7.

1.1K 76 39
                                    

Annie była wycieńczona. Od kilku dni nie spała porządnie, nie miała już na nic siły. Zajmowała się domem, pięć razy dziennie biegała do szpitala odwiedzić ojca i usilnie szukała pracy. Czuła się wykończona fizycznie i psychicznie. Głowę miała ciężką, a pod zmęczonymi oczami znajdowały się wielkie sińce.

Ostatni tydzień był straszny. Ann miała wrażenia, że zmartwieniom nie ma końca. Nieustannie bała się o ojca, który w szpitalu leżał już prawie dwa tygodnie, a jego stan zdrowia się nie polepszał. Poza tym martwiła się także o matkę, która zrobiła się milcząca, smutna i zamknięta w sobie. Jedyną rzeczą jaką robiła Grace było chodzenie do szpitala. Kobieta wzięła długoterminowy urlop i spędzała tam całe dnie.

Dzisiejszego dnia Annie napadły strasznie myśli, że jeśli tak dalej pójdzie to chyba nie da już rady. Dorosłość i ta cała odpowiedzialność zwaliły się na nią wielką lawiną i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Jeszcze kilka dni temu planowała dalszą naukę na kursach magomedycznych i może jakąś pracę na pół etatu, a teraz wiedziała że musi szukać czegoś na poważnie.

Nie dam rady! Merlinie, nie dam rady! - powtarzała w myślach Annie, idąc przez Londyn. Ulica Śmiertelnego Nokturnu skończyła się już dawno i teraz Annie znajdowała się w miejscu, w którym nigdy wcześniej nie była. Teren ten przypominał ulicę Pokątną, ale widocznie był znacznie mniej znany ponieważ przebywało tutaj o wiele mniej ludzi. Mimo to nawet tutaj nikt nie miał dla niej żadnej oferty pracy. Zawsze mogła skorzystać z pomocnej oferty kuzyna, ale zbyt dobrze zdawała sobie sprawę na czym miała by polegać ta pomoc. Dziewczyna brzydziła się łapówki i temu podobnymi działaniami.

Zrezygnowana oparła się plecami o jedną ze sklepowych witryn i przymknęła oczy.

Nie mogła znaleźć pracy, nie potrafiła poradzić sobie ze sobą, ani z matką, a już tym bardziej z chorobą ojca. Poczucie beznadziejności zaczęło obejmować ją całą. Wcześniej jarzyły się w niej jeszcze jakieś iskierki optymizmu i nadziei, ale w tym momencie dziewczyna pozwoliła sobie na chwilę słabości. Czuła się bezradna, zmęczona i zagubiona.

Jakże zazdrościła teraz Mattowi, który miał tak potrzebną jej pracę! Albo Cathy, która nie musiała pracować bo utrzymywali ją rodzice.

Westchnęła lekko i postanowiła wziąć się w garść. Nie może przecież rozkleić się na środku jakiejś ulicy! Otworzyła oczy i rozejrzała się w około. Kilkoro ludzi przechadzało się po chodniku, ktoś wchodził do sklepu z magicznymi narzędziami gospodarskimi. Właśnie w tym momencie Annie mignęła ruda czupryna. Dziarskim krokiem (a przynajmniej starała się, aby tak on wyglądał) ruszyła w stronę piegowatej dziewczyny, którą dojrzała po drugiej stronie ulicy.

-Cześć! - przywitała się grzecznie.

- O Ann! Cześć! - Ginny Weasley  szczerze ucieszyła się na widok koleżanki.

Annie właściwe miała zamiar tylko przywitać się i iść dalej, ale spojrzenie Ginny skutecznie ją od tego powstrzymało.

- Coś się stało? - zapytała Ginny, przyglądając się jej uważnie.

- A takie tam - machnęła ręką lekceważąco. - Lepiej powiedz co tam u ciebie?

- Wszystko dobrze - odpowiedziała jej koleżanka z uśmiechem po czym przyjrzała się uważnie dziewczynie. Chwilę się nad czymś zastanawiała, rozejrzała dookoła  i zaproponowała:

- Wiesz to chyba nie jest najlepsze miejsce na rozmowy! Zapraszam cię do mnie na herbatkę, co ty na to?

- Hmm... - Annie przygryzła dolną wargę. W sumie co mi szkodzi chwilka przerwy... Pracy i tak znaleźć tutaj nie mogę, a tak może chociaż przez chwilę zapomnę o tym całym bałaganie.

Niepewne Marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz