[27] Liczne łzy

264 24 110
                                    

8704 słowa. Nie zbyt udane, ale i tak ważne dla fabuły. 

*** 21 lutego ***

          Skąd mieli przewidzieć, że dojdzie do tej tragedii? Mimo zaznajomienia się z dziwnym wrażeniem końca u Antonia, nie byli w stanie stwierdzić, że będzie chodziło o wypadek samochodowy. Mogli o niego lepiej zadbać, przekonać do pozostania z domu, przykładania większej wagi do ostrożności na ulicy. Jednak było już za późno i jedyne co mogli zrobić, to czekać. Carriedo leżał nieprzytomny w szpitalu, a lekarza ciągle walczyli o jego życie. Na razie nic nie zapowiadało, że się obudzi. 

          Lovino nienawidził siebie za to. Był dosłownie obok, a nawet nie zdążył krzyknąć do niego, żeby uważał. To była tylko jego wina i nikt nie mógł go przekonać, że jest inaczej. W myślach krążyły pytania czy Antonio się obudzi, czy dalej będzie go kochał po tym incydencie, a bardzo dobrze mógł również zostać współodpowiedzialnym. Miał możliwość ratunku. Lecz zadzwonił po pogotowie, udzielił pierwszej pomocy. Nie powinno mu nic grozić. 

          -Wiadomo co dzieje się z tamtym gościem? - Zapytał Afonso, opierając się ścianę. Wzrokiem krążył po Romano, który nerwowo chodził od miejsca do miejsca i co chwilę pytał lekarzy, czy coś wiadomo. Przyszli tutaj razem z Feliciano. Głównie po to, by Lovino miał w kimś oparcie, ale obecnie nie przejmował się resztą świata. Sam zjawił się z samego szacunku do brata. W tej relacji nie było sympatii. 

          -Policja go zabrała, a co dalej się dzieje, to nie wiem. Mam nadzieję, że kara będzie sprawiedliwa. Nie winą Antonia jest, że ten facet nie wyhamował odpowiednio szybko, mimo, że było czerwone światło. - Ferreira przytaknął, ponownie nic nie mówiąc. W tej chwili odpowiednią rozmową było milczenie. Czasami spoglądał na młodszego Vargasa, aby dopilnować czy nie dzieje mu się nic złego. Nerwy robiły z nim złe rzeczy. Carriedo był mu bliski, dlatego zależało mu na tym, żeby przeżył. 

          -Wiadomo coś? - Zielonooki panicznie podszedł do jednej z pielęgniarek. Wychodziła ona z sali, w której zajmowali się Antoniem, więc powinna coś wiedzieć. Kobieta niezrozumiale na niego popatrzyła, dopiero po chwili orientując się, że musi być tym Lovino Vargasem. Westchnęła, patrząc na jakieś papiery i przypominając sobie dokładnie stan pacjenta. Nie napawał on optymizmem. 

          -Nie jest dobrze. Nie możemy za wiele zdradzać, ale powiem tylko, że prawdopodobieństwo przeżycia tego przez Antonia jest naprawdę mała. Nie powinnam tego mówić, lecz proszę przygotować się na najgorsze. Jego stan zdrowotny jest bardzo zły i ciężko cokolwiek zrobić. - Romano przytaknął, biorąc głęboki wdech. Dopiero co zyskał miłość od drugiej osoby. Taką miłość, której chciałby zaznać każdy. I teraz było mu to odbierane. 

          -Lovi, nie stresuj się tak. Na pewno Antonio będzie dalej żył i stworzycie razem cudowny, długotrwały związek! - Feliciano próbował pocieszyć brata, lecz w zamian dostawał spojrzenia pełne nienawiści. Chciał kogoś uszczęśliwić i w ciężkiej chwili zapewnić radość, jednak widocznie nie było to wymagane i jedynie marnował swój czas. - Proszę, nie płacz. Wiesz, że tego nie lubię. Wszyscy tego nie lubimy. 

          -Jak w ogóle śmiesz mówić takie rzeczy? - Lovino był bliski wybuchu emocjonalnego. Przez pierwsze godziny płakał i krzyczał, a kiedy trochę się uspokoił i był w stanie przyjechać do szpitala, coś powoli w nim pękało. Negatywne uczucia mogły wziąć górę w każdej chwili, przez co może wyładować swoją złość na niewinnym rodzeństwie, które zaledwie chciało pomóc. - Wiedziałem, że nie powinienem się w ogóle starać. Wszystko jest mi zabierane i nie mogę nacieszyć się miłością. 

Panaceum [aph] [PrusPol GerIta AusHun]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz