Rozdział 25

161 22 21
                                    

Nawet jeśli Gerhard zdawał obie sprawę, iż spędził z Miną noc w jednym łóżku, nie dawał tego po sobie poznać. Patrzył jedynie z niepokojem na nastolatkę, najprawdopodobniej wciąż analizując wspomnienia poprzedniej nocy.

Delikatnie uniósł koszulkę, dotknął średniej wielkości blizny i natychmiast syknął. Pomimo że czary babci Miny niezaprzeczalnie zatamowały krwawienie i uleczyły większą część rany, czarodziej wciąż odczuwał ból w miejscu, w które Moritz wbił mu nóż.

— Dziękuję, że wczoraj stanąłeś w mojej obronie. Znowu. I przepraszam, że musiałeś. Nie przypuszczałam, że on zaplanuje coś takiego. — Dziewczyna spojrzała na młodzieńca ze szczerym poczuciem winy. Już źle się czuła z faktem, że wykorzystywała go i jego uczucia, by znaleźć sposób na ucieczkę z miasteczka. Tego typu bohaterskie czyny chłopaka jeszcze bardziej ją dołowały i utwierdzały w nikczemności jej działań.

— Zawsze będę bronił twojego honoru. I nie dziwię się, że nie zamierza dać ci spokoju. Trudno byłoby zapomnieć o kimś takim jak ty.

— Gerhardzie... — W tamtym momencie, patrząc w jego szczere i ufne błękitne oczy chciała mu wyznać całą prawdę. O swojej manipulacji i braku odwzajemniania miłości oraz świadomości, że prawdopodobnie nigdy między nimi tak naprawdę nic nie będzie.

Jednakże ostatecznie się powstrzymała. Pomimo chwili zawahania uświadomiła sobie, że nie miała pojęcia, co zrobiłby czarodziej, usłyszawszy takie wieści. A nie mogła ryzykować utraty możliwości przejścia bariery.

— Powinniśmy iść zjeść śniadanie. Babcia pewnie przygotowała nam coś dobrego.

Wyszła z poczuciem winy, wiszącym nad nią niczym chmura burzowa i oblewająca ją deszczem wstydu za wyrachowanie względem czystych intencji młodzieńca.

Tak ja dziewczyna przewidziała, babcia rozkładała właśnie na stole pięć talerzy z kromkami z dżemem i owocami, a obok nich po chwili postawiła dzbanek z kompotem.

— Nareszcie wstaliście. Theo jest już na nogach od godziny — stwierdziła staruszka z wyjątkowo dobrym humorem, biorąc pod uwagę nocne wydarzenia.

— Babciu, chyba będziemy musieli poważnie porozmawiać — zaczęła Mina stanowczo. Zgadywała, że piąty talerz jest przeznaczony dla Grety, która niedługo miała zaczynać swoje ogrodnicze praktyki. Szesnastolatka wiedziała, że staruszka prawdopodobnie nic przy rudej nie powie, więc jak najszybciej musiała wyciągnąć od niej informacje. Nie potrafiłaby czekać do wieczora.

— Miałam nadzieję, że może jakimś cudem zapomniałaś — westchnęła kobieta. — Siadajcie i jedzcie. Zaczekamy na Theo i wtedy opowiem na wasze pytania. Ale muszę przyznać, że zdziwiło mnie jego zachowanie, w ogóle nie poruszał tego tematu.

— Dopiero oswaja się z magią. Jeszcze wczoraj rano nie dałby sobie wmówić, że coś takiego istnieje. — Mina usiadła do stołu. Gerhard po chwili zrobił to samo, obrzucając staruszkę ostrożny spojrzeniem.

Za niedługo dołączył do nich Theo, który jak nigdy emanował niepewnością. On również zaczął jeść, lecz nie spuszczał oczu ze swojej babci, która wzięła głęboki oddech i rozpoczęła monolog.

— Jak już mówiłam dzisiaj w nocy, nasza rodzina od wieków była znana z pewnych zdolności magicznych. Nigdy nawet nie używaliśmy różdżek, które pomagają zwiększyć moc i lepiej ją kontrolować. Najczęściej po prostu uzdrawialiśmy chorych czy zranionych, moje prababki opracowywały nawet prowizoryczne mikstury lecznicze z roślin, które hodowały. W miasteczku byliśmy dzięki temu jedną z najbardziej poważanych rodzin. Jednakże nigdy nie utożsamiano nas z magią, a przynajmniej póki po drugiej wojnie światowej do miasteczka nie przybyła twoja rodzina, młodzieńcze. — Tutaj zwróciła się do Gerharda. — Twoja babcia nigdy nie ukrywała swoich nadnaturalnych możliwość. Niestety ostatecznie doprowadziło to do tragedii, po której ludzie znienawidzili magię. Dlatego nasza rodzina też musiała zrezygnować z udostępniania swoich usług i wycofać się w cień.

Legenda Zapomnianego MiasteczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz