12.

850 55 7
                                    


"Tragedia trwa chwile,
reszta cierpienia to Twoje dzieło."

Pierwsze co zrobiła Annie po wyjściu z łazienki to skierowała się w stronę sypialni rodziców, a właściwie teraz już tylko matki. Stanęła przed drzwiami i wstrzymała oddech.

Obawiała się tego, że mama będzie do niej miała pretensje, o to jaka była słaba. Z drugiej strony zastawiała się czemu Grace nigdy nie odwiedzała jej na górze od czasu śmierci ojca. Dziewczyna nie miała pojęcia w jakim faktycznie stanie znajduje się jej opiekunka. Ani Cahty, ani kuzyn nie poinformowali jej o tym, gdyż nie chcieli dokładać jej kolejnych zmartwień. Dopiero w tym momencie w jej głowie zaczęły pojawiać się znaki zapytania. Dlaczego wcześniej nie zastanawiała się nad tym co działo się z jej mamą? Bo jeszcze dwie godziny temu byłam cholerną egoistką! - odpowiedziała sama sobie ze złością. Miała pełną świadomość swojego okropnego zachowania. Nie wahała się więc dłużej i szybko zapukała do drzwi. Odczekała chwilę, ale odpowiedziała jej jedynie cisza. Spróbowała kolejny raz i znów nic. Może śpi? - przemknęło jej przez myśl. Nie chciała się jednak poddawać. Musiała zajrzeć do środka by upewnić się chociaż, że Grace tam jest. Leciutko uchyliła drzwi, ale nic jej to nie dało, ponieważ w pokoju panował mrok. Otworzyła je więc na oścież i doznała niemałego szoku.

Sypialnia rodziców nie wyglądała najlepiej. Szczerze powiedziawszy wyglądała nawet sto razy gorzej niż pokój Annie. Zdezorientowana dziewczyna przyglądała się rozciągającemu się przed jej oczyma widokowi i nie miała pojęcia co powiedzieć. Rzuciła spojrzenie na duże łóżko i okazało się, że jej przypuszczenia były jak najbardziej mylne. Pani Baker nie spała, ani nawet nie leżała. Po prostu siedziała na tapczanie, w tych okropnych ciemnościach i wpatrywała się w przestrzeń.

- Mamo? - zapytała cicho Annie, zbliżając się do kobiety.

- Alan? - zawołała gdzieś w przestrzeń kobieta, nawet nie spoglądając na córkę.

- Mamuś to ja, Annie - zaczęła mówić dziewczyna ze strachem. Dopiero w tym momencie Grace, jakby nagle wyczuła nutkę przerażenia w głosie dziewczyny, spojrzała na córkę.

- Ach... To ty kochanie... Przepraszam cię... Musiało coś mi się przywidzieć - odrzekła  słabym głosem.

- Wszystko dobrze? - dopytywała się niepewnie Annie. Znalazła się już przy łóżku i lekko usiadła na jego skraju. Dotknęła ramienia matki.

- Tak, tak, wszystko w porządku. -  Grace mówiła tępo, ale wpatrywała się gdzieś w odległy kąt pokoju.

- Zjemy razem obiad? - zaproponowała Annie. - Pomyślała, że dawno nie miałyśmy ku temu okazji...

- Nie mam ochoty - przerwała jej natychmiast.

- Wiem mamo. Naprawdę cię przepraszam, że byłam taka. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale przysięgam! To się więcej nie powtórzy! - gorąco zapewniała ją Annie, po czym wyczekująco spojrzała na kobietę. Nie doczekała się żadnej odpowiedzi, więc ponowiła swoją prośbę.

- To może jednak?

- Nie chcę. Chcę tylko spać. Czy to zbyt wiele? - skrzywiła się Grace.

- Ale... Musisz jeść! Zresztą trzeba zacząć normalnie żyć! - zdziwiła się Annie. Jak widać nie tylko ona samolubnie pogrążała się we własnej rozpaczy.

- Nie jestem głodna - usłyszała w odpowiedzi Annie. Dziewczyna ezradnie rozejrzała się po pokoju. Grace rzeczywiście chyba nie była głodna, ponieważ wszędzie dookoła walały się talerze z prawie nienaruszonym jedzeniem.

Niepewne Marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz