Nadal oszołomiony pobiegłem w stronę drzwi. Na korzytarzu stał Leo, prychnął niezadowolony i wyminął mnie zapalając ręce na piersi.

- Nie śpieszyło ci się

- Spałem - powiedziałem zgodnie z prawdą, ale chyba nie był zadowolony z tej odpowiedzi.

Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i skierował sie na balkon po drodze odpalając jednego z nich.
Zabrałem z lodówki dwa piwa i poszedłem za nim.
Stał oparty o metalową barierkę i patrzył w stronę miasta, nie odwrócił się nawet w moją stronę gdy stanąłem obok niego.
Otwarłem z sykiem jedną z puszek i oparłem się ramionami o poręcz. Padał deszcz, ale nam to nie przeszkadzało.

- Jesteś bardzo rozkojarzony, narazisz nas na straty jeśli tego nie zmienisz.

Ściągnąłem brwi, mówił o tym co przydarzyło się w kawiarni.
Odwrócił głowę w moją stronę i mierzył mnie wzrokiem.

- No chyba, że chodzi o dziewczynę wtedy ci wybaczę

Zakrztusiłem się piwem. Nie tu zdecydowanie nie chodziło o dziewczynę. Przed oczami stanął mi obraz śpiącego Labiona.
Zaśmiał się.

- Wiedziałem, że ten dzień kiedyś nastąpi - trącił mnie ramieniem - to jak znalazłeś sobie kogoś?

Chciałem protestować, ale zamiast tego tylko lekko skinąłem głową. Kurwa co ja właśnie robię.

- Tak mam kogoś - nie miałem pojęcia kiedy pozwoliłem sobie na wypowiedzenie tych słów. Stałem oszołomiony tym co  powiedziałem.
Czy ja właśnie przyznałem się do tego, że lubię Labiona. Przecież to niemożliwe, dlaczego coś takiego przyszło mi tak łatwo. Dlaczego nie miałem odwagi przyznać tego przed samym sobą, a zapytany o to powiedziałem to tak jakbym już od dawna nie miał do tego żadnych wątpliwości.

- Azi ma dziewczynę - kręcił się w kółko wyśpiewując to w kółko i w kółko, a ja czułem jak moja twarz robi się coraz bardziej czerwona-  Azi ma dziewczynę, Azi ma ....

Przywaliłem mu z całej siły w brzuch, złapałem za włosy i wychyliłem poza poręcz pozwalając by padał na niego deszcz.

Tak mam dziewczynę ... dziewczynę która ma na imię Labion i ma penisa.

Niedopałek papierosa wypadł mu z ust. Przekrzywił w moją strone głowę nadal bardzo rozbawiony.

- To jak, robiłeś już z nią to?

- Myślisz, że upadek z siódmego piętra jest bolesny?

Zrozumiał aluzje, wyrwał sie z mojego uścisku i poklepał porozumiewawczo  po ramieniu.

- Powodzenia

Zostawił mnie samego z moimi myślami. Wypiłem resztę piwa... co ja właśnie zrobiłem.
Nawet nie zauważyłem kiedy obok mnie pojawił się Labion. Oparłem się o niego zastanawiając się czy słyszał naszą rozmowę. Nawet jeśli tak było to wolał zachować to dla siebie, za co byłem mu wdzięczny.

- Chciałbyś może jutro się gdzieś razem przejść? - zapytałem cicho mając nadzieje, że mnie nie usłyszy.

- Zapraszasz mnie na randkę?

***

Za chwilę szkoła
Za chwilę szkoła
Za chwilę szkoła...

Czy jestem przerażona?

.
.
.
Tak

( ͡° ͜ʖ ͡°) Kochanie, wróciłem ( ͡° ͜ʖ ͡°) (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz