Rozdział 20 cz.1

161 24 7
                                    

Theo przez pięć długich minut wbijał swoje zielone oczy w twarz siostry, nie wypowiadając żadnego słowa. Mina miała wrażenie, że jej brat nie poruszył się przez ten czas nawet o milimetr, nie wziął ani jednego oddechu i jedynie próbował nie wybuchnąć. Śmiechem lub złością, zależnie czy uwierzył w historię, którą rozpoczęła od swojej pierwszej wizyty w zamku. Postanowiła nawet zawrzeć prorocze sny.

Po tych pięciu minutach postanowił wreszcie cokolwiek zrobić. Tak więc zmarszczył czoło i zmienił swoje spojrzenie z intensywnie zamyślonego na zagubione.

— Czyli chcesz mi powiedzieć — zaczął, przykładając prawą rękę do twarzy — że poznałaś czarodzieja, żyjącego w zamku na wzgórzu ze swoją babcią-czarownicą i ożywioną, trzymetrową, drewnianą kukiełką, zwaną Herr Hager. Dodatkowo ten czarodziej, który przy okazji jest dość atrakcyjny, uznał cię za miłość swojego życia i zachowuje się niczym postać napisana przez Goethego?

— Nie zdziwi mnie, jeśli skończy jak Werter — mruknęła Mina. — Słuchaj Theo, wiem, jak abstrakcyjnie ta cała historia brzmi i pewnie w nią nie uwierzysz i uznasz, że chcę ci tylko udowodnić, że też potrafię sama coś zdziałać. Co akurat jest prawdą. Ale nie wymyśliłam tego wszystkiego. Na własne oczy widziałam, jak Gerhard podpala koszulę Moritza!

— Okej. Chyba muszę usiąść — stwierdził czternastolatek, a następnie użył najbliższego dużego kamienia jako krzesła. I znowu zamilkł na kilka minut, podczas których co chwilę poprawiał okulary, chociaż nie zsuwały się z jego nosa, i przeczesywał rękami swoje kręcone włosy. Mina wiedziała, że był zdenerwowany, więc postanowiła dać mu trochę czasu i przestrzeni, żeby ochłonął.

— Wiesz, co jest najgorsze? — zapytał, gdy już najwyraźniej zdecydował, że odpowiednio uporządkował myśli. — Że ci wierzę. Może i to wygląda jak historia z jednej z tych durnych książek, które lubisz czytać...

— To był tylko Zmierzch. I wcale nie był taki głupi...

— I ciężko mi zaakceptować istnienie magii. Tylko że... to, co mówisz, ma zaskakująco dużo sensu. To znaczy, nie ma, ale, biorąc pod uwagę to, co ma miejsce w tym przeklętym miasteczku, ma bardzo dużo. Wszystko układa się w całość, chociaż wciąż brakowałoby nam kilku elementów. Najbardziej jednak zabolał mnie fakt, że powiedziałaś mi o tym wszystkim dopiero teraz. I naraziłaś się na ogromne niebezpieczeństwo! Poza tym ten drań Moritz... wiedziałem, że coś z nim nie gra!

— Uwierz mi, niczego tak nie żałuję, jak tego głupiego zauroczenia — westchnęła Mina i usiadła obok swojego brata. Niestety nie starczyło dla niej kamienia, więc wylądowała na przesuszonej trawie. — Chociaż to mnie zbliżyło do Gerharda i dzięki temu zdobyłam ważne informacje.

— Jeśli wszystko, co mówisz, jest prawdą... wtedy rzeczywiście, coś dobrego wynikło z tego prawie gwałtu. — Theo pokiwał głową. — Jezu, nie wierzę w to, co właśnie usłyszałem. Musimy całość spisać. Zrobić mapę myśli. Mamy dużo szczegółów, może coś nam umyka... ale wiesz co, najpierw muszę to wszystko przetrawić. Chodźmy do domu, będziemy udawać przed babcią, że nic nowego się nie stało, może nawet pogadam z Gretą, żeby mieć jakąś intensywną odskocznię. Wieczorem zbierzemy do kupy wiadomości, które znamy w jedno miejsce i spojrzymy na naszą sytuację ze świeżej perspektywy. Jak drużyna.

— Naprawdę? — Mina nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek jej brat postawił ich na równi w tak bezpośredni sposób, dlatego nastolatkę dość wzruszyły jego słowa.

— Tak. Tylko błagam cię, nie wymykaj się w międzyczasie do swojego czarodzieja. 

Legenda Zapomnianego MiasteczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz