Rozdział 14 - Ja już wiem. Ty chyba też.

76 6 6
                                    

Kolejne dni mijały w przyjemnej atmosferze. Ja nie zamartwiałem się niczym, a i ekipa Jonghyuna jakoś nie narzucała mi swojej bardzo nieprzyjemnej obecności. Tak właściwie to dawno nie widziałem też samego wspomnianego.

Przechodząc jednak do sedna – ten jeden, konkretny dzień był nieco inny od poprzednich. Zacząłem dzień telefonem od Blinga. W trakcie rozmowy z nim, o mało nie wydałem, kim byłem, ze względu na podawanie imion osób z mojego towarzystwa. Zazwyczaj używałem skrótów lub nazywałem ich po swojemu, ale wtedy prawie wymówiłem swoją myśl na temat Gyuri, Miso i kolesia, który od zawsze był największym przydupasem Jonghyuna. Nie wiedziałem, czemu tak ostatnio o nim myślałem, ale podejrzewałem, że to przez fakt, iż długo nie miałem z nim jakiejś styczności.

I tak oto nadszedł kwiecień. Wspomniałem, że rozpocząłem ten dzień miesiąca od telefonu od Blinga, a przy tym zaliczyłem prawie spory „przypał", aczkolwiek idealnie wybrnąłem i na nowo cieszyłem się bezpieczną anonimowością. Chociaż... Chciałem już ujawnić, kim byłem. Porąbało mnie, prawda? Chciałem, mimo wszystko, powoli poznawać tę rzeczywistą stronę Blinga, otworzyć się na znajomość z nim w realnym świecie. Szaleństwo i takie tam, ale sądziłem, że raczej nic mi nie będzie, jeśli na spotkanie wezmę ze sobą Kibuma. W końcu poznanie obcej osoby w towarzystwie kogoś znajomego zapobiegało jakiemuś... No, wiadomo, o co chodziło. W końcu tyle się mówiło o znajomościach przez internet, które kończyły spotkaniem.

Tragicznym w skutkach.

A to gwałty, a to porwania, a to morderstwa, a to grupowe samobójstwa (swoją drogą, co mnie w ogóle wzięło na akurat to, skoro miałbym wziąć ze sobą zaufaną osobę, która czuła się raczej świetnie pod względem psychicznym?), a to, kto wiedział, co jeszcze. Postanowiłem jednak odrzucić na chwilę rozmyślania na ten temat. Były one zbyt drastyczne i zdecydowanie napawały mnie lękiem, bardziej niż bym chciał.

Wstając z łóżka, zauważyłem fakt, że na zewnątrz znowu padało. Co prawda, zdążyłem przywyknąć do tego drobnego, w ciągu ostatnich dni, urwania chmury, ale czasem nieco mnie drażniło. Cieszyłem się pełnią chwilowej radości, szczęścia i życia. No, chwilowo. Usiadłem na parapecie, patrząc na wzory tworzące się na szybie z deszczowych łez.

Lubiłem kiedyś sam je tworzyć albo doszukiwać się w nich przeróżnych kształtów – śmiesznych lub strasznych. Pobudzało to moją wyobraźnię i stwarzało pozory bycia nadal dzieckiem. Niewinnym, nieznającym życia dzieckiem. Chyba każdy mógł pochwalić się pewnymi swoimi czynami, które wskazywały na to, że nadal nie wyrósł całkowicie z TYCH lat. Bądź co bądź, ja miałem ich od groma. Mleko bananowe, słodycze, place zabaw, obserwowanie świata tak, jakby był czymś niesamowicie niezrozumiałym, jakbym widział go po raz pierwszy na oczy... A z wiekiem, co prawda, zdążyło do mnie dojść to, że wszystko w nim toczyło się zgodnie z pewnymi zasadami, regułami. Były to rzeczy proste i trudne zarazem do zrozumienia, ale wszystko z latami przychodziło naturalnie. Dziecięce myśli i marzenia ginęły bezpowrotnie. Prawie bezpowrotnie, nie chciałbym nikogo przypadkiem okłamać małym niedociągnięciem. Niektóre po prostu nieco zmieniały się, na te bardziej rzeczywiste. Latanie po niebie z pomocą skrzydeł stawało się lataniem po niebie samolotem. Proste.

Sięgnąłem po telefon, sprawdzając godzinę. Wyjście nie wchodziło w grę, zwłaszcza że nie posiadałem żadnej parasolki. Jedyna, jaką miałem uległa ostatnio zniszczeniu. Znaczy... Została chamsko zniszczona. Mimo wszystko ten, kto ją zepsuł, dostał swego rodzaju nauczkę. W tym momencie zaczynałem rozumieć, że ludzie się zmieniają. JongHyun wydawał się milszy i ogólnie jakiś taki... Inny. To były odchylenia od normy, które zdarzały się po to, by dawać nam złudne nadzieje, bo potem wracała ta jego strona, którą znałem od samego początku. I choć nie odpowiadała mi, wiedziałem, że trzeba w końcu ruszyć tyłek i spróbować wpłynąć na chłopaka. Zsunąłem się z parapetu i postawiłem stopy na podłodze, która była chłodniejsza, niż zapamiętałem. Spowodowało to, że automatycznie zadrżałem. Westchnąłem cicho i ruszyłem ku drzwiom, w celu wyjścia z pokoju. Miałem ochotę przejść się po korytarzach i może odwiedzić Gyuri i Miso. Może nie były sobą albo czymkolwiek jakoś bardziej zajęte. Rozejrzałem się po długim korytarzu, w którym było o wiele cieplej niż w moim własnym pokoju. Uniosłem na to ciche spostrzeżenie brwi, po czym ruszyłem w byle jakim kierunku. Miałem cichą nadzieję, że nikogo nie spotkam i dam radę posłuchać muzyki przy cichym spacerze.

Po Drugiej Stronie // JongTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz