Rozdział 26

154 25 8
                                    

Pukanie do drzwi rozległo się całkowicie niespodziewanie. Wszystkie oczekiwane osoby siedziały już przy stole i głośne stukanie wyrwało prawie wszystkich z relatywnie beztroskich nastrojów, wprowadzając w zadziwienie.

Babcia popatrzyła pytająco na wnuki oraz dwójkę gości, lecz nikt nie wiedział, kto mógłby zechcieć ją odwiedzić o tej porze. Staruszka powoli ruszyła w kierunku korytarza, a następnie podeszła do drzwi i otworzyła je z pozorną obojętnością.

— Panie burmistrzu? Czemu zawdzięczam taki zaszczyt?! — zapytała na tyle głośno, by wszyscy w domu mogli ją usłyszeć.

Mina i Theo w ułamku sekundy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. To nie mógł być przypadek. Niezapowiedziana wizyta ojca Moritza musiała mieć powiązanie z nocnym incydentem.

Szesnastolatka pośpiesznie wstała, chwyciła Gerharda za rękę i pociągnęła w stronę pokoju. Na szczęście młodzieniec nie protestował i posłusznie podążył za nastolatką.

Greta ze zdezorientowaniem spojrzała na Theo, który ze wszystkich sił próbował zachować swoją zwyczajną pewność. Szybkim ruchem poprawił okulary i wziął głęboki oddech.

— Greto, proszę, nie wspominaj nic o Gerhardzie. To bardzo ważne — wyszeptał, nie chcąc, by niepowołane osoby usłyszały jego słowa.

— Ale to burmistrz... — Ruda zmarszczyła brwi, wyraźnie zestresowana myślą o skłamaniu osobie z tak wysoką posadą.

— Wynagrodzę ci to. Obiecuję. Naprawdę, najlepiej dla wszystkich będzie, jeśli nikt niczego się nie dowie. To Moritz spowodował całe zamieszanie i chce zemsty na Minie, bo odrzuciła jego zaloty.

— Okej. Niech będzie — powiedziała Greta, wciąż bez przekonania. Wiedziała, że Theo coś ukrywał, lecz postanowiła zaufać chłopakowi. Bardzo go lubiła i wątpiła w jego złe intencje. Dlatego, kiedy po chwili do salonu wkroczyła Johanna Herschel z burmistrzem Fugerem, jego synem i kilkoma mężczyznami, służącymi jako stróże prawa, ruda siedziała cicho.

Theo od razu zauważył, że Moritz wdał się w swojego ojca. Mężczyznę w średnim wieku również charakteryzowały kwadratowa szczęka i wysoki wzrost. Miał także blond włosy oraz niebieskie oczy, chociaż w ciemniejszym odcieniu niż jego pierworodny.

Burmistrz wprost zapytał nastolatków o tajemniczego nieznajomego, który podobno z premedytacją oraz niewytłumaczalną nikczemnością napadł na Moritza poprzedniego wieczoru. Co więcej, potem miał znaleźć schronienie w domu babci Herschel.

Na te słowa Theo od razu z oburzeniem zaprzeczył, a Greta, ku uldze czternastolatka i staruszki, również potwierdziła, że nikogo takiego nie widziała. Gdy padło pytanie o Minę, babcia od razu skłamała, że akurat przed kilkunastoma minutami wysłała ją po rzadkie zioła do lasu, więc dziewczyna może nie wracać przez najbliższe godziny.

Ojciec Moritza ze spokojem słuchał odpowiedzi, kiwając głową. Za to jego syn z każdą odpowiedzią czerwieniał ze złości, miętosząc w rękach guziki od schludnej, jasnoniebieskiej koszuli.

Po kilku następnych pytaniach mężczyzna postanowił skończyć przesłuchanie, lecz Moritz, z furią w oczach, powiedział:

— Przeszukaj ten przeklęty dom. Oni łżą jak psy — wycedził przez zaciśnięte zęby.

Jego ojciec pokręcił przepraszająco głową.

— Nie wiem, co mu się stało. Ale skoro nie macie nic do ukrycia, raczej szybka kontrola nie będzie problemem?

Legenda Zapomnianego MiasteczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz