15. Początek czegoś nowego?

360 27 6
                                    

Otworzyłam oczy i spojrzałam na śpiąca obok mnie Łucję. Ucieszyłam się, jak mi uległa i zgodziła się ze mną dzielić pokój, jak i łóżko, ale im bardziej chciałam się do niej zbliżyć, to mi się to nie udawało. Za każdym razem zmieniała temat lub wymyślała jakieś inne zajęcie.
Byłyśmy już w Paryżu trzy dni. Spędziłyśmy czas głównie na zwiedzaniu i robieniem sobie fajnych sesji zdjęciowych. Karty SIM z telefonów zostawiłyśmy w hotelu i dzięki temu mogłyśmy nacieszyć się wolnymi chwilami.
Dzisiaj, z racji tego, że chyba zwiedziłyśmy już najciekawsze miejsca, chciałam jakoś spędzić fajnie dzień, w jej towarzystwie.
Wstałam ostrożnie z łóżka i poszłam na balkon. Spojrzałam się na miasto rozciągające się przede mną, ciężko wzdychając. Miasto powoli budziło się do życia, było już ciepło, chociaż jeszcze temperatura wzrośnie i nie będzie się dało wytrzymać. A mogła mnie zabrać ponownie na Mazury. Wtedy można by było posiedzieć fajnie na plaży. Odwróciłam się przodem w stronę pokoju i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Z drugiej strony ten Paryż nie był zły. Trzeba by było w końcu go wykorzystać tak, jak należy.

---

Sekwana. Nad nią spędziłyśmy cały dzień, głównie rozmawiając. Lubiłam z nią rozmawiać, nawet o głupich pierdołach. Tak było tym razem. Pół dnia przegadałyśmy o gotowaniu. Głównie to ja mówiłam, gdyż Łucja nie była osoba, która chętnie spędzała tam czas, ale dała mi się wygadać, słuchała mnie i co jakiś czas rzuciła mądrym komentarzem.
- I wiesz co? Mam ochotę rzucić Policję i nie zająć się czymś w tym kierunku właśnie.
- co? - byłyśmy właśnie na kolacji. Spojrzała na mnie takimi oczami, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy w życiu. - żartujesz sobie?
- dlaczego?
- bo jesteś ostatnia osobą, po której bym się tego spodziewała. Przecież uwielbiasz swoją pracę.
- może tak było przed wypadkiem... - odłożyłam widelec na talerz i na nią uważnie spojrzałam. - a teraz czuje, że to nie jest dla mnie. Źle mi tam.
- siedzisz przy biurku, może...
- głównie też przez Kubę. A to, że cały czas siedzę przy biurku, to nic złego. Przynajmniej nikt nie czyha na mnie pokroju tego... Mojego byłego.
- Masz na myśli Żarskiego.
- yhm. - westchnęłam cicho. - Ale też Kruczkowska nie pozwoli mi długo siedzieć przy biurku. Jak brałam wolne, to mówiła coś o szkoleniu i testach.
- Hm... a to ciekawe... - napiła się wody. - może faktycznie to by nie było głupie...
- tak. Tylko ja nie wiem, czy tego tak naprawdę chce.
- Natalia... - oparła łokcie na stoliku, wzrok skupiając na mojej twarzy. - to twoje życie. Sama musisz zdecydować, co jest dla ciebie dobre i odpowiednie.
- a ty? Co ty o tym sądzisz?
Patrzyła na mnie chwilę, jakby myślała nad odpowiedzią. W końcu się uśmiechnęła i złapała mnie za dłoń.
- a ja ci odpowiem, że nie wiem... Ale chcę, byś wiedziała, że ja cię poprę we wszystkim.
- nawet pomożesz mi znaleźć kurs gotowania?
- owszem. Chociaż się na tym nie znam. Wiem tylko, jak jest zbudowane jajko.
- a jak? - uśmiechnęłam się, będąc ciekawa jej odpowiedzi.
- no... Skorupa, te takie coś białe i te smaczne żółte. A jajko wychodzi z...
- to akurat wiem. - zaśmiałam się radośnie. - nie wiem, jak ja mam ci dziękować. Za to, co dla mnie robisz i...
- a możesz już tyle nie gadać? Ale zastanów się nad tym jeszcze. Bo przed wypadkiem naprawdę kochałaś swoją pracę.
- być może. Ale sama widzisz, że teraz moje życie nie wygląda już tak, jak przed wypadkiem. I chcę to wykorzystać. Skoro mogę wszystko zacząć od nowa, to czemu mam dalej w to brnąć?

---

Po kolacji poszłyśmy na spacer po parku. Łucja szła obok mnie zamyślona, tak blisko mnie, że co chwila nasze ramiona się o nas ocierały.
Spojrzałam się na nią i westchnęłam.
- mogę cię o coś zapytać?
- zawsze.
- bo... Od twoich urodzin znowu mnie unikasz. I ze mną na ten temat nie rozmawiasz. Nie wiem... Czy to ja zachowuje się, jak skończona idiotka czy mam po prostu dać ci spokój i się wyprowadzić.
- nie trzeba.
- to o co chodzi?
- o Kubę? O ciebie? O to, że boje się, że cię zranie? Boje się tego, co właśnie dzieje i... I nie wiem, bo ja nie jestem z tych, którzy lubią o sobie rozmawiać.
- zdążyłam zauważyć. - Jak Łucja usiadła na ławce, usiadłam obok niej. Miałam taką ogromną chęć złapać ja za dłoń, ale jeszcze się powstrzymałam. - Ale dlaczego ty też się przejmujesz Kuba?
- bo widzę, jak on...
- tylko mi nie mów, że mu zależy. Może i tak, ale ja nie chcę.
- chodzi o Łukasza? Czy nie chcesz...
- chodzi o mnie po prostu. Nie czuję, że Kuba mógłby być dla mnie kimś więcej. - wzruszyłam ramionami. - on teraz mnie po prostu denerwuje. I to, jak oni ciebie traktują. To też moja wina.
- wcale nie.
- tak. Bo gdybym cię nie prosiła, abyś im nie mówiła, że u ciebie jestem, to by ciebie nie traktowali tak oschle.
- zawsze mogłam się ciebie nie posłuchać. - spojrzałam się na nią. - ale chciałam być wobec ciebie lojalna.
- i za to teraz cierpisz.
- a kto ci to powiedział? Mi to nie przeszkadza. Bo tak samo było, jak byłam waszym naczelnikiem. Tylko tobie to przeszkadza... Świetnie. - mruknęła cicho i spojrzała się w niebo. Zaczęło padać. - wracamy?
- możemy. - Wstałam z ławki i pierwsza ruszyłam w stronę hotelu. Zorientowałam się, że jej nie ma obok. Odwróciłam się, a Łucja nadal siedziała na ławce. - idziesz?
Spojrzała się tylko w moim kierunku i podniosła się z ławki. Podeszła do mnie, a deszcz padał coraz mocniej.
- Nie złość się na mnie. Nie chce cię zranić, nie chce zrobić czegoś, przez co mogłabym cię stracić.
- a czemu od razu piszesz sobie takie czarne scenariusze?
- bo trochę siebie znam. - sięgnęła powoli dłonią do mojej twarzy i delikatnie pogładziła mnie po policzku. - i nie mówię, że jestem taka zła i okrutna, ale mimo wszystko mamy dobre relacje. I mogą się szybko spieprzyć przez to wszystko.
- to wiem. - westchnęłam cicho. - a teraz argument, że mnie to nie interesuje, ewentualnie, że nie chce się o to martwić, to cię nie przekona?
- nie koniecznie.
- tak myślałam. Ale wracajmy. Pada coraz mocniej.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale złapała mnie za dłoń. Stanęłam przodem do niej, ciekawa o co może jej chodzić. Chociaż chciało mi się płakać. Zapewne tak się czuje teraz Kuba, gdy go odtrącam.
- Natalia...
- nie musisz mnie przepraszać. Ja to rozumiem.
- ale ja nie chcę cię przepraszać.
- to o co ci chodzi?
Zbliżyła się do mnie, dłoń z mojego policzka zsuwając na mój, mokry od deszczu, kark i mnie pocałowała.
Może nie do końca tak skończył się ten wieczór, ale było dobrze. I mogłam teraz się przyznać każdemu, że byłam szczęśliwa.

N.Nowak: Najlepsze przychodzi niespodziewanie. - GLINARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz