Rozdział 12 - KiBum nie mógł być Bling'em, prawda? Chociaż...

63 7 3
                                    

*

Patrząc na Kibum'a, odnosiłem wrażenie, że lśnił niczym jedyna gwiazdka na niebie. Od samego początku dzisiejszego spotkania, uśmiech nie schodził mu z twarzy, nawet na pół sekundy. No, pomijam tu oczywiście momenty, w których udawał powagę albo robił sobie ze mnie jaja, tworząc z ust podkówkę, aby pokazać, że "zabolała" go moja opinia o jakimś błyszczącym podkoszulku. 

Czułem się z tego powodu dosyć dziwnie, przynajmniej na początku. Szybko przywykłem do jego zachowania. Mam tu na myśli fakt, że dyskomfort, który czułem na początku, wyparował, a zastąpił go uśmiech podobny do tego na twarzy Kibum'a - taki, który wyrażał czystą radość, szczęście oraz chęć do życia. I wiecie co? Nie uważałem, aby było to jakkolwiek dziwne! Z góry uznałem to zjawisko naturalne i normalne.

Codzienne i miłe.

Na niebie, gdzieś daleko, przyuważyłem sunące odcienie szarości. Tej, która nigdy nie zapowiadała, aby w najbliższym czasie wyjrzało słońce. To była typowa ciemna szarość, która zwiastowała deszcz, może nawet burzę, a ja widząc ją, zacząłem zaklinać ją w myślach, aby przeszła obok. Niestety, chwila wnikliwej obserwacji tej powłoki, dała mi pewność, że wyraźnie zmierza w naszą stronę, co oznaczało, że lunie. Zwyczajnie lunie. Na szczęście mur ciemnoszarych chmur się nie spieszył, zamiast tego powoli zasłaniał słońce, które świeciło nam z tamtej strony. Uśmiech automatycznie zszedł z mojej twarzy. Zaczynałem zastanawiać się, czy nasza podróż powinna być w tym momencie priorytetem, czy może powinniśmy zrezygnować z zakupów. Opcje były dwie - koniec spotkania, idziemy do domu i widzimy się kiedy indziej albo idziemy do sklepu, bo i tak będziemy pod dachem, a jeżeli będziemy wracać, to co najwyżej nieco zmokniemy.

Miałem jednak nadzieję, że zdążymy przed burzą.

Postanowiłem odwrócić swoją uwagę od pogody. Często się myliłem odnośnie tego, czy będzie padało, czy nie, więc byłem w sześćdziesięciu procentach pewny, że myliłem się i tym razem.

Spojrzałem najpierw na swoje dłonie, później na Kibum'a, a później rozejrzałem się. Nie znajdowaliśmy się już na spokojnych uliczkach, a w centrum cholernego miasta. Nie miałem pojęcia kiedy dotarliśmy aż tutaj, ale skąd miałem wiedzieć, pogrążony we własnych myślach albo zbytnio skupiony na rozmowie z przyjacielem. Czas mijał mi zbyt szybko w takowych sytuacjach.

— Co tam u Kurczakożercy? — zadałem pytanie, używając swojego żartobliwego tonu. Chłopak spojrzał na mnie z rozbawieniem wypisanym na twarzy, a ja przyznałem sobie punkt za wywołanie kolejnego uśmiechu u Kibum'a.

— Cóż... Znowu pracuje. — spoważniał nagle.

— To coś złego? — uniosłem brwi, zdziwiony. JinKi był dorosłym mężczyzną, który zarabiał na swoje utrzymanie. Fakt, że pracował, nie był w takim momencie ani trochę dziwny, przynajmniej dla mnie. Mogłem jednak nie wiedzieć wszystkiego.

— Teoretycznie to nie, ale... Myślę, że może się trochę przepracowywać — skrzywił się. — Wziął kolejne zmiany, cholera! — schował dłonie w kieszenie i zgarbił się nieco, kierując wzrok na ziemię. Wyglądał, jakby go to trapiło. Nie, poprawka, on naprawdę się martwił o mężczyznę. Sprawiło to, że zapragnąłem go pocieszyć, ale nie miałem pojęcia w jaki sposób się za to zabrać.

Zacząłem więc kombinować. KiBum był zazwyczaj zadowolony i nie zdarzyło mi się zauważyć, by kiedykolwiek się czymś martwił. Nie powinienem się uśmiechać w takim momencie, a uśmiech jednak rozkwitł nagle na moich ustach.

Po Drugiej Stronie // JongTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz