11.

922 58 20
                                    

"Nad stracony czas
nic bardziej nie boli"

W pokoju Annie panował straszliwy bałagan. Rolety szczelnie zasłaniały okna i chroniły wnętrze przed promieniami słońca. Z tego powodu wszędzie panował nieprzyjemny półmrok, a wszelkie kolory wydawały się przybierać najróżniejsze odcienie szarości. Z otwartej szafy na ziemię wylewały się ubrania i inne szpargały. Fotele i łóżko także zawalone były ubraniami, a podłoga zajmowały stosy jakiś kartek,  paprochów i kłębków kurzu. Tuziny pustych szklanek i brudnych talerzy zajmowały każdą pustą przestrzeń na szafkach i biurku. Gdzieniegdzie porozrzucane były butelki z wodą, a ze słoika truskawkowego dżemu powolutku sączył się na dywan słodki mus.

Siedząca na skotłowanym łóżku dziewczyna, jak otępiała przyglądała się kapiącej, czerwonej substancji. Wydawało się jakby cała jej uwaga skupiona była tylko i wyłącznie na tym słoiku. Wokół niej leżały porozrzucane chusteczki higieniczne. Brudne ciuchy niknęły gdzieś w plątaninie pościeli i poduszek, a dziewczyna nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Zwykle tak doskonale ułożona Annie nie przejmowała się panującym wszędzie dookoła bałaganem. Wręcz przeciwnie. Patrząc na to wszystko odczuwała jakąś chorą satysfakcję. Zdawało jej się, że bajzel w pokoju w jakimś stopniu równoważy się z bałaganem w jej głowie.

Od kiedy zmarł jej ojciec minął już tydzień, ale jej ciągle wydawało się jakby to było wczoraj. Wiadomość ta w ogóle do niej nie docierała. Świadomość wyrzucała ją z jej głowy i nie pozwalała dotrzeć do umysłu. Annie nie potrafiła sobie z tym poradzić. Czuła, że rzeczywistość ją przerosła.

- To wszystko moja wina! Moja wina! - myślała dziewczyna. - Przecież przeczuwałam, że coś jest nie tak, widziałam że od dawna jest słabszy niż zwykle. Powinnam komuś o tym powiedzieć, ostrzec lekarzy, matkę... Może bym pomogła... Może wtedy tata nadal... nadal by żył?! - wyrzucała sobie każdego dnia.

Nie zdążyłam powiedzieć mu tak wiele rzeczy! Nie zdążyłam poznać jego najskrytszych marzeń. Nie mam pojęcia jaką chciałby mnie widzieć w przyszłości. Miałam mu tak wiele do powiedzenia! Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Dlaczego nie poświęcałam mu więcej czasu? Nie rozmawiałam z nim częściej, nie bawiłam się, nie spędzałam z nim weekendów? - rozpaczała.

Uciekałam od niego. Wolałam towarzystwo Cathy i Matta, bo oni byli dla mnie najważniejsi. Dlaczego byłam taka głupia?! Jak mogłam nie rozumieć, że ojciec powinien być zawsze na pierwszym miejscu?! - wyrzucała sobie całymi dniami.

Alan był dla niej czymś pewnym, czymś stałym. Był twardym gruntem, o który mogła się opierać, był domem, do którego mogła wracać, światełkiem, które zawsze oświetlało jej drogę w ciemności. Był niezawodny. W każdej chwili swojego młodzieńczego życia Annie mogła polegać na swoich rodzicach, a zwłaszcza na ojcu. On miał trwać przy niej i wspierać ją w trudnych momentach! Nie powinien odchodzić i zostawiać jej całkiem samej. Przecież był jej ostoją, a teraz tak po prostu, zwyczajnie zniknął?Dlaczego życie jest tak przerażające w swojej nieprzewidywalności?

Teraz bez niego dziewczyna czuła się,  jak porzucony na środku morza rozbitek, który nie wie w którą stronę powinien płynąć. Poza tym na swoich barkach niosła ciężar niewyjaśnionego poczucica winy, które wzięło się z nikąd i nie chciało zostawić jej w spokoju.

Tyle straconych chwil, tyle straconych dni. Godziny niewypowiedzianych słów, miliony spojrzeń, które już nigdy nie będą miały okazji do niego dotrzeć. Baker poczuła straszne ucisk w żołądku, kiedy uświadomiła sobie, że nie zdążyła powiedzieć ojcu, że go kochała. Nie miała okazji zapewnić go przed śmiercią, że nadal jest jego małą córeczką, która jest gotowa z ufnością wpaść w silne ramiona ukochanego taty. I wiedziała, ze już nigdy nie nadaży się taka okazja. Bo teraz została jej tylko straszna pustka. Cisza, od której Annie zdawała się  głuchnąć. Opustoszało miejsce w sercu, którego już nikt nigdy nie będzie w stanie zapełnić.

Niepewne Marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz