12. Urodziny.

460 28 6
                                    

Byłam z niej dumna. Po prostu dumna.
Łucja tak sprawnie poprowadziła akcje odbicia sędziego, że nawet pozwoliła mi towarzyszyć sobie na przesłuchaniu tego, który był pomysłodawcą tego porwania.
- no, doprawdy... - Łucja skrzyżowała ręce na piersiach. Sama była w dobrym humorze. I ten humor na pewno nie miała go przez udana akcje. Ale przez to, jak w piękny sposób utarła nosa moim kolegom z pracy. - to, że uważasz się za uzależnionego od filmów kryminalnych, to jeszcze nic nie oznacza.
- chciałem tylko spróbować. Tej andrealiny. I skąd ja mogłem wiedzieć, że ten facet jest taki ważny?
- słyszałaś? - uśmiechnęła się szeroko i na mnie spojrzałam. - nie wiedział.
- no, trochę głupio wyszło. - odwzajemnilam jej szeroki uśmiech. - ale myślisz, że chyba wie, co go czeka?
- no, proszę to był tylko żart! Ja dopiero co skończyłem osiemnastkę. Błagam, no!
- jak to powiedziała pani aspirant... No, głupio wyszło, kolego.
Funkcjonariusz zabrał chłopaka do aresztu, a my jeszcze zostałyśmy w sali przesłuchań.
- wiesz co, Łucja? - usiadła na stoliku. Stanęłam przy niej doskonale wiedząc, że nam się przesłuchuje Kruczkowska i jeszcze ktoś, ale już nie wiedziałam kto. - Fajnie to rozegrałaś.
- dzięki. - uśmiechnęła się, patrząc mi w oczy. - a ty jak się czujesz?
- w porządku. Mówiłam już ci wczoraj. A guza nie mam, nie myśl sobie.
- yhm... - mruknęła, przyglądając mi się uważnie. - niech ci będzie.
- a tobie się udało jednak uciec wcześniej?
- no, jak mogłam nie skorzystać z okazji, by się stamtąd wydostać?
- nie wątpię. - uśmiechnęłam się szeroko. - wrócisz dzisiaj późno, co?
- mam trochę papierkowej roboty, ale wrócę zanim się ściemni. A co?
- bo... Planuje dzisiaj zrobić coś pysznego na kolację i nie chce, by ci wytygło.
- będę o dwudziestej. - rozejrzała się i zbliżyła twarz do mojego ucha. - albo i o osiemnastej. Widzimy się. Pa.
- pa...
Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy wyszła i po chwili ja też wyszłam. Łucja stała na korytarzu i rozmawiała z Krystianem.
- no, wiesz... Oni wszyscy mieli łącznie o połowę mniejszy iloraz inteligencji od ciebie. Więc się trochę nad tym zastanów, hm...? - poklepała go dłonią po policzku. - miłego dnia.
I odeszła, zostawiając go samotnie stojącego na środku korytarza z głupia mina. Spojrzał na mnie, a ja po prostu się zaśmiałam i poszłam do swojego i Kuby pokoju.
- a ty co taka uśmiechnięta?
- a bo mam dobry humor. - usiadłam na swoim krześle, zgarniając sobie włosy z ramienia. - a ty nie masz?
- mam, mam... - powiedział, przyglądając mi się przez cały czas.
- myślisz, że będziemy mogli dzisiaj wcześniej wyjść?
- będziecie mogli. - odezwała się Kruczkowska, wchodząc do środka. - Tylko jutro widzę was nie później, niż o ósmej.
Wyglądała, jakby jeszcze chciała coś powiedzieć, ale machnęła ręką i wyszła.
- coś pani naczelnik dzisiaj bez nastroju. - wyłączyłam komputer i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- skoro Łucja dzisiaj się rządziła na jej wydziale, to się nie dziwię.
- Łucja miała być do jutra we Włoszech. A skoro ją tu ściągnęli, to jednak coś znaczy, prawda?
- ona pracuje w Interpolu.
- ale nadal jest dobrą policjantką.
- Kruczkowska też.
- na pewno. Do jutra, Kuba.
- poczekaj... Może cię odwiozę?
Spojrzałam na niego i na zegarek.
- jeśli mi w czymś pomożesz, to chętnie. Ale pod warunkiem, że przy mnie nic o Łucji dzisiaj nie powiesz.
Skinął głową, biorąc w dłoń kluczyki od auta. Uśmiechnęłam się szeroko i wyszłam z pokoju.

---

- planujesz wykarmić całe wojsko? - Kuba położył reklamówki z zakupami na stół w salonie.
- nie. - powiedziałam cicho, będąc wczytana w etykietkę butelki od wina. - po prostu... Mamy z Łucją co świętować.
- tak? A co?
- jej u... Udaną dzisiejsza akcje.
- aha. - mruknął i się rozejrzał. - może zostanę i ci pomogę?
- nie, dziękuję. Już sobie tu poradzę że wszystkim. - uśmiechnęłam się do niego. - dziękuję za pomoc.
Odprowadzilam go do drzwi.
- to miłego wieczoru.
- no, pa.
Zamknęłam drzwi i wzięłam głęboki oddech. Czas się było wsiąść do roboty.

---

- hej! - zawołałam, zapalając ostatnia świece postawioną na stole. - punktualna, jak zawsze.
- eeee... - Łucja położyła torebkę na kanapie, zaskoczona patrząc na pięknie udekorowany stół. - powinnam o czymś wiedzieć?
- świętujemy!
- eee... A co?
- jak to co? - podeszłam do niej uśmiechnięta. - twoje urodziny.
- skąd wiesz?
- zajrzałam raz do twojego dowodu.
- no nie... I weź tu miej utajnione akta, no nie da się przy tej kobiecie.
- dobra, dobra. Myj ręce i chodź jeść.
- hm... A mam coś do powie...
- nie. - palcem wskazałam w stronę drzwi od łazienki. - i nie każ mi sprawdzać czy je faktycznie umyłaś.
- okeeej... - uśmiechnęłam się i poszła do łazienki.
Ja wtedy poszłam do kuchni, wyciągnąć jedzenie z kuchenki. Dzisiejszy wieczór musiał być idealny.

---

- wiesz co? - zaczęła Łucja, włączając zmywarkę. - jesteś absolutnie mistrzem kuchni. Poważnie.
- cieszę się, że smakowało. - oparłam się o szafkę, trzymając w dłoni swój kieliszek z winem. - przepraszam, że nie mam dla ciebie prezentu, ale...
- ale ja niczego nie potrzebuje. - podeszła do mnie, uśmiechając się szeroko. - wystarczyło mi to, co dla mnie przygotowałaś. Dziękuję.
Odstawiłam swój kieliszek na blat szafki, patrząc przez chwilę na jej twarz.
- fajnie dzisiaj dogadałaś Krystianowi.
- nie byłam w formie.
- aż się boje pomyśleć, na co cię stać, gdy jesteś w formie.
- słusznie. - zaśmiała się i chciała odejść, ale złapałam ją za dłoń. - co?
- ja... Mogę być z tobą szczera?
- zawsze.
- nie mogę przestać o tym, co zrobiłam wtedy w Paryżu.
- czemu?
- nie wiem. I nie wiem też, dlaczego to zrobiłam. Ale...
- ale?
- ale z drugiej strony wiem, że tego chciałam. I sama nie potrafię sobie wyjaśnić, dlaczego. I też nie wiem czy ty...
Pocałowała mnie. Tak nagle i niespodziewanie, że nogi się pode mną ugięły. Objęłam ja za szyję, pewnie pogłębiając jej pocałunek. Po chwili przestała. Spojrzała w moje oczy i chciała coś powiedzieć. Nie pozwoliłam jej. Położyłam obie dłonie na jej policzkach, wracając do całowania jej ust, które smakowały dobrym, francuskim winem i dzisiejszą kolacją.
Całując ją, poszłyśmy w do jej sypialni. Pchnęłam ją na łóżko i usiadłam na jej udach, ponownie wpijając się w jej usta. Usiadła, przez cały czas pogłębiając mój pocałunek. Oderwała się nagle, ale tylko na chwilę, jak ściągała moją koszulkę. Wypiłam się już pewniej w jej usta, bojąc się, że po prostu to wszystko mi się śni. Objęłam Łucję kurczowo za szyję, a gdy już chciałam ściągnąć jej bluzkę, zabrzmiał dzwonek do drzwi. Oderwałyśmy się od siebie i obie skierowałyśmy głowy w stronę drzwi od sypialni.
- myślisz, że sobie pójdzie?
- oby. - mruknęła, zbliżając twarz do mojej, a wtedy ponownie ktoś zaczął dobijać się do naszych drzwi. - Poczekaj... Spławie debila.
Skradła mi szybkiego buziaka, kładąc mnie na pościeli i wyszła podirytowana z sypialni.
- Czego? O... Kuba? Co ty tu robisz? O tej porze?
- wybacz, ale ciszy nocnej jeszcze nie ma. jest może Natalia?
- kto? Znaczy... Em... Jest.
- a możesz ją zawołać?
- kogo?
- No, Natalie.
- aaa.. em... Wiesz, bo... Aktualnie jesteśmy trochę zajęte. W bierki gramy. - zaśmiałam się cicho. - w mobilne. No i... Jest jej kolej. No. I w dodatku się kapie.
- kapie się?
- no. bo tak się jej lepiej myśli. Nad bierkami. W wannie. Znaczy pod prysznicem, bo wanny nie mam.
- kręcisz.
- kręcę.
- Boze, już idę! - założyłam na siebie koszulkę i zła, że nam przeszkodził podeszłam do drzwi. - co chcesz?
- wybacz, że przeszkadzam. Chciałbym z tobą porozmawiać.
- piłeś?
- Nie, jestem samochodem.
- to fajnie. To do niego wsiądź i sobie pojedź do domu.
- Zerwałem z Magdą.
- mam ci współczuć?
- nie. Po prostu chce ci pokazać, że mi zależy na tobie.
- wiesz co...? Dobranoc, Kuba. - zamknęłam drzwi i spojrzałam na Łucję. - ty pod presją nie umiesz kłamać.
- nie jestem w formie. - odpowiedziała, mając na twarzy szeroki uśmiech.

N.Nowak: Najlepsze przychodzi niespodziewanie. - GLINARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz