26. Tajemnica Łucji.

532 24 8
                                    

Wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi.
- Nie może tam pani wejść. Trwa operacja.
- Tak, ale co...
- Nie mogę teraz.
Pielęgniarka mnie minęła i przeszła przez te drzwi, nad którymi świecił się napis TRWA OPERACJA. Jęknęłam bezsilnie i usiadłam na podłodze, po raz pierwszy, odkąd tu jestem, zalewając się łzami.
- Natalia? Natalia! - mama Łucji podbiegła do mnie i usiadła na krześle, trzymając się za prawy bok. - Co z moją córka?
- nie wiem. - pociągnęłam nosem i wzrok skierowałam na salę operacyjną. - Operują jeszcze. Nikt mi nie chce nic powiedzieć, poza tym, że trwa operacja.
Kobieta usiadła na podłodze obok mnie i mnie do siebie przytuliła.
W końcu drzwi się otworzyły i na korytarz wyszedł lekarz, z którym wcześniej rozmawiałam.
- Co z nią? - zerwałam się z podłogi na równe nogi. - panie doktorze?
- spokojnie. - Uśmiechnął się do mnie ciepło. - Kula minęła tętnice, całe szczęście. Pani dziewczyna miała naprawdę dużo szczęścia. Co prawda straciła dużo krwi i przed nią długa, ciężka rehabilitacja. Ale będzie wszystko dobrze.
- mogę ją zobaczyć?
- nie teraz. Pani dziewczyna została przewieziona do sali pooperacyjnej. Dam pani znać.
Odprowadziłam go wzrokiem i usiadłam na krześle, wzrok przenosząc na matkę Łucji.
- Całe szczęście. - odetchnęła z ulgą, zajmując krzesło naprzeciw mnie. - Co się w ogóle stało?
- Dokładnie? Nie wiem... To się działo tak szybko...
- Ale już jest dobrze. Tak lekarz powiedział. - usiadła obok mnie. - więc nie masz już co płakać.
Spojrzałam na nią, ścierając łzy z policzków. Jeśli to była cena za to, by jej matka nas zaakceptowała, to już wolałam, by mnie nie lubiła.


---

Siedziałam przy łóżku Łucji, trzymając ją za zdrową, lewą rękę.
- dlaczego ona jeszcze śpi? Przecież powinna się obudzić już po narkozie.
- Prawda. - powiedział lekarz, ściągając okulary. - Niech się pani nie martwi. Wszystko jest w normie, po prostu organizm pani dziewczyny tak reaguje.
- na pewno jest wszystko dobrze?
- na pewno.
Uśmiechnął się do mnie i wyszedł, zostawiając mnie samą z Łucją.
Spojrzałam na jej bladą twarz i westchnęłam, powoli przenosząc spojrzenie na okno, jak mi w oczach znowu pojawiły się łzy.
- beczysz. - usłyszałam jej cichy głos. Spojrzalam na nią, miała zamknięte oczy. - nawadniasz się chociaż trochę?
- bardzo śmieszne. - uśmiechnęłam się szeroko, jak otworzyła oczy. - Jak się czujesz?
- boli mnie ręka. Ale jak dorwę tego, kto mi to zrobił, to go zaboli bardziej.
Zaśmiałam się cicho, całując ja w nadgarstek.
- Myślałam, że juz nigdy nie będę się tak bała, jak wtedy gdy komenda płonęła. Albo jak się dowiedziałam, że poroniłam...
- Czekaj, co? - Chciała się podnieść, ale wydała z siebie cichy jęk i opadła na poduszki. - byłaś w ciąży?
- Przecież z Dawidem. Z tym od... - Spojrzałam na nią. - nie wiem tego od ciebie?
- ja nie miałam o tym pojęcia. - uśmiechnęła się do mnie, dłoń zaciskając mocniej na mojej dłoni. - tylko mi nie mów, że ci pamięć wróciła. Bo jeśli tak, to w sumie dobrze wyszło, nie?

Dziesięć dni później.

"To efekt stresu. Takie silne emocje wywołały u pani złe wspomnienia."
I tu lekarz miał rację. Przypomnialam sobie jedynie o poronieniu i o emocjach, które wtedy mną targały, gdy paliła się komenda na moich oczach.
Spojrzałam na Łucję. Stała przy swoim biurku, z ręką w temblaku.
- Czuję na sobie twój wzrok.
- Wiesz, że nie powinno cię tu być?
- Doszło do tego, że moja własna dziewczyna nie chce mnie tu widzieć. Jestem aż tak zła szefowa?
- To nie o to chodzi. - westchnęłam i do niej podeszłam. - Lekarz powiedział, że...
- że mam nie forsować ręki. Prawej. Kiedy ja jestem praworęczna. I tak wystarczy, że pomagasz mi się nawet myć. A lewą ręką potrafię przewracać papierki.
- ale...
- też cię kocham. - przerwała mi i mnie pocałowała. Uśmiechnęła się do mnie. - Nic mi nie jest. A nie chce siedzieć w domu i patrzeć w ścianę.
- przyznaj się, że nie chcesz siedzieć sama w domu ze swoją matką.
- ważne, że jakoś się dogadujecie. - usiadła na krześle i pokręciła głową. - ale nie ukrywam, że jej troska mnie po prostu męczy.
- A moja?
- od ciebie chociaż buziaka dostanę, więc nie jest tak źle.
- naprawdę? - pokręciłam głową. - to pozwolisz, że ja wrócę do pracy. Ale...
- dam ci znać, jak będzie źle i krytycznie.
- słusznie. - Podeszłam do niej, całując ja jeszcze raz. - tylko od razu.
- oczywiscie.
Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam po chwili z jej biura. Nie podobał mi się jej szybki powrót do pracy. Ale co ja mogłam? Ona była gorzej uparta ode mnie.


---


- to są jakieś żarty? - usłyszałam zdenerwowany głos Łucji. Cofnęłam rękę, gdy chciałam nacisnąć klamkę i postanowiłam jeszcze posłuchać. - Dwa tygodnie? I ja się dowiaduje dopiero teraz?
- Przepraszam. - usłyszałam męski głos. Nie byłam pewna czy to nie był szef Łucji, który chciał, by tu wróciła. - sądziłem, że...
- że ja nie powinnam o tym wiedzieć? No cholera jasna! Powinnam pierwsza o tym wiedzieć, do cholery!
Weszłam do biura Łucji i od razu zamknęłam drzwi.
- o co chodzi? Wiesz już, kto do ciebie strzelał?
- nie. - powiedziała, wskazując na zdjęcie leżące na biurku. -  znam tylko kierowcę tego auta.
- kto to jest?
- Michał Maszkowski, pseudonim Misiak.
- zatrzymywałaś go kiedyś?
- nie. Ale dobrze się z nim znałam. - spojrzała na mnie i się zaśmiała. - Nie. Nie w ten sposób, co myślisz.
- to o co w tym wszystkim chodzi?
- on pracuje dla jednego z krakowskich mafiozów. Facet miał lęgną firmę, ale tak naprawdę bawił się w przemyty aut... A Misiaka można nazwać szefem jego obstawy.
- złapali go?
- tak. Dwa tygodnie temu został oczyszczony ze wszystkich zarzutów.
- i dziwnym trafem jego ochroniarz zjawił się w Warszawie? - usiadłam na krześle, wzrok skupiając na Łucji. - I tak nagle po jego wyjściu cię postrzelili?
- próbujemy do niego dotrzeć, Łucja. - powiedział jej szef, w dłoniach trzymając niebieską tęczkę. - ale znikł.
- a co on Harry Potter, by tak znikać?! - wstała z krzesła i podeszła do okna. - Znajdź go. Bo jak ja go znajdę, to zostanie z niego jedna, wielka plama.
- Jak się ten człowiek nazywa? - spytałam, jak zostałyśmy same. - Ten, o którym mówiliście?
- Robert Stanskowski.
- I jest z Krakowa?
- yhm.
- a powiesz mi, dlaczego on na ciebie poluje? - milczała, stojąc do mnie odwrócona tyłem. - Łucja, do cholery, powiesz mi w końcu czy nie?!
- Ostatni raz z Robertem widziałam się trzy lata temu. Zanim przyjechałam tu do Warszawy. I zanim zaczęłam tu pracować. O jego ciemnych interesach się dowiedziałam, jak go zatrzymali.
- No... I co dalej?
- On jest... - Odwróciła się w końcu do mnie. - Moim byłym mężem.

N.Nowak: Najlepsze przychodzi niespodziewanie. - GLINARZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz