Dzień dziesiąty, czyli jak podawać się za szlachcica

152 26 2
                                    

10.12.1683r.

     NIE WIEDZIAŁ, W JAKIM JĘZYKU ŚPIEWAŁA TA BABKA, ALE DAWAŁA CZADU. A przynajmniej tak uważali arystokraci obecni na przyjęciu. Kade wpasowywał się w tłum idealnie — miał na sobie śmiesznie wyglądający garnitur przyozdobiony złotymi elementami, niewygodne buty i spodnie, które nie miały prawa spaść mu z tyłka. Były jak rurki, ale swoją szorstkością przyprawiały chłopaka o szewską pasję.

     Szukał najróżniejszych fantów. Do zegarka, do zapłaty w późniejszych latach za nocleg albo coś innego. Z kieszeni gości wyciągał banknoty, a czasami całował wierzch dłoni pięknych dam, ściągając im przy okazji pierścionki. Po incydencie z parą ześwirowanych staruszków i oddaniu im problematycznej biżuterii, poczucie winy wyparowało z Kade'a w mgnieniu oka. Znowu stał się tym samym zachłannym skąpcem i złodziejaszkiem, którym był, odkąd tylko pamięta.

     Rano obudził się pod stołem w jadalni. Znajdował się w jakiejś willi, może i nawet zamku, toteż szybko, nie chcąc powtórzyć sytuacji z Władkiem, odszukał arystokratyczny strój i z niemałym problemem się w niego wcisnął.

     Teraz mógł delektować się winem i ciastkami do woli. Nikt nie komentował tego, że obżerał się słodyczami z dość prostych względów — wszyscy się nimi opychali. Nie obliczali w głowie kalorii, jak robili ludzie z czasów Kade'a. Poczuł się w tym towarzystwie naprawdę dobrze. Nie mówili, że nieletnim nie wolno pić alkoholu, bo zwyczajnie nie pytali gości o dowody osobiste i nie odsyłali z kwitkiem, gdy delikwent nie przekroczył magicznej, wiekowej granicy. Kade dostrzegł nawet w pewnym momencie dziewczynkę, na oko ośmioletnią, która biegała z kieliszkiem przezroczystego trunku po parkiecie.

     Tak, te czasy zdecydowanie mu odpowiadały.

••••••••••

Rozdział napisany teraz, bo jeszcze godzinkę będę siedzieć w szkole i użalać się nad swoim zagrożeniem z geografii.

Zegar Szamanów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz