8.

1.1K 64 34
                                    

Fred ziewnął szeroko i usiadł na swoim łóżku. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Pokój cały był wypełniony jakimiś kartonami i starymi, zniszczonymi przedmiotami. Kawałeczek na prawo od niego, na drugim rozklekotanym i wiekowym łóżku smacznie spał George. Chłopak wstał powoli ze swojego posłania i badawczym wzrokiem ocenił stan pomieszczenia. Nie specjalnie podobało mu się to co zobaczył, ale nie miał na to przecież wpływu. Ten pokój już nie należał do niego i Fred przebywał tutaj jedynie kiedy odwiedzał rodzinę.

Zwykle nocował na Pokątnej, bo teleportowanie się naprawdę nie było problemem, jednak wczorajsza rodzinna imprezka lekko wymknęła się spod kontroli. Przenoszenie się w stanie nie trzeźwym mogło być niebezpieczne, więc pani Weasley kategorycznie zabroniła bliźniakom tego robić. Ulokowała obu w ich starym pokoju, niewiele sobie robiąc z ich protestów.

Teraz Fred uśmiechał się pod nosem, kiedy tylko przypomniał sobie stanowczą minę swojej matki. W jego aktualnym dorosłym życiu troszkę brakowało mu tego rygoryzmu rodzicielki. Czasami przydałoby się, jakby ktoś troszkę na niego pokrzyczał i powytykał błędy. Poza tym odrobinę tęsknił za domem i tym co było kiedyś: przepychankami na schodach, wspólnymi śniadania, żartami i zabawami.

Ta jego tęsknota nie była jednak wielka i raczej nikt nie zdawał sobie sprawy z tej części fredowego jestestwa.

Chłopak był niezależnym indywidualistą i już na zawsze miało tak zostać. Nie lubił się podporządkowywać i zawsze miał swoje zdanie. Wyrażanie swojej opinii przychodziło mu z łatwością. Wiedział czego chciał i uparcie dążył do wyznaczonego sobie celu.

Pragnął, aby jego rodzina nie musiała wstydzić się swojej biedoty i osiągnął swój cel. Wraz z bratem założyli nadzwyczajnie dobrze prosperujący sklep i mogli poszczycić się znakomitymi zarobkami. Fred uwielbiał obdarowywać matkę, czy ojca drogimi prezentami; w ten sposób okazywał im swoją wdzięczność za to co dla niego zrobili. Przecież to właśnie oni ukształtowali go na takiego człowieka, jakim był dziś. Każdy z rodzeństwa Wealseyów był inny, każdy posiadał inne cechy charakteru i zdolności, jednakże wszyscy kierowali się w życiu tymi samymi priorytetami. Najważniejsza była dla nich rodzina i przyjaciele.

Poza tym Fred zawsze chciał dobrze się bawić i wieść wesołe, pełen rozrywki życie. Tak też właśnie robił od momentu, kiedy tylko się usamodzielnił. Chociaż w sumie zawsze bawił się dobrze niezależnie do tego gdzie mieszkał i kogo słuchał: czy rodziców, czy samego siebie. Zabawa była jednym z najważniejszych elementów jego istnienia. Chłopak po prostu nie lubił traktować życia zbyt poważnie. Przecież żyje się tylko raz! Miał okazję się o tym przekonać, kiedy ledwo przeżył Bitwę o Hogwart. Czas dany nam na ziemi jest krótki. Trzeba go wykorzystać jak najlepiej, przeżyć jak najwięcej, spróbować czego się da!

Zdaniem Freda nie ma sensu przejmować się tym na co nie mamy wpływu; życie toczy się dalej bez względu na okoliczności. Choćby nawet zawalił się cały twój świat to ty i tak dalej oddychasz, czyż nie? Życiodajny tlen dostaje się do twoich płuc i napędza krew. Wszelkie przeciwności losu są do przeżycia kiedy traktuje się je z odpowiednim dystansem i humorem. Życie jest wieczną zabawą. Momentami lepszą, fragmentami gorszą, ale zawsze rozrywką.

Dla Freda było ono jedną wielką frajdą.

Z takim podejściem do świata nie można było nie być tak pozytywnym człowiekiem, jakim był ten chłopak. Szaleństwo było jego drugim imieniem, ale nigdy nie przekraczał pewnej granicy.

Fred podszedł do małego okienka i lekko je uchylił po czym zakręcił jedną ręką w powietrzu aby rozruszać barki.

- Trzeba się za siebie wziąć! - mruknął na tyle cicho, aby nie obudzić brata. Następnie zręcznie położył się na ziemi i sprawnie zaczął robić pompki.

Niepewne Marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz