[35] Dozgonnie razem

245 14 19
                                    

Jedziemy z tym. Kiedyś trzeba.

Przy okazji, tradycyjnie, po przeczytaniu rozdziału odsyłam do mojej końcowej gadaniny, a poruszam tam ważne tematy dotyczące mojego dalszego pisania (spokojnie, nie odchodzę z wattpada), jak i przyszłości Panaceum i po części też Afektu, gdyż wiem, że wielu moich czytelników czyta obydwie te prace. Afekt co prawda ma większe zasięgi, lecz tam już mniej więcej wspominałam o całej sprawie. Tutaj zrobię to dokładniej.

Przy okazji liczę na dużo komentarzy. Pomagają w dowiedzeniu się co czytelnik myśli o rozdziale, a jednak chciałabym wasze zdanie znać. 

Miłego czytania!

*** 13 kwietnia ***

          Maria nie mogła być aż tak zła. Na pewno zostały w niej resztki tej dobrej dziewczyny, która zaledwie marzyła o prowadzeniu szczęśliwego życia. W końcu każdy o tym marzy, prawda? Chociaż zależy jaką ma się definicję zadowalającej egzystencji. Dla jednych to będzie bycie dobrym, innych będzie obchodziła satysfakcja z krzywdzenia ludzkości. Jednak Beilschmidt musiała mieć resztki moralności w sobie. Nic nie znika do reszty. Zawsze pozostaną niewielkie pozostałości dawnego siebie. Jakby ta dobroduszna osoba dalej gdzieś była. 

          Lecz to było tylko złudne wrażenie Gauthiera, którym nieudolnie chciał bronić dawnego "ja" żony. 

          – Cholera, gdzie to jest... – Jego wszystkie oszczędności były dokładnie ukryte w szafie na strychu. Jedynie Maria, jak na małżonkę przystało, wiedziała gdzie je trzyma i okazywało się to jego słabym punktem. Nerwowo grzebał w portfelach, kieszeniach garniturów, czy nawet niewielkich pudełeczkach, gdzie mogły znajdować się pozostałe pieniądze. 

          Z głównej skrytki ubyły tysiące. Brakowało przeszło dwóch tysięcy euro, które miał przeznaczyć na ważne wydatki. Nie po to zbierał tyle lat, żeby nagle wszystko zniknęło. Panicznie rozglądał się po drobnych kątach, mając nadzieję, że gdzieś upchnął zagubioną gotówkę i jedynie zapomniał gdzie. 

          – Nigdzie nie ma... – Powiedział do siebie bezgłośnie z hukiem zamykając szafę. Był pełen irytacji. Oparł się o jej drzwi, próbując sobie przypomnieć gdzie mógł upchnąć cały istotny budżet. Kojarzył, że po większej kłótni z Marią schował ich część, aby przypadkiem tego wszystkiego nie zabrała, ale niedługo po tym przeniósł je do poprzedniego miejsca. Niemożliwe, by zapomniał. 

          Jego skupienie zostało przerwane skrzypnięciem podłogi. Rozchylił lekko powieki, zauważając, że przyszła albinoska. Przyglądała mu się niewzruszona. 

          – Długo tutaj siedzisz. Coś się stało? – Białowłosa była akurat najmniej zainteresowana poczynaniami męża. Jednak zważając na to, że w tym miejscu również trzymała ważne dla siebie rzeczy nie mogła przechodzić obok tego obojętnie. Zawsze na czas porządków przenosiła swoje zabawki do piwnicy. Nie mogła pozwolić na to, żeby Gauthier odkrył czym zajmuje się w wolnym czasie. Choć najpewniej już się domyślał. Wyglądał na rozdrażnionego. – Zgaduję, że stało się coś złego. 

          – Żebyś wiedziała, że stało się coś złego. I ty już doskonale wiesz co! – Maria mimowolnie zadrżała, gdy mężczyzna gwałtownie się do niej przybliżył. Dawno nie widziała Beilschmidta tak zdenerwowanego. Czymś musiała naprawdę zajść mu za skórę, lecz nie potrafiła skojarzyć czym. Odkrył, że wydała jego pieniądze na uwolnienie Adama z aresztu? Możliwe. Kręcił się przy szafie, a tam trzymał oszczędności. – Co zrobiłaś z moimi pieniędzmi?! 

          – Nie wiem o co ci chodzi. Mam własne i nie potrzebuję twoich. – Kobieta uśmiechnęła się pewnie, próbując ominąć złowrogi wzrok męża. Nie czuła się z nim wygodnie. Zgrabnie go ominęła, chcąc już wychodzić ze strychu. 

Panaceum [aph] [PrusPol GerIta AusHun]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz