[17] Drugie dno zabawy

297 29 654
                                    

Ten rozdział nie ma sensu. Logika gdzieś uciekła. Poszła i jej nie ma! Ale i tam mam nadzieję, że się spodoba. 

*** 31 grudnia ***

          Oczekiwanie na północ jedynie się dłużyło. Nie mogli doczekać się momentu, aż będzie możliwość przywitania nowego roku, a pożegnania tego starego. Od samego rana nie poruszali innego tematu, niż wieczorne wyjście do klubu i bawienie się do późnej godziny. Oczywiście nie w towarzystwie swoich ukochanych, ponieważ księżniczki ostatecznie stwierdziły, że jednak pragną zaznać "dorosłości". Powodowało to fakt, że trójka przyjaciół właśnie musiała walczyć z przesadnie zmartwionymi spojrzeniami, które miały zastrzeżenia do ich wyjścia do klubu. Okazuje się, że słusznie. 

          -Na pewno będzie zajebiście! Schlejemy się do tego stopnia, że nie będziemy czegokolwiek pamiętać i w końcu wkroczymy w prawdziwą dorosłość. - Postanowienia Feliksa były niebezpieczne. Nawet nie wiedzieli czy będą mogli do tego klubu wejść, a tutaj już były plany upicia się do nieprzytomności. Kontakt z alkoholem w tak młodym wieku, na dodatek w nieodpowiednich warunkach, może doprowadzić do tragedii. Obecnie nie myśleli trzeźwo, a jeszcze wieczoru nie było.

          -Nie rozpędzajcie się aż tak. Lepiej będzie, jak zostaniecie w domu i nie będziecie ryzykować. Macie całe życie do takich wieczorów. - Roderich od zawsze robił za tego najbardziej rozsądnego w towarzystwie. Nie zdziwił się, gdy księżniczki dziwnie na niego zerknęły, biorąc zapewne za najnudniejszego człowieka na świecie, który pomylił definicję nudziarstwa z zabawą.

          -Bez przesady, poradzimy sobie. - Głos zabrała Erizabeta, pozostawiając resztki rozsądku w sobie. Ma obowiązek zajęcia się przyjaciółmi i samą sobą, byle nowy rok nie rozpoczął się tragedią z ich udziałem. - Zresztą, co złego może się wydarzyć? - Germańskie rodzeństwo zaśmiało się sarkastycznie, mając w głowach najmroczniejsze scenariusze. Poczynając od wizji niechcianego morderstwa na kimś, a kończąc na przypadkowym potrąceniu przez samochód. Pozostało im tylko wyrzucenie tych myśli oraz modlenie się o nie spełnianie ich.

          -Lepiej nie ryzykować, tak dla własnego dobra. - Gdyby nie fakt, że w pobliżu było rodzeństwo, Gilbert pewnie pochwaliłby pomysł pójścia do klubu. Lecz musiał wykazać się odpowiedzialnością, a przecież chodziło też o Feliksa. - Jeśli będzie taka konieczność, to możemy was odebrać z tego klubu. - Łask od losu nigdy nie było końca! Łukasiewicz wtulił się w Beilschmidta, mając nadzieję, że nic tego święta nie zepsuje. Szczególnie ojciec.

          -Potrafimy sami wrócić do domu, więc wasza pomoc raczej konieczna nie będzie. - Odparł Feliciano z uśmiechem, mocno go kierując do Ludwiga. Dałby wszystko, żeby spędzić ten dzień z nim, ale ich plany się ze sobą nie pokrywały. Poza tym, jakoś go w sobie trzeba rozkochać. Na myśl o miłości zrobiło mu się słabo. Nienawidził tego uczucia, a przecież mógł się do niego przyzwyczaić na przestrzeni tygodni.

          -W takim razie, trzymamy was za słowo. - Powiedział młodszy Beilschmidt, starając się unikać wzroku Vargasa. Nie przeszkadzał mu w ten sposób, ale świadomość, że nie jest w nim zakochany skutecznie go odpychała od jakichkolwiek interakcji. Bycie silnym i cierpliwym powoli stawało się trudne, lecz wytrzymanie było konieczne. Miał dla kogo walczyć i się starać.

          -No dobra, jak będzie trzeba, to po nas przyjedziecie. Nie przyjmujemy odmowy. - Eliza bez poczucia, że ma w kimś pomoc nie miała zamiaru ruszać się z domu. Sam fakt, że to jej pierwszy w życiu wypad do klubu ją denerwował, a miała tam iść z wyjątkowo nieodpowiedzialnymi osobami. Jak coś strzeli w Feliksa i Feliciano, to pozostaje jedynie wołać o pomstę do nieba.

Panaceum [aph] [PrusPol GerIta AusHun]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz