5. Wyjazd.

683 26 6
                                    

Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku i otwierające się po chwili drzwi. Drzwi się zamknęły i po chwili do salonu weszła Łucja.
- cześć. - uśmiechnęłam się do niej szeroko, ale po chwili przestałam, widząc poważny wyraz jej twarzy. - co się stało?
- co się nie stało. - położyła torebkę na krześle i usiadła na drugim, ciężko wzdychając. - rozmawiałam ze swoim znajomym grafologiem.
- o... I co? - Odłożyłam na stolik książkę, która właśnie czytałam i wstałam z kanapy, siadając po chwili na krześle obok niej.
- i nic. On nie sfałszował twojego podpisu na umowie sprzedaży domu.
- co? To jest mój podpis?
- tak. - wyciągnęła z torebki zieloną teczkę i westchnęła. - z całą pewnością. Chociaż to nadal nie wyklucza, że mogłaś być wtedy pod wpływem tych narkotyków.
- ale tego nie da się udowodnić?
- niestety.
- a wtedy, jak mnie stamtąd zabrałaś? Zabrałaś mnie od razu do lekarza.
- tak. Ale byłaś czysta. A sam woreczek z prochami w jego mieszkaniu, niczego nie znaczy.
- i co teraz?
- nie wiem. - poczułam jej dłoń na swojej. Przeniosłam na nią wzrok. - coś się wymyśli, nie martw się.
- a to, że trzymał mnie w zamknięciu? Nie, to głupie. - westchnęłam ciężko. - nie masz problemów przeze mnie?
- nie. Czemu miałabym mieć? Nie martw się. - wstała z krzesła i skierowała się do kuchni. - zrobiłaś obiad?
- bo mi się nudziło. - poszłam za nią, niepewnie się jej przyglądając. - czy ja tu kiedyś już byłam?
- co?
- bo... Mam wrażenie, że wcześniej tu byłam, ale nie jestem pewna.
- tak, em... Nocowałaś tu raz. - zajrzała do garnka z sosem. - ale pięknie pachnie.
- Łucja... Proszę, wystarczy, że Łukasz mnie okłamywał.
- Natalia, a co mam ci powiedzieć? - westchnęła cicho, powoli do mnie podchodząc. - nocowałaś tu. Może coś między nami było, może nie. Nie wiem. Wypiłyśmy za dużo, nic nie pamiętałyśmy.
- to dlatego mi pomagasz?
- nie. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. - może za czasów, gdy byłam twoim szefem, nasze relacje nie były zbyt udane, ale cię lubię. Po prostu.
- a jeśli wtedy... To...
- po alkoholu. Ale nadal sądzę, że było ciepło i postanowiłyśmy po prostu spać bez ubrań.
- aha. - oparłam się o stół, przyglądając się jej uważnie. - a...
- a ty nadal masz wątpliwości do tego, że pracujesz w wydziale kryminalnym? - uśmiechnęła się wesoło w moim kierunku. - to co? Wezmę prysznic i zjemy?
Skinęłam głową, odprowadzając ją wzrokiem w stronę łazienki.
Spędziłam już w jej mieszkaniu dwa dni i opowiedziała mi wszystko o mojej pracy, skoro Łukasz nie był w stanie. Uspokoiła mnie tylko, że Łukasz faktycznie był moim narzeczonym, a Edyta przyjaciółka, chociaż widziała ją tylko raz w życiu. Poprosiłam ją jednak o dyskrecję. Nie chciałam, by komuś mówiła, gdzie się ukrywam. Nie chciałam, by Łukasz mnie znalazł.

---

Następnego dnia Łucja, skoro wzięła wolne w pracy, by spędzić ze mną trochę czasu, pojechała ze mną na wizytę kontrolną u lekarza.
- No, no... - Mój nowy lekarz przyjrzał się moim wynikom i się do mnie uśmiechnął. - Ma pani nadal problemy z oddychaniem?
- gdy śpię na prawym boku. A co, jest źle?
- nie. - uśmiechnął się do mnie. - wręcz przeciwnie. Żebra powoli się zrastają, nie widzę żadnych powikłań. Ale przepisze jeszcze pani leki przeciwbólowe. Nie już tak silne, ale proszę je zażyć, jak będzie bolało.
- dobrze. A... Co z moją pamięcią? Głupio się czuje, że nie poznaje swoich przyjaciół.
- spokojnie. Na to potrzeba czasu, cierpliwości i dużo spokoju.
- tak... A myśli pan, że pomimo tego, ja będę w stanie wrócić do pracy?
- a może mi pani przypomnieć, kim pani jest z zawodu?
- policjantka. Pracuję w wydziale kryminalnym.
- oh... - podrapał się po brodzie. - niestety... Uważam, że to jednak za wcześnie. Nie chce, by w razie pościgu uszkodziła pani swoje i tak jeszcze uszkodzone żebra.
- aha. - westchnęłam cicho. - no trudno. Dziękuję panie doktorze, miłego dnia.
Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam na korytarz, gdzie czekała na mnie Łucja.
- i jak?
- o wiele lepiej niż u tego starego lekarza. - westchnęłam, siadając na krześle obok niej. - dziękuję, chociaż nie wiem, jak...
- jak chcesz mi zacząć mówic, że nie wiesz, jak mi się za to odwdzięczysz, to sobie daruj. Bo... Bo... Bo to i tak nie ma sensu. Mówił ci coś o następnej kontroli?
- nie wiem. Mogę udać, że zapomniałam?
- Jeśli dasz się wyciągnąć na Mazury, to dlaczego by nie.
- a czemu akurat tam?
- bo tu piszą, że... - Zajrzała do telefonu. - że to cud natury. Więc sobie pojedziemy i odpoczniemy. Może twoja pamięć się chociaż trochę odblokuje.

---

Droga była długa i nawet trochę męcząca. Przez ten wiecznie trwający upał.
Łucja zaparkowała auto na parkingu pod hotelem, który był umieszczony nad dużym, wspaniałym jeziorem. Wzięłam kilka głębokich oddechów tego wspaniałego, świeżego, mazurskiego powietrza i złapałam za rączkę swojej walizki.
- daj, wezmę to.
- bez przesady. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę hotelu.

---

Jakiś czas później zostawiłyśmy walizki w naszym pokoju i poszłyśmy na spacer.
Natknęłyśmy się na fajną, rybną knajpkę, z której wychodziły niesamowite zapachy. Zamówiłyśmy sobie rybę i czekając na nasze zamówienie, przyjrzałam się jej twarzy.
- nie mów mi tylko, że planujesz się mnie pozbyć za ten pokój. No nie mieli innych pokoi, poza tymi dwójkami. No podobno jeszcze apartamenty małżeńskie mieli wolne, ale nie uśmiechało mi się spać na łóżku w kształcie serca.
- nie. - zaśmiałam się cicho. - dwa łóżka obok siebie mi nie przeszkadzają. Chyba, że chrapiesz, to cię zamknę na balkonie.
- nie wiem. Śpię w nocy, więc skąd mam wiedzieć? - uśmiechnęła się szeroko. - coś cię jeszcze gryzie?
- Łukasz. Nie wiem, co mam z nim zrobić. - westchnęłam, wzrok przenosząc na pierścionek zaręczynowy, który dumnie lśnił na moim palcu.
- jeszcze coś wymyślimy. Nie zadręczaj się tym. Nie teraz. Teraz, to masz odpoczywać.
Po obfitej kolacji, poszłyśmy jeszcze na spokojny spacer przy jeziorze i wrociłyśmy do hotelu.
- Łucja? - wyszłam na balkon. Było trochę chłodno, ale ten widok, był tak przepiękny, że nie mogłam się powstrzymać. - możesz tu przyjść?
- idę... Albo i nie. - zawróciła w połowie drogi, jak rozdzwonił się jej telefon. Wzięła go do ręki i na mnie spojrzała. - Olgierd.
- odbierz, może to coś ważnego.
- a trzeba było go wyłączyć. - warknęła cicho, po chwili przykładając telefon do ucha. - tak? No, nie mogłam. No. Co?!
Zaniepokojona wróciłam do pokoju. Łucja włączyła głośnik.
- możesz powtórzyć? Niezbyt dobrze cię słyszę.
- to gdzie ty jesteś? - w pokoju rozbrzmiał głos Olgierda. - mówię, że Łukasz zgłosił zaginięcie Natalii.



****

Ten rozdział jest szybciej, bo znalazłam trochę więcej czasu na to. Kolejny może byc dopiero po weekendzie. I takie pytanie:
Myślicie, że Łucja przyzna się Olgierdowi, że wie, gdzie jest Natalia?

N.Nowak: Najlepsze przychodzi niespodziewanie. - GLINARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz