Rozdział 21 - Lubię Cię, Taemin.

50 6 9
                                    


Westchnąłem głośno, gdy w mojej głowie padło ostatnie stwierdzenie. Jonghyun nie był mi obojętny. Nie i koniec. Więc jak wielkie miał znaczenie w moim życiu? Kim dla mnie był? Znajomym? Nie, za daleko. Przyjacielem? Tak, ale czy to aby na pewno dobre określenie skoro czegoś w nim brakowało? Najlepszym przyjacielem? Tego bym nie powiedział, ale ostatecznie zdążyłem bardzo go polubić. Nawet za bardzo. Na tyle mocno, bym musiał się teraz nad tym zastanawiać. Moje uczucia zbyt mocno wykraczały poza granicę przyjaźni, abym mógł powiedzieć, że chodzi tylko o nią. 

Chwila... Zabrzmiało to jak swego rodzaju odpowiedź na dręczące mnie pytania. Nawet nie tylko zabrzmiało. Uzyskałem swoją odpowiedź.

Zamrugałem, powoli przyswajając myśl, która nie dość, że mnie zaskoczyła, to jeszcze dała poczucie swego rodzaju bólu. Bólu i szczęścia w jednym. Cholera jasna, Taemin, po co Ci to było? Dlaczego akurat w nim? Przecież tyle czasu miałeś świadomość, że nie można było niczego dobrego się po nim spodziewać. Co ze mnie za kretyn. Westchnąłem głośno, przymykając oczy. Głupie uczucia. Pozostało mi tylko czekać, skoro dowiedziałem się tego, czego potrzebowałem. Niestety, nie napawałem się optymizmem. Ludzie są przeróżni, a to, co czuł do mnie Jonghyun, nie było jeszcze dla mnie pewne. 

~~~

Akcja toczyła się w zwolnionym tempie. Usłyszałem na korytarzu kroki, które odpowiadały tym Jonghyuna. Chłopak nie stawiał ciężko stóp, ale to nie było też tak, że był niesłyszalny, gdy się przemieszczał. Co to, to nie. 

Byłem w szoku, gdy dotarło do mnie, że moje uszy się nie pomyliły. Nauczyłem się rozpoznawać brzmienie chodu Jonghyuna. Drzwi do środka nie otworzyły się z hukiem, ale to pod nimi kroki umilkły. Wstałem z łóżka i przemieściłem nieco, by zerknąć w stronę wejścia. Ktoś tam stał, po drugiej stronie, a ja doskonale wiedziałem kto. Ten ktoś nie wiedział jednak, że już zdałem sobie sprawę z jego obecności. Przełknąłem ślinę. Po mojej głowie przeszła myśl, że chłopak wahał się z jakiegoś powodu... Z jakiegoś powodu, który był znany nam obu. Zrobił coś, czego dokładnie wcześniej nie przemyślał. A może jednak przemyślał i naprawdę chciał zrobić to, co zrobił, ale ogarnął go lekki przestrach moją reakcją, jakbym przytoczył wspomnienie sytuacji? Może. Nie mi jednak oceniać, prawda? Wiedziałem jednak, że musieliśmy poważnie porozmawiać i wyjaśnić sobie, co dalej. 

Po parunastu sekundach usłyszałem pukanie do drzwi. Przełknąłem ślinę i niepewnym, nieco chwiejnym, krokiem udałem się w ich stronę. W sumie życie było, jest i będzie zawsze pełne niespodzianek, więc może to, co miało nastąpić, miało mieć bardzo korzystne skutki i nie miałem się czym przejmować? Dlatego w sumie powinienem poczekać na moment, w którym drzwi otworzyłyby się, ukazując mi postać osoby za nimi. W związku z tym zmarszczyłem brwi i złapałem za klamkę. Powolnym, lecz płynnym ruchem nacisnąłem na nią, po czym pozwoliłem drzwiom uchylić się na tyle, żebym zobaczył osobę za nimi. Białe włosy, czekoladowe oczy, niepewność na twarzy, która tak nie pasowała do Jonga... 


— No więc jestem... — uśmiechnął się delikatnie. Wyglądał na spiętego i niepewnego, ale ani trochę mnie to nie zdziwiło. Postanowiłem więc nie dać po sobie poznać, że wcześniejsze wydarzenie mocno mnie poruszyło, nawet jeśli miało być to kłamstwo. Chciałem, żeby się ożywił, niepewność nie pasowała do niego w żadnym, nawet najmniejszym stopniu. Chciałem dodać mu otuchy. Chciałem, żeby nie zadręczał swojej osoby faktem, że zrobił coś takiego. Chciałem, żeby wiedział, że w moim przypadku to nic złego. Znaczy... Chciałem, żeby na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech, żeby wiedział, że koniec końców mógł udawać, że to się nie wydarzyło, nawet jeśli mi to nie do końca pasowało. Chciałem, żeby każda emocja, którą ukazywał, nie była nigdy więcej wymuszona. Chciałem, żeby był naturalny. Chciałem, żeby był sobą, a przynajmniej był sobą w mojej obecności. Skoro ja zacząłem powoli, ale to powoli przekonywać się, że mogłem mu zaufać, on też mógłby zrobić to samo. To nie on miał problemy rodem nękania, prześladowania i to nie z mojej strony. To ja słyszałem kiedyś z jego ust nieprzyjemne słowa. Mimo wszystko... Powoli pozwalałem odejść tym nieprzyjemnym wspomnieniom w zapomnienie. Czemu? Po prostu poznałem chłopaka od innej strony i rozumiałem co poniektóre zachowania, które nie były dokładniej takie bezpodstawne. Kiedyś chciał utrzymać się w hierarchii jak najwyżej i jak najdłużej. Żądał szacunku. Teraz przestał się tym tak przejmować. A czemu? Bo poznał mnie. Z innej strony. Z tej strony, z której wcześniej nie miał okazji lub nie potrafił jej wykorzystać. Nigdy nie zdarzyło mi się oberwać bezpośrednio od niego. Nigdy nie skrzywdził MNIE cieleśnie. Tylko słownie. To było jednak coś, co każdy robił. Krzywdził ludzi słowem. Tylko jego ludzie traktowali jego wyzwiska jako oliwę dolaną do ognia, którym byli oni...Zrobiło się z deczka średnio przyjemnie. W ostatnim czasie dużo się jednak zmieniło i nie zamierzałem udawać ślepego. Widziałem te zmiany. Były ogromne. I poprawiły moją sytuację, mój stan, jakość życia w znacznym stopniu.

Po Drugiej Stronie // JongTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz