14.

849 56 38
                                    

Powinniśmy chwytać każdą dostępną nam, choćby najmniejszą radość,
jak człowiek stojący na skraju przepaści chwyta się ostatniego źdźbła trawy.
— Robert Louis Stevenson

Annie po raz pierwszy od miesiąca naprawdę miała powód do radości i szerokiego uśmiechu. Nareszcie coś zaczęło się jej w życiu układać. Ostatnimi czasy wydawało jej się jakby ciągle musiała iść pod stromą górę, ale teraz jej droga jakby się nieco wypoziomowała. Weszła do domu w dobrym nastroju i zamszyście postawiła na stole zakupy. Zajrzała do matki i przekonała się, że ta dalej śpi. Widok tak spokojnej opiekunki nie mógł popsuć jej humoru, a więc zadowolona z siebie weszła do salonu. Podeszła do kominka i czym prędzej zafiukała do Zabiniego.

- Blaise! - zawołała gdzieś w przestrzeń jej głowa tkwiąca w kominku. Chwilę później jej oczom ukazał się mulat. Chłopak kucnął przed kominkiem, opierając się jedną ręką o gzyms i zapytał:

- Coś się stało? - Był trochę zaniepokojony, ale widząc na ustach kuzynki lekki uśmiech błyskawicznie się uspokoił.

- Wpadniesz na kolację? - zaproponowała, a on wzruszył ramionami.

- Chyba mogę. O której mam być?

- Za godzinę, o dziewiętnastej.

- Okej. Może być. - Uśmiechnął się delikatnie. - A z jakiego powodu kopnął mnie zaszczyt zjedzenia ugotowanej przez ciebie kolacji?

- Powiem ci jak będziesz! Do zobaczenia! - zawołała Annie i zniknęła.

Zgrabnie wygramoliła się z kominka po czym odstawiła na swoje miejsce pudełko z proszkiem Fiuu. Ruszyła do kuchni i żywo zabrała się za gotowanie.

Lubiła to robić. Przyrządzanie smacznych potraw działało często jak swoistego rodzaju terapia. Można było się wtedy porządnie uspokoić, bo gotowanie wymagało skupienia. Kuchenne wariacje były naprawdę przyjemnym zajęciem, a uznanie innych było najlepszą nagrodą. Ładnie nakryła do stoły i ustawiła na nim alkohol. Dla siebie kremowe piwo, dla kuzyna ognistą whisky. Kiedy usłyszała cichy trzask od razu wiedziała, że to on aportował się w przedpokoju.

Wparował do pomieszczenia z uśmiechem na twarzy. Ubrany w sprane dżinsy i powyciągany podkoszulek naprawdę nie przypominał cynicznego arystokraty. Był tak zwyczajny, jak tylko można zwyczajnym być.

- A co ty taki ? - Wskazała na jego strój.

- Cały czas muszę łazić w garniturach i szatach wyjściowych to przynajmniej po pracy się z nimi rozstaję - wyjaśnił. - Mmm... Ładnie coś pachnie!

- Siadaj do stołu, zaraz podaję. Jesteś głodny?

- Jak wilk!

- No to świetnie się składa! Proszę! - powiedziała dziewczyna, stawiając przed nim talerz z parującą zapiekanką ziemniaczaną. Sama także usiadła za stołem i zaczęła jeść. Kiedy oboje zaspokoili pierwszy głód, Blaise nie wytrzymał i w końcu zapytał:

- Co się stało, że przyrządziłaś takie świetne żarcie?

- Dostałam pracę! - zawołała z entuzjazmem.

- Ej, to doskonale! - ucieszył się chłopak. - Gdzie i jak to się stało?

- Wiesz w sumie to wszystko dzięki Fredowi i Georgowi... - zaczęła Annie. W tym momencie dostrzegła, jak uśmiech momentalnie znika z twarzy Zabiniego - Jeden z ich znajomych szukał pracownika i zaproponowali mu mnie, a on się zgodził! - skończyła, czekając na jego reakcję. Kuzyn tylko pokiwał głową. Wrócił do jedzenia i milczał.

Niepewne Marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz