24. Teściowie.

306 20 2
                                    

- To chyba wychodzi na to, że kryzys zażegnany?
Spytał mnie Kuba, który odwoził mnie do domu kilka dni później. Spojrzałam na niego i kiwnęłam głowa.
- tak. Łucja jest bardziej kochana, niż myślałam. - uśmiechnęłam się pod nosem. - i jestem szczęśliwa.
- ja nadal tego nie rozumiem. Ale fajnie, że jesteś szczęśliwa.
- i tak nagle to zrozumiałeś?
- jak zrobiłaś ze mnie Wiedźmina. - wskazał na ślad na swoim policzku, którego to ja mu zrobiłam. - i chyba nie mam wyjścia. Skoro to tak naprawdę u was.
- chyba. Dzięki, Kuba. W końcu gadasz, jak przyjaciel.
- staram się. - uśmiechnął się do mnie. - życz naszej szefowej powrotu do zdrowia.
- jasne. - wzięłam torebkę z lekami i wysiadłam z auta. - do jutra.
Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę klatki, a kilka minut później byłam już pod drzwiami naszego mieszkania.
- I przylecieliśmy, bo chcemy go w końcu poznać. - powiedziała jakaś kobieta.
- eee... Mamo. - zaczęła Łucja, robiąc małą przerwę na kaszel. - ja wam nie mówiłam, że z nim zerwałam?
- moja córka oszalała. - zamknęłam cicho drzwi, chociaż zaczęłam rozważać opcje ucieczki. Łucja mi nie wspominała, że jej rodzice mają nas odwiedzić. Chyba, że zapomniała, przez tą gorączkę, która ją męczyła. - a pani to kto?
Starsza wersja mojej dziewczyny, wreszcie mnie zauważyła.
- o, hej. - Łucja odwróciła się do mnie i szeroko się uśmiechnęła. - mamo, tato, to Natalia. Moja partnerka.
- jak to?
- normalnie. - wzięła ode mnie torbę z lekami i do niej zajrzała. - serio? Żadnych czekoladek?
- najpierw się wykuruj może, co? - zbliżyłam się do niej, wzrok przenosząc na jej rodziców. - miło mi państwa poznać.
- spotykasz się z kobietą?
- no. - powiedziała, wczytana w opakowanie leku przeciwko gorączce. - Serio wam nie mówiłam? Z Olgierdem już nie jestem... Bo jakoś tak wyszło.
Uśmiechnęła się do mnie i poszła do kuchni. Spojrzałam na nich. Nie byli zadowoleni z tego, co właśnie usłyszeli. Poszłam za Łucją, jak uwolniłam się z niewygodnej kurtki. Jej mama poszła za nami.
- wiesz, że masz już czterdzieści lat?
- dziękuję bardzo za przypomnienie. - westchnęła, popijając tabletkę. - serio... Dzięki.
- fajnie, że masz tego świadomość. Więc na takie wybryki już za późno.
- jakie wybrki? Mówiłam ci, że z Olgierdem zerwałam.
- Łucja... - westchnęłam cicho. - twoja mama nie to ma na myśli.
- proszę, proszę. Niby blondynka, ale mądra.
- mamo, przestań. Z Olgierdem zerwałam, bo okazał się kretynem, który nie potrafił dochować tajemnicy. A to, że ze sobą jesteśmy, to wyszło chyba przez przypadek, nie?
- tak. - wyciągnęłam z lodówki garnek z gotowymi gołąbkami. - zjedzą państwo z nami?
- nie. - warknęła starsza wersja Łucji, chociaż jej mąż miał pewnie inne zdanie, niż ona. - a co z twoim stanowiskiem w Inte...
- A, to chyba faktycznie dawno nie rozmawiałyśmy. Odeszłam z Interpolu. Wróciłam na stare stanowisko.
- co ty bierzesz?
- też cię kocham, mamo. - zaczęła kaszleć. Gdy skończyła, zajrzała do garnka. - pomóc ci?
- może byś się położyła? Chyba znowu ci gorączka wróciła.
- to ty tak mnie rozgrzewasz.
- czyli gorączka wróciła. Uciekaj do łóżka. - mruknelam cicho. Ona czuła się swobodnie, jak tak sobie żartowała przy swoich rodzicach, a mi do śmiechu nie było. wiedziałam, że mnie nie polubili. Zwłaszcza jej mama. - ja sobie tu poradzę lepiej bez ciebie.
- też tęskniłam. - pocalowała mnie w policzek i wtuliła się w moje plecy. - to jak, rodzice? Zostajecie z nami? Póki stoję, to wam pokój przygotuje.
- nie. Nie trzeba. A co z dziećmi?
- dziękujemy, nie planujemy..
- ale...
- jak to dla was problem, zaadoptujemy chomika ze schroniska. Bo niestety na kota lub psa nie mamy czasu.
Spojrzałam na jej mamę, a później na Łucję. Grabiła sobie, a ja w kościach czułam, że nadchodzą kłopoty. Odwróciłam się do nich plecami, zaczynając obierać ziemniaki.
- my już pójdziemy. Porozmawiamy jutro.
- a gdzie się zatrzymacie?
- u mojej siostry. Masz do jutra być zdrowa.
I po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi wyjściowych.
- świetnie. U cioci. Milusio.
- jak jesteś chora, to jesteś okropna. - westchnęłam ciężko. - oni nie byli zadowoleni.
- nie. Chyba faktycznie moja wina, bo zapomniałam im o tym powiedzieć. Poza tym ja jestem już dorosła. I to, z kim chce żyć, to moja sprawa. Przepraszam, że ona była dla ciebie taka niemiła.
- ty, jak zaczęłaś z nami pracować, to też byłaś taka miła, jak twoja mama?
- eee... No, bo.... Ładnie dziś wyglądasz.
- kłamca. - zaśmiałam się cicho i szturchnęłam ja w ramie. - idź do łóżka.
- mogę ci pomóc...
- nie. Won do łóżka.
- i kto tu jest milusi...
Odprowadzilam ją wzrokiem. Kochałam ja, ale chora była nieznośna. Westchnęłam cicho, wracając do obierania ziemniaków. Martwili mnie jej rodzice. Nie polubili mnie, a to tylko dlatego, że nie byłam Olgierdem. Ale przecież jestem od niego lepsza i zamierzałam to im udowodnić.


---

Nie mogłam spać. Łucja tak kaszlała przez sen, że chciałam ją wyrzucić przez okno, razem z łóżkiem. Nie zrobiłam tego, ale poszłam na szybkie zakupy i przygotowałam dla niej rosół. I właśnie go doprawiałam, jak przyszła.
- jak się czujesz?
- świetnie. Gdyby nie ta. - zaczęła kaszleć. - gorączka.
- ciekawe dlaczego to ja przemokłam, a ty jesteś chora.
- widzisz, kochanie? Jak ja dbam o ciebie? - przytuliła się do mnie. - boli mnie gardełko.
- na stole masz śniadanie. Zjedz, a ja ci zrobię herbaty i tabletki. Ale powinnaś iść do lekarza.
- a pójdziesz ze mną?
- tak. I dam ci naklejkę dzielnego pacjenta. - objęłam ja za szyję i złożyłam czuły pocałunek na jej ciepłym czole. - ale...
- przyniosłam rosołek!
Nagle w kuchni zjawiła się jej mama. Postawiła niewielki garnek na blacie szafki i się uśmiechnęła. - pyszny. Sama robiłam.
Spojrzałam na Łucję. Ta pociągnęła nosem, patrząc na nią, jakby pierwszy raz ja widziała na oczy.
- nie trzeba. - powiedziała w końcu, po kolejnym ataku kaszlu. - Natalia zrobiła. A przypominam ci, że to po tobie mam ten brak talentu do gotowania. Więc ja podziękuję.
- kto?
- aha. To ja pójdę do pracy. Ktoś musi w końcu pilnować twoich ludzi.
- ale...
- spokojnie. - pocałowałam jej policzek. - ty zjedz, weź te leki i wracaj do łóżka. A ja wrócę dzisiaj wcześniej.
- aj, aj, pani Oficer.
- bardzo wcześnie. Miło było panią z rana zobaczyć.
- nie przejmuj się. - szepnęła Łucja, jak jej mama mnie po królewsku zignorowała. - załatwię to.
- też cię kocham.
Dodałam, kradnąc jej jeszcze szybciego buziaka i wyszłam z kuchni.
- jak w ogóle tu weszłaś?
- wzięłam ten jeden komplet kluczy, jaki leżał...
- wiesz, że to kradzież?
- oj, już tak nie marudź. Ale rozmawiałam z twoją ciocia. Ona ma przyjaciółkę, która ma syna...
- a twoja córka jest w szczęśliwym związku. I możesz tego nie akceptować, mi to wisi co ty o tym myślisz, ciocia czy wszyscy dookoła. Natalia się dla mnie liczy i nie pozwolę, byś tak ja traktowała. I liczę na to, że ja przeprosisz. A teraz weź ten rosół i po prostu stąd wyjdź.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wychodząc po cichu z mieszkania. Może to będzie ciężkie, by jej rodzice mnie i nasz związek akceptowali, ale ona mnie naprawdę kochała. Nawet, jak była tak bardzo przeziębiona.

N.Nowak: Najlepsze przychodzi niespodziewanie. - GLINARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz