9. Paryż.

492 26 12
                                    

Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na wieżę Eiffla. Siedziałam wygodnie na ławce, czekając na Łucję.
Obeszłam już okolicę, będąc pod ogromnym wrażeniem tego miasta. Weszłam nawet do kilku sklepów z ubraniami, ale zaraz wyszłam, widząc te ceny. Zachichotalam cicho sama do siebie, jak mi zaburczało w brzuchu, tylko było tu tyle knajpek i restauracji, że nie mogłam się zdecydować na co mam chęć, więc postanowiłam po prostu zaczekać na Łucję. I tak zapewne wybierzemy kierunek do McDonald'a. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer do Łucji.
- no, halo?
- hej, gdzie jesteś?
- tu.
- czyli gdzie? - rozejrzałam się dookoła.
- no, tu. - usiadła obok mnie na ławce i się uśmiechnęła. - przepraszam za spóźnienie.
- w porządku. - uśmiechnięta schowałam komórkę do kieszeni. - już po pracy?
- erm... Tak. - wyłączyła komórkę i westchnęła. - chociaż się czasami zastanawiam czy tego nie rzucić w cholerę.
- to wróć do nas. Fajnie by było mieć cię za naczelnika.
- bardzo śmieszne. - zaśmiała się wesoło. - popracujesz chwilę z Kruczkowską i od razu zmienisz zdanie.
- oj. Naczelnik chyba też musi stawiać na procedury.
- ja i Monika, to dwa różne charaktery. Twoi koledzy na pewno lepiej ci powiedzą, jakim szefem byłam. Zresztą... Zły miejsce, zły czas na takie rozmowy. Idziemy jeść? Tak brzuchu burczy, że aż w biurze słyszałam.
- ty zawsze zaraz ze wszystkiego żartujesz. - wstałam z ławki, nie spuszczając z niej wzroku. - ale ciężko pracujesz i martwię się o ciebie.
Łucja przechyliła głowę na bok, uśmiechając się do mnie przez cały czas.
- to co? Co byś zjadła?
- jesteś okrutna. I nie wiem. Nie mogę się zdecydować.
- to chodź. Stawiam ślimaki. - wstała z ławki i odeszła kawałek. Odwróciła się po chwili i się do mnie uśmiechnęła. - żartowałam.

---

- o rany... - podeszłam do barierki i spojrzałam na Łucję. - Jakie ty masz jeszcze znajomości?
- zdziwiłabyś się. - uśmiechnęłam się do niej.
- nie każdy może się pochwalić, że może wejść na punkt widokowy wieży Eiffla po zamknięciu.
- chyba, że jej właściciel.
- a kto nim jest? - zerknęłam zaciekawiona na Łucję. - Trump?
- co? - zaśmiała się cicho, powoli stając po mojej prawej stronie. - nie jestem pewna, ale chyba nie on.
- wiadomo? - wzruszyłam ramionami i spojrzałam się na oświetlony Paryż pode mną. - jak tu jest pięknie.
- owszem.
- ty... Nigdy tu nie weszłaś?
- nie miałam okazji.
- a Olgierda byś tu ze sobą zabrała?
- co tak nagle się tym zainteresowałaś?
- chyba mam wyrzuty sumienia, że się rozstaliście.
- ale ja nie mam. I ty tym bardziej nie powinnaś mieć. - spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. - I tak szczerze ci powiem, że jeśli miałabym ci znowu pomagać, z tymi samymi konsekwencjami, to znowu bym się nad tym nie zastanawiała. Więc, po raz kolejny ci mówię, że nie nie musisz.
- a jest to do naprawienia?
- Natalia, bo cię zrzucę zaraz stąd.
- przepraszam. - oparłam się dłońmi o barierkę i na nią jeszcze raz zerknęłam. - Ty dla mnie jesteś za dobra.
- jestem. Ale cóż poradzić, no. Taki mój biedny los. - spojrzała na mnie. - coś cię gryzie?
- trochę się denerwuje. Bo, jeśli lekarz pozwoli mi na pracę za biurkiem, to jednak się boje.
- czego?
- że sobie nie poradzę.
- poradzisz sobie. To nie jest skomplikowane i na pewno Kuba ci we wszystkim pomoże.
- właśnie... Kuba. - rozejrzałam się dookoła, zanim na nią spojrzałam. - chyba niepotrzebnie wtedy spanikowałam.
- każdy by spanikował, jakby gość, którego nie pamiętasz, wyznawałby ci miłość.
- a jeśli sobie nie przypomnę niczego? Jeśli nadal będę żyła opowieściami o mnie, a nie samymi wspomnieniami?
Nie odpowiedziała od razu. Patrzyła przed siebie, gryząc swoją dolną wargę.
- to z jednej strony nie jest nic złego. możesz wtedy zacząć wszystko od nowa, nie wracając do tego, co było złe i toksyczne.
- ty byś tak zrobiła?
- Jakbym miała taką okazję, to czemu by nie.
- a jakbyś była mną?
- nie wiem. - spojrzała mi prosto w oczy. - ty sama musisz o sobie decydować. Ale nie ważne, co postanowisz, to ja będę cię wspierać. We wszystkim.
- nawet, jeśli bym zmieniła nazwisko i się przeprowadziła do Sochaczewa?
- dopóki, byś mi się kazała odpie*dolić. Taka odpowiedź cię zadowala?
- tak. - stanęłam bliżej niej i westchnęłam. - chociaż... Pewne rzeczy wolałabym pamiętać.
- nie wątpię.
Spojrzałam na nią na chwilę i przeszłam na drugą stronę, by chwilę popodziwiać drugą część miasta. Czułam jednak jej wzrok na sobie, co przez chwilę mnie peszyło. Odwróciłam się w jej stronę i zagryzłam dolną wargę.
- a co, jeśli my wtedy po alkoholu... - wzruszyła powoli ramionami. - bo ciągle o tym myślę.
- ale ja ci powiedziałam, że być może nic nie było.
- a ten pocałunek z Kubą? Byłam wtedy trzeźwa.
- z tego, co mi mówiłaś, to raczej tak.
- aha. - westchnęłam cicho i ponownie odwróciłam się do Łucji plecami. - i tak nadal nie rozumiem...
Powiedziałam cicho sama do siebie, jeszcze przez chwilę tak stojąc. Odwróciłam się później w stronę swojej towarzyszki. Łucja stała oparta biodrem o barierkę, wpatrując się zamyślonym wzrokiem w dal.
Podeszłam do niej powoli, a zobaczyła mnie dopiero wtedy, gdy oparłam dłonie na jej policzkach.
- muszę...
Szepnęłam, zanim złączyłam nasze wargi w czułym pocałunku. Myślałam, że mnie odepchnie i zrobi mi awanturę, jednak tak się nie stało. Poczułam, jak mnie obejmuje w pasie i powoli odwzajemnia mój pocałunek. Po jakimś czasie go przerwała. Językiem przesunęła po swojej dolnej wardze i zabrała dłonie z moich bioder.
- no... - wskazała palcem gdzieś na prawo. - zobacz.
- co tam jest?
- nie wiem. Ale ładnie świeci.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- robi się chłodno. Możemy wracać do hotelu?
- pewnie. - uśmiechnęła się, unikając mojego spojrzenia.

---

Będąc na dole, jeszcze raz spróbowałam nawiązać z Łucją kontakt wzrokowy. Bez skutecznie. Mimo, że szła obok mnie tak spokojnie, jak zawsze, miałam wrażenie, że jest na mnie zła. Chociaż na szczęście o nic nie pytała, bo sama w sumie nie wiedziałam, jak mam wytłumaczyć swoje zachowanie.
Popatrzyłam na nią, biorąc głęboki oddech.
- przepraszam.
- wiesz co? Ja ci chyba cenzurę na te przepraszanie wprowadzę. - uśmiechnęła się szeroko w moim kierunku i objęła mnie ramieniem. - nadal ci zimno?
- nie, nie jest tak źle. Tu jest cieplej. - zerknęłam na nią uśmiechnięta. - dziękuję.
A może nie była zła? Tak trudno było mi ją rozczytać czasami, że sama zaczynałam mieć sprzeczne odczucia, co do jej nastrojów.
Ale w tym momencie chyba nie było tak źle, jak mi się wydawało tam na górze. I mimo wszystko ten wyjazd bardzo mi się podobał.

N.Nowak: Najlepsze przychodzi niespodziewanie. - GLINARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz