10.

988 58 32
                                    


Dziewczyna nie miała pojęcia co się wokół niej dzieje. Wydawało jej się jakby wszystko zwolniło nagle swoje tempo. Patrzyła jak zakupy powolutku rozsypują się po podłodze i turlają się we wszystkie strony świata. Gdzieś obok niej przebiegali ludzie, krzycząc i nawołując się nawzajem. W drzwiach zauważyła swoją matkę, która z przerażeniem w oczach wybiegała na salę ojca.

A ona stała po środku tego wszystkiego nic nie rozumiejąc. Zdezorientowana obserwowała co działo się wkoło. W końcu ciężko usiadła na pierwszym lepszym krześle. Zakupy dalej toczyły się po podłodze. Jakiś uprzejmy jegomość zaczął je zbierać do reklamówki, ale ona nie miała siły by wstać i zacząć wykonywać tę samą czynność. Nie miała nawet siły na to by podziękować za tę drobną pomoc. Była ogłuszona. W uszach jej szumiało, a przez głowę przepływam z wielką szybkością niekończący się strumień informacji. Annie nie rozumiała ani jednej swojej myśli, ani jednego sygnału jakie wysyłało do jej mózgu ciało. Nie potrafiła zmusić się, aby zrobić cokolwiek.

Siedziała nieruchomo, jak sparaliżowana. I mimo całego tego nawału informacji w jej głowie panowała pustka. Tak wielka jak czarna dziura. Miała wrażenie, że nic nie czuje, nic nie rozumie. Wydawało jej się jakby jej nie było. Jakby niknęła i stawała się coraz bardziej przezroczysta. Wtapiała się w to krzesło i ścianę.

Obok niej przebiegł kolejny lekarz odziany w biały kitel. Słyszała gdzieś niedaleko szloch Grace i niezrozumiałe pokrzykiwania, a także świst leczniczych zaklęć.

Wszystkie te odgłosy obijały się po jej głowie i żaden z nich nie docierał do świadomości. Dopiero kiedy zaległa cisza Annie wyrwała się z otępienia. Ta straszna, przejmująca cisza, wypełniała każdą komórkę jej ciała. Wydawało się jakby cały świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu. Żaden szmer, żaden dźwięk nie mógł zakłócić tego milczenia.

Annie zamrugała kilkakrotnie. Nadal nie rozumiała tego co właśnie się dzieje. Dotarło do niej tylko jedno - wrzawa się uspokoiła. Nikt już nie krzyczał, nie biegał. Lekarze powoli wracali do swoich wcześniejszych zajęć. Pięlęgniarki wyprowadziły z sali operacyjnej bladą jak ściana Grace.

Kobieta stanęła przed córką zapłakana  Na jej twarzy nie można było dostrzec żadnych emocji, prócz bezbrzeżnego smutku.

- To koniec - wyszeptała pani Baker, ale Annie nie rozumiała. Przecież już od jakiś piętnastu minut nic do niej nie docierało. Wpatrywała się w Grace szeroko otwartymi oczami i kręciła głową. Nie miała pojęcia o czym ta kobieta mówi.

- Tata... To koniec. Nie ma go... - wykrztusiła pani Baker, a z jej oczu zaczęły lecieć słone kropelki. Jedna za drugą spływały po jej policzkach, brodzie i powolutku skapywały na szpitalną podłogę.

Annie poczuła jakby jakaś niewidzialna ręka ścisnęła wszystkie jej wnętrzności. W jednej chwili zrobiło jej się niedobrze. Myślała, że nie można czuć się jeszcze słabiej niż przed chwilą, ale widocznie się myliła.

- Co... Co takiego? - zapytała wstrząśnięta, ledwo otwierając usta.

Nie doczekała się jednak odpowiedzi. Jej żołądek skręcił się w ciasną pętelkę, świat zasnuł się mgłą i wszelkie siły opuściły jej ciało. Poczuła się dziwnie lekka. Powoli osuwała się na podłogę i traciła przytomność. Zamknęła powieki i odpłynęła. Na ten widok trupioblada kobieta wpadła w histerię.

- Moja córka! Moja córka! - krzyczała Grace z paniką w głosie, próbując ocucić swoje dziecko. Ze wszystkicj stron zbiegli się magomedycy i pielęgniarze. Fachowym okiem ocenili stan dziewczyny.

- Proszę się uspokoić to tylko omdlenie! - próbował przekonać panią Baker jeden z nich.

- Moja córuchna! Najpierw mąż, teraz ona! Ratujcie ją! Merlinie, moje dziecko! Kochanie obudź się! Obudź! - krzyczała Grace, nie zwracając uwagi na nikogo z obecnych. Potrząsała ciałem Annie i łkała żałośnie.

Niepewne Marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz