Dzień dwudziesty pierwszy, czyli jak kłócić się z babcią

121 25 7
                                    

21.12.1947r.

     WIEDZĄC O TYM, ŻE DO URATOWANIA SWOJEGO ŻYCIA POZOSTAŁY IM TYLKO CZTERY DNI, WIĘKSZOŚĆ LUDZI POPADŁABY W OBŁĘD. Kade starał się go za wszelką cenę unikać, jak to robił z dobrymi ocenami z chemii.

     Musiał zachować trzeźwy umysł i znaleźć dwie brakujące części. Na liście zakupów wypisanych miał jedenaście elementów, z czego jeden, którego jeszcze nie zdobył, był drobną sprężynką. Części miało być dwanaście, ale chłopak zaczynał sądzić, że babka ze snu się pomyliła i było ich mniej. No bo czym miał być niby ostatni element?

     Dzień spędził na szukaniu sprężynki. Chodził od sklepu do sklepu i uważnie przyglądał się chodnikom, mając wielką nadzieję na to, że element pojawi się pod jego stopami. Nie miał na co liczyć, ale nie unosił spojrzenia znad krawężnika. Wielki błąd.

     — Uwaga! — Usłyszał tylko krzyk, nim uderzył w niego rower. Dziewczyna próbowała wcześniej ominąć nastolatka, ale szedł środkiem wąskiego chodnika i stłuczka była jedynie kwestią czasu. Na wyminięcie chłopaka ulicą też nie było co liczyć — była to bowiem ruchliwa droga.

     Kade jęknął z bólu i podniósł się do siadu, masując przy okazji kark.

     — Kobieto, pojebało cię?!

     Dziewczyna wstała z ziemi i podniosła swój rower.

     — Masz naprawdę okropne słownictwo! — oznajmiła i poczerwieniała na twarzy. — Nie masz prawa się tak do mnie zwracać! Jestem Louisa Grethen, cymbale! Tak, ta Grethen!

     Wsiadła na pojazd i odjechała, lecz Kade nie podniósł się z ziemi jeszcze przez kilka dobrych minut, w głowie przetwarzając zaistniałą sytuację.

     Właśnie zwyzywał się z własną babcią.

Zegar Szamanów ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz