19.

760 51 49
                                    

Annie weszła do domu i westchnęła głęboko. Leniwym ruchem zsunęła kapelusz z głowy i oparła się o ścianę. Musiała chwilkę ochłonąć i poukładać rozbiegane myśli, z którymi nie mogła sobie poradzić od rana.

Od kiedy znalazła pracę w tej całej księgarni jej życie zaczęło się układać. Dziewczyna naprawdę miała wrażenie, że panuje nad wszystkim co ważne, ale życie potrafi zaskakiwać. Może i wszystkie inne sprawy układały się dobrze i Annie miała nad nimi pełną władzę, ale jedno za nic w świecie nie chciało podporządkować się jej racjom. Tym czymś było jej serce.

Gdyby to było takie łatwe... Ale nic nigdy nie jest proste. A jeśli idzie o sprawy serca, to nie ma nad nimi najmniejszej władzy. Ono wcześniej czy później spychane gdzieś na bok i tak dojdzie w końcu do głosu.

To ono bije mocniej na widok osób, które kochamy,  zmusza nas do dziwnej radości, do jaskółczego niepokoju, który męczy zakochanego człowieka. To serce sprawia, że w osobie, która w żaden sposób nie przypominała naszego wyśnionego księcia z bajki, dostrzegamy kogoś wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju.

Serca nie lubią być same. Nie lubią bić w samotności. Pchają nas przez życie, każą szukać kogoś kto byłby obok nas, kogoś kto także miałby serce, bijące do rytmu. Serca nie lubią ciszy, serca boją się samotności.

Czasem wbrew nam samym zmuszają nas do myśli, do pragnień i marzeń.

Odkrywają w nas pokłady miłości.

Annie odłożyła klucze na szafkę i powiesiła na wieszaku swoją torebkę. Nie mogła nic poradzić na to co działo się w jej wnętrzu. A skoro nie mogła z tym walczyć, postanowiła się z tym pogodzić. Nie widziała innego wyjścia, zresztą miała już dość biczowania się poczuciem winy.

Uśmiechnęła się pod nosem. Teraz kiedy nareszcie się do tego przyznała poczuła się lekka jak piórko i szczęśliwa. Nucąc pod nosem ruszyła przed siebie. Balon radości, który nosiła w sobie od jakiegoś czasu zaczął powoli nadmuchiwać się świeżą nadzieją.

Jej cichutką, jeszcze nieco nieśmiałą, radość przerwał dzwonek do drzwi.

Annie zawróciła by je otworzyć. Z powodu śpiewających w jej głowie skowronków nawet nie pomyślała kto mógłby odwiedzać ją o tej porze.

Bezmyślnie otworzyła drzwi i zamurowało ją. Na progu stał nie kto inny, jak tylko sprawca całego tego zamieszania.

Annie szeroko otworzyła oczy i całkowicie zapomniała języka w gębie. Jedyne na co było ją stać, to wielki uśmiech. Miała niepohamowaną ochotę rzucić się na chłopaka i przytulić najmocniej na świecie, ale jakimś cudem się powstrzymała. Ciekawe co by sobie o niej pomyślał gdyby to zrobiła. Nie widzieli się od tygodnia, od tego dziwnego weekendu w Norze i zdążyła się za nim naprawdę stęsknić.

- Cześć Annie - zaczął George nieco niepewnym tonem.

- Cześć  - wykrztusiła

- Dasz się wyciągnąć na spacer? - zapytał, nieco ośmielony jej wielkim uśmiechem.

- Nie wolałabyś raczej wejść na herbatę? - zaproponowała błyskawicznie, szerzej otwierając drzwi.

- Myślę, że spacer będzie lepszy.

- Jak chcesz. - Wzruszyła ramionami i wyszła przed dom. George spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Co?

- Idziesz na boso? - zapytał.

- Ach! No tak jasne! Poczekaj chwilę! - Poinstruowała go dziewczyna i na minutę zniknęła w korytarzu. W myślach wyzywała samą siebie za bezmyślność. Szybko zarzuciła na nogi jakieś sandałki i wybiegła z domu.

Niepewne Marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz