OPOWIEŚĆ W TRAKCIE POPRAWEK
Siedząc na kanapie i przeskakując z kanału na kanał, raz po raz zerkałam w telefon sprawdzając wiadomości od mamy.
-Wyżuciłaś śmieci?- napisała.
Znudzonym wzrokiem spogladam w strone torby ze smieciami leżących w przedpokoju.
-Tak-odpisałam, wzdychając, wiedząc że muszę wywiązać się z obowiązku. Nie mam ochoty czy siły na zejście z kanapy, nie mówiąc nawet o wyjściu z domu.
Weszłam na portale społecznościowe i zaczęłam przeglądać zdjecia, przewracałam się z jednego boku na drugi gdy przez przypadek usiadłam na pilocie, przyłączając kanał.
Na ekranie telewizora wyświtetliły się wiadomości, jednak będąc szesnastoletnią dziewczyną nie byłam w dużym stopniu zainteresowana polityką. Nie zwracając uwagi na to o czym mówią, nie wsłuchiwałam sie w treść mówionego przez prezentera tekstu. Jednak moją uwagę przykuł tekst o nowej szczepiące dla ludzi chorymi na odkleszczowe zapalenie mózgu, powiedzieli że osoba po wczepieniu szczepionki ma wyzdrowieć po czterdziestu-ośmiu godzinach.
- Ta jasne - powiedziałam pod nosem i ponowie zaszłam się w świecie instagrama. Po kilku godzinach siedzenia, wyświetliło mi się powiadomienie, dzwoni Justyna- blondwłosa, lekko otyła dziewczyna, która była częścią naszej paczki.
Była to paczka nazywana Placem, zawsze po szkole spotykaliśmy się bowiem na placu na środku uliczki łączącej nasze osiedla.
Nasza grupa oficjalnie składała się z imponująco dużej ilości osób.
Było nas trzynastu.
Zbieraliśmy się tam już od czasów podstawówki, i mimo przejścia do różnych szkół średnich, nie wpłynęło to zbytnio na nasze spotkania.
Choć czasami ciężko było zebrać wszystkich w tym samym miejscu o tym samym czasie, gdy jednak udawało nam się to, spędziliśmy ze sobą wiele godzin.- Hej, wychodzisz na plac?- Usłyszałam Justynę w słuchawce.
- Yh.. Nie chce mi się.
- Robert jest.
-... Zaraz będę. -były to moje ostatnie słowa, gdyż rozłączyłam się,
Podeszłam do lustra w przedpokoju i poprawiłam przyduży t-shirt, podciągnęłam luźne jeansy i przejechałam dłonią po ciemno-brązwoych włosach.
Założyłam buty i wyszłam z domu.
Robert był chłopakiem, który od dłuższego czasu zwracał na siebie moją uwagę.
Mający duże dzielone oczy, dobry styl i blond włosy przycięte stylu głowy.
Rozmyślając o chłopaku wyszłam z mojego dużego osiedla i popatrzyłam na niebo, które było przykryte szarymi chmurami.
- Oho, zaraz zacznie padać- powiedziałam do siebie w momencie gdy weszłam na plac.
Mówiąc szczerze, był to zwyczajny plac zabaw, jednak rzadko odwiedzany przez dzieci.
Położony był on blisko, często odwiedzanego przez nas basenu, a raczej jego dachu którego płaska struktura była powodem naszych częstych wypadów na niego.
By wejść na owy dach, wpierw przechodziliśmy przez dziurę w przestarzałym ogrodzeniu odgradzającym pływalnię, a następnie po małej drabince wchodziliśmy na pierwszy poziom dachu.
Tak, pierwszy, gdyż miał on jeszcze drugi, wyższy poziom na którego również wchodziliśmy przymocowana do ściany drabinką. Ta jednak była starsza i i lekko spróchniała.
Druga część dachu była naszą ulubioną letnią miesncówką ponieważ gdy byliśmy w pozycji leżącej nikt z dołu nie mógł nas zobaczyć.
W taki więc sposób spędziliśmy więc często wakacyjne wieczory popijając różnego rodzaju trunki, wpatrując się w gwiaździste niebo.Po drugiej stronie płaskiego dachu znajduje się druga, jeszcze bardziej niewytrzymała drabinka która prowadzi na sam dół. A raczej miała prowadzić, jednak była złamaną nawet nie w połowie co sprawiało że aby zejść tą stroną trzeba było dojść na koniec drabinki, a następnie zaskoczyć z wysokości około dwóch i pół metra. Zejśceie z tej strony prowadzi na parking, gdzie w piątkowe wieczory wybieramy się grać w butelkę.
Gra ta, na pewno wszystkim znana, ma przez nas zmienione zasady. Wyzwania na pocałunki zdarzają się rzadko, tak samo jak wybór "prawdy". Grając wybiera się tylko wyzwanie, któremu nie można się przeciwstawić, albo inaczej zostanie się nazwanym „ciotą” albo „grzymałą” - co w owym slangu ulicznym oznaczało, śmiecia, maminsynka, czy porostu osobę słabą i niszczyciela zabawy.
Nazwanie kogoś grzymałą było wielce obraźliwe.
Obok parkingu znajdywał się mały lasek idealny na grę w chowanego, choć gra ta jest dziecinna to przywołuje wspomnienia z czasów podstawówki, a teraz naprawdę bawi nas kiedy jesteśmy pijani.
CZYTASZ
W pogoni za życiem
AdventureGrupa nastolatków została wystawiona na próbę przeżycia apokalipsy zombie. Jednak utrzymanie zimnej krwi w takich warunkach jest nie lada wyzwaniem, szczególnie gdy jedno z nich żwyi nienawiść do reszty. W książce cały czas będą wprowadzane zmiany...