4. Zmiany.

658 33 4
                                    

Westchnęłam cicho, czując irytujące promienie słońca wpadające mi przez okno na twarz. Otworzyłam oczy i szybko usiadłam na łóżku, łapiąc się za bolące żebra.
Nie byłam w swojej sypialni, byłam w zupełnie innym pokoju. Bardzo jasnym, chociaż niesamowicie przytulnym.
- Łukasz?! - zawołałam przerażona i mimo przeszywającego mnie bólu, wybiegłam z sypialni. - Łukasz?!
- kochanie, co się stało? - Mój narzeczony wybiegł z kuchni, trzymając w dłoni torebkę z herbatą. - wszystko dobrze?
- gdzie ja jestem?
- co?
- gdzie ja jestem?!
- kochanie, chodź, usiądź sobie. - zaprowadził mnie do dużego salonu i posadził mnie na białej, skórzanej kanapie. - nie poznajesz?
- a co mam poznać?
- tydzień temu spytałem się ciebie czy nie chcesz wyjechać, by odpocząć. I nie chciałaś. Ale zdecydowaliśmy, że kupimy nowe mieszkanie. Te ci się spodobało, od razu znaleźliśmy kupca na te stare twoje i o to tu jesteśmy.
- serio? - westchnęłam cicho. - ale... Ja tego nie pamiętam.

---

Łukasz zabrał mnie ponownie do szpitala. Gdy powiedział mojemu lekarzowi, że ja nie pamiętam ostatniego tygodnia ze swojego życia, natychmiast zlecił mi badania, w tym tomografię.
- dziwne... - mruknął lekarz, przyglądając się moim wynikom. - dziwne...
- dziwne? - jeknęłam cicho. - moja pamięć miała mi wracać, a nie się cofać!
- kochanie, spokojnie. - Łukasz złapał mnie za dłoń. - to często będzie się jej zdarzać?
- nie wiem. - zaglądnął jeszcze na wyniki badań mojej krwi. - ale proszę się do mnie zgłosić, jeśli jeszcze raz się to powtórzy.
I wyszłam od niego jeszcze bardziej głupsza, niż wcześniej.
Usiadłam na krześle i westchnelam, starając się nie płakać.
- kochanie...
- zostaw mnie. - strąciłam jego dłoń ze swojego ramienia. - mam już tego serdecznie dość, wiesz?
- wiem, skarbie. - ostrożnie zgarnął mi włosy z ramienia. - zobaczysz, szybko wróci ci pamięć i...
- tak, a ja ją coraz bardziej tracę i nie zanosi się na to...
- kochanie, to przejściowe. - pozwoliłam mu się przytulić. - zobaczysz. Jestem lekarzem. Wiem, co mówię.

---

Minęło kilka dni. Ja czułam się lepiej i z czystym sumieniem pozwoliłam wrócić Łukaszowi do pracy.
Wszystko było dobrze, dopóki ktoś nie zaczął do niego wydzwaniać.
- dlaczego zmieniłeś numer? - spytałam, jak wklepał mi do komórki swoj nowy numer telefonu.
- bo wydzwaniają do mnie i zapraszają mnie na pokazy garnków.
- to nie możesz tego jakoś zablokować?
- mogę i już nie raz to robiłem, ale to nic nie dało.
- trzeba było raz pójść. - zaciekawiona zajrzałam do swojej listy kontaktów. - tylko ty i Edyta? A gdzie reszta?
- twój stary uległ zniszczeniu, w trakcie wypadku. Tak samo, jak twoja karta SIM. Nie mogłem załatwić ci tego samego numeru bez twojego podpisu, a byłaś nieprzytomna. Kupiłem ci nowy telefon, kartę... Dałem twojej szefowej twój nowy numer, ale... Przykro mi, że nikt się nie odezwał.
- nie, jest w porządku. - westchnęłam cicho, ale naprawdę zrobiło mi się przykro. - jedzenie?
- pizza?
- makaron. Spaghetti. - uśmiechnęłam się do niego i odłożyłam komórkę na stolik. - cholera...
Szepnęłam cicho, gdy mi się przypomniało, że kilka dni temu poznałam Łucję i chłopaków, którzy później przyszli do Łukasza. Popatrzyłam na niego. A może go ja już miałam jakieś chore omamy?

---

Jak Łukasz wyszedł do pracy następnego dnia, zaczęłam przeszukiwać wszystkie szafki oraz szuflady, które były w domu.
W końcu znalazłam jakiś stary telefon z pękniętą szybką, a w środku była karta SIM. Odnalazłam jeszcze w szafce pin do tego i kartę z tego starego telefonu przełożyłam do nowego, odblokowując go przy okazji.
Telefon dostał szału. Zaczął wibrować i pikać, jak zaczęły mi przychodzić wiadomości. Zostawiłam telefon w spokoju i poszłam do kuchni przygotować sobie kawę.
Jak wróciłam, zaczęłam przeglądać wszystko co mi przyszło.
Wiadomości były od osób, których nie znałam. Były też od Łucji i chłopaków, których poznałam wtedy w parku.
Odczytałam wszystko, mając w oczach łzy. Każdy życzył mi szybkiego powrotu do zdrowia, pytał się mnie czy wszystko w porządku i jakaś Aneta przysyłała mi zdjęcie jakiegoś dziecka z dopiskiem: Tęskni za ciocią.
Odłożyłam komórkę na podłogę, twarz chowając w swoich dłoniach. Skopiowałam wszystkie kontakty na ten telefon i szybko pochowałam wszystko na swoje miejsce, by Łukasz się nie zorientował, że znalazłam swój stary telefon. Zaczęłam się bać.

---

- czemu mi się tak przyglądasz? - spytał mój domniemany narzeczony w trakcie jedzenia kolacji.
- a nic, tak się zamyśliłam. - uśmiechnęłam się słabo. - Łukasz? A może zabierzesz mnie do mojej pracy?
- a po co?
- bo pomyślałam, że fajnie by było, jakbym tam pojechała. Może coś by mi się przypomniało.
Łukasz patrzył się na mnie przez dłuższą chwilę w milczeniu. w końcu się uśmiechnął i skinął głową.
- dobrze. Załatwimy to pojutrze, jak będę miał wolne. A teraz zrobię ci herbaty.

---

Obudziłam się powoli i pierwsze co zrobiłam, to spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina piętnasta.
Westchnęłam cicho, wychodząc z sypialni, Łukasz właśnie zbierał się do wyjścia.
- Jutro pójdziemy do lekarza. - podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. - ty cały czas śpisz po tych tabletkach. Ja muszę iść, ale jedzenie masz w lodówce. Musisz tylko sobie odsmażyć. Wrócę wieczorem po pracy już z kolacją. Kocham cię, pa!
Wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi na klucz.
Westchnęłam cicho i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Byłam piekielnie blada, miałam podkrążone oczy, wyglądałam okropnie. Westchnęłam cicho i poszłam zrobić sobie kawy. Czułam się piekielnie źle, ale chociaż nie bolały mnie tak bardzo żebra.

---

- Cholera jasna. - Warknęłam cicho, jak podczas zmywania łyżeczka wymknęła mi się z ręki i opadła na kuchenne kafelki. Schyliłam się po nią, a wtedy przy stole zauważyłam jakiś mały woreczek z białym proszkiem. Podeszłam do stołu i podniosłam woreczek, uważnie mu się przyglądając.
- cholera jasna... - westchnęłam cicho, biorąc do ręki komórkę i od razu wyszukałam w internecie, co to może znaczyć. - narkotyki? Nie... nie, nie.
Rzuciłam woreczek na stół i pobiegłam na korytarz. Chciałam stad uciec, ale drzwi nie miały zamka, a klucza nigdzie nie mogłam znaleźć.
Nie miałam wyjścia, musiałam zadzwonić po pomoc.
- Kruczkowska, Kuba? To chyba mój partner... Aneta, Krystian, Rafalski... - Mruczałam pod nosem, lecąc po spisie kontaktów w górę i w dół. - Łucja?
Wzięłam głęboki oddech i wybrałam do niej numer.
- Wilk. - odebrała po kilku sygnałach.
- cześć, to ja. Natalia.
- dzięki Bogu. Nic ci nie jest? Nie mo...
- potrzebuje pomocy.
- co się dzieje?
- nie wiem. Ale się boje.
- gdzie jesteś? Mam cię namierzyć?
- nie... Zaraz ci wyśle adres. Ale przyjedź, proszę.
- jestem w drodze.
Odetchnęłam z ulgą, klękając przy szafce, gdzie znalazłam stary telefon. Pamiętałam, że tam była koperta adresowana do Łukasza. Wysłałam adres do Łucji, mając nadzieję, że to było to.

---

Jakiś czas później usłyszałam pukanie do drzwi.
- Jesteś tam?
- Łucja? - podeszłam szybkim krokiem do drzwi. - tak.
- otworzysz?
- nie mogę. Nie ma tu zamka, a kluczy mi Łukasz nie zostawił.
- co? Poczekaj... - po chwili, nie wiem jak, ale Łucja otworzyła drzwi i weszła do środka. - jesteś cała? Potrzebujesz karetki?
- nie. - złapałam ją za dłoń i zaprowadziłam ją do kuchni. - zobacz, co znalazłam.
- cholera... - kobieta podeszła powoli do stołu.
- a wiesz, co jest najlepsze? Że ja nie pamiętam kilku ostatnich dni. I to nie pierwszy raz. Łucja, ja się zaczynam bać.
Kobieta przez chwilę mi się przyglądała. W końcu wzięła woreczek leżący na stole i poszła do łazienki. Całość wrzuciła do ubikacji i spuściła wodę.
- bierzesz jakieś leki?
- brałam... A teraz nie wiem. Łukasz, jak wychodził, powiedział mi, że musimy się przejść do lekarza, bo po tych tabletkach cały czas śpię. I ostatnie, co pamiętam, to jak się go pytałam czy nie zabierze mnie na komendę. Odkryłam, że mnie okłamywał, ale niczego mu nie powiedziałam.
- pakuj się.
- co?
- nie zostaniesz tu ani minuty dłużej.

N.Nowak: Najlepsze przychodzi niespodziewanie. - GLINARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz