Rozdział 2 cz.1

355 52 17
                                    

Pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Mina czuła suchość w ustach oraz ból w każdej części swojego ciała. Spróbowała podnieść powieki i nawet ta czynność okazała się nie lada wyzwaniem.

Pierwszym, co dziewczyna zobaczyła, był szary, nijaki sufit. Spróbowała obrócić się na bok, w stronę jedynego źródła światła w pomieszczeniu, jakim było ogromne okno. Obolałe żebra skutecznie ją powstrzymały.

Nie od razu przypomniała sobie poprzednie wydarzenia. Chwilę zajęło jej skupienie się i odtworzenie tamtego dnia. Męcząca podróż, niepokojący mieszkańcy i... wypadek.

Pamiętała, że rozmawiali, matka ją zdenerwowała, a potem samochód w coś uderzył. Mina usłyszała huk, szarpnięcie do przodu. A potem pustka. Nic więcej.

Uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, co się działo z mamą i Theo. Jej serce przyśpieszyło na myśl, iż mogli nie wyjść cało z wypadku. Zignorowała palący ból i przewróciła się na lewy bok. Ku swojej uldze zobaczyła drugie łóżko, a w nim swojego młodszego brata, pogrążonego w głębokim śnie.

Piegowata twarz Theo wyrażała całkowity spokój, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Brakowało na niej jedynie wielkich okularów, lecz Mina zgadywała, że zostały złamane bądź zbite podczas zderzenia.

Za łóżkiem Theo dziewczyna nie zauważyła trzeciego, na którym leżałaby ich matka. Wzięła głęboki wdech i postarała się trochę unieść swoje ciało, lecz w tym samym momencie usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do pokoju.

Po chwili około sześćdziesięcioletni mężczyzna nachylił się nad Miną i przyjrzał uważnie jej twarzy.

— Powinnaś spać młoda damo — stwierdził ciepło.

— Moja mama? — wyjąkała Mina, a wydobycie głosu okazało się dla niej o wiele trudniejsza, niż przypuszczała. Podczas wymawiania tych dwóch słów czuła niemiłosierne drapanie w gardle. Brzmiała, jakby jej struny głosowe zostały bardzo poważnie uszkodzone. Przez moment uznała, że rzeczywiście tak mogło być, lecz szybko porzuciła tę myśl i wykorzystała swoje skupienie, na wysłuchanie odpowiedzi nieznajomego.

— Wszystko w porządku, jej stan jest... stabilny. A ty musisz wypocząć, żeby odzyskać siły. Wszystko będzie dobrze. Dasz radę teraz coś zjeść?

Powoli pokiwała przecząco głową. Ledwo przełykała ślinę, wątpiła, by dała radę z jedzeniem.

— A napić się wody? — Uważnie zlustrował nastolatkę wzrokiem.

Przez kilka sekundach wahania delikatnie przytaknęła. Nie chciała ryzykować odwodnienia. Do tego liczyła, że przezroczysty płyn w jakimś stopniu umniejszy głód, który odczuwała.

Mężczyzna ostrożnie złapał dziewczynę za ramiona i poprawił jej pozycję z całkowicie leżącej na półsiedzącą, by nie zachłysnęła się napojem. Na chwilę odszedł, lecz zaraz powrócił z wcześniej przygotowaną szklanką. Przyłożył ją nastolatce do ust, a ona z wdzięcznością wzięła pierwszy łyk. Poczuła ogromną ulgę, gdy woda zwilżyła gardło. Do tamtego momentu nie zdawała sobie sprawy, że była aż tak spragniona.

Choć nie przyszło jej to łatwo, zdołała opróżnić cały kubek. Wtedy nieznajomy powiedział Minie, że powinna teraz odpocząć.

Dziewczyna wolałaby od razu poznać wszystkie fakty, jednak nie potrafiła zaprotestować. Postanowiła poddać się przytłaczającemu zmęczeniu i już po kilku minutach odpłynęła do krainy snów.

***

Kiedy po raz kolejny otworzyła oczy, powitała ją ciemność. Obróciła się w stronę okna i z zadowoleniem odkryła, że ból nie doskwiera już tak bardzo.

Z lekkim trudem zdołała wstać. Początkowo ogarnęły ją zawroty głowy, więc wzięła głęboki oddech i poczekała kilka sekund. Dopiero kiedy świat przestał wirować nastolatce przed oczami, doszła do szyby i oparła ręce o parapet. Skupiła pełen zaciekawienia wzrok na widoku uśpionego miasteczka jak dotąd znanego jej jedynie w świetle dnia.

Budynek, w którym się znajdowała, górował nad sąsiednimi, a dzięki światłu odbitemu od tarczy księżyca, Mina mogła dostrzec zarysy domów i alejek. Niestety nie była w stanie zobaczyć szczegółów, gdyż żadna z lamp ulicznych nie została zapalona.

Być może Mina nie posiadała genialnego umysłu swojego brata, ale zorientowała się, że mieszkańcy mieli problem z brakiem elektryczności. W pokoju stały jakieś lampy, jednak żadna nie dawała światła. Dziewczyna podeszła do najbliższej i spróbowała ją włączyć, lecz bez skutku.

Jedynym, co teoretycznie mogła zrobić, był powrót do łóżka, ale wtedy poczuła silny ucisk w żołądku.

Zaczęła się zastanawiać, kiedy zjadła swój ostatni posiłek i doszła do wniosku, że nie miała w ustach jedzenia od co najmniej półtora dnia.

Pomimo wątpliwości, zdecydowała, że wyjdzie z pomieszczenia i spróbuje poszukać kuchni bądź jakichś ludzi, którzy daliby jej pożywienie.

Opuściła pokój i znalazła się w długim, pustym korytarzu. Ruszyła przed siebie, dziękując w duchu za świeczniki porozstawiane po bokach. Sprawiały one, że nie przemieszczała się w całkowitych ciemnościach.

Dotarła do ogromnych, drewnianych drzwi. Pociągnęła za klamkę i na kilka sekund pomyślała za strachem, że ktoś je zamknął. Na szczęście po chwili walki, ustąpiły.

Trafiła do kolejnego podłużnego pomieszczenia, co wywołało jej przeciągłe westchnienie. Poczuła się jak w labiryncie. Widziała mnóstwo drzwi i nie wiedziała, które doprowadzą ją do celu.

Wybrała najbliższe przejście po swojej lewej. Tym razem wkroczyła do przytulnego pokoju, dobrze oświetlonego, z bielutkim, wełnianym dywanem oraz trzema kanapami. Na jednej z nich siedziała jakaś młoda kobieta w stroju pielęgniarki, zaczytana w grubej książce.

— Ekhm... przepraszam? — Na dźwięk wciąż ochrypłego głosu Miny, kobieta gwałtownie odwróciła głowę. I okazała się rówieśniczką dziewczyny.

— Mogę w czymś pomóc? — Nieznajoma posłała Minie nieśmiały uśmiech.

— Ja... jestem głodna. — Wolała nie nadwyrężać strun głosowych, więc nic więcej nie dodała i posłała jedynie rozmówczyni błagalne spojrzenie.

— Och. Jasne. Chodź za mną.

Miejscowa wstała i ruszyła sztywnym krokiem w stronę drugiego końca pomieszczenia. Mina za nią podążyła, rozważając, dlaczego tak młoda osoba pracowała w szpitalu. W zwyczajnych okolicznościach podejrzewałaby praktyki bądź wolontariat, jednak zapewne wtedy nie przebywałaby z chorymi w czasie nocnym.

Nieznajoma wyciągnęła z drewnianego schowka bułkę. Nie przypominała ona pieczywa, które można byłoby dostać w niemalże każdym supermarkecie w Berlinie. Była mniej kształtna, a zarazem świeższa i pewnie nienaszprycowana chemią.

Mina przyjęła bułeczkę z wdzięcznością i od razu wgryzła w nią zęby. Nigdy nic jej tak bardzo nie smakowało, miała wrażenie, że spożywa ambrozję pod niepozorną postacią.

Druga dziewczyna spoglądała na nią z wyraźnym zaciekawieniem, co od razu przypomniało Minie o tłumie gapiów na placu.

— Jak masz na imię? — spytała rówieśniczkę, wymawiając każde słowo z trudem. Ta się wzdrygnęła, jakby nie przeszło jej przez myśl, że pacjentka może zadać jakieś osobiste pytanie.

— Agatha — szepnęła. — Szkolę się tutaj na pielęgniarkę.

— Ja jestem Mina. Czy...

— Nie wolno mi udzielać poufnych informacji — poinformowała Agatha bez wahania. — Jeśli już zjadłaś... lepiej wracaj spać.

Mina chciała zaprotestować, lecz przyszła pielęgniarka położyła jej delikatnie rękę na ramieniu.

— Jutro powinni ci wszystko powiedzieć. Teraz idź spać.

Legenda Zapomnianego MiasteczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz