,, - Witaj mamo... "

288 21 6
                                    


POV.: Jeff

Chłodne powiewy wiatru działałają orzeźwiająco. Nie jest zimno, a wręcz przeciwnie, powietrzne otrzeźwia umysł. Liście, które jeszcze nie dawno trzeszczały pod nogami, zmieszały się z leżącym na wpół zamarzniętym błotem i zmiękły tak, iż kiedy na nie staję, z każdym kolejnym krokiem wydają z siebie niezbyt przyjemny plusk.

Spoglądam w niebo, na którego tle górują korony drzew lekko kołyszące się pod naporem wiatru. Spostrzegam, że coś spada z góry. Coś delikatnego i bezgłośnego. Nie mógł to być deszcz. Rozumiem dopiero, gdy ów zjawisko pogodowe wpada mi do oka. Chłód jaki ze sobą niesie sprawia, iż jestem zmuszony przetrzeć je wierzchem dłoni, a z kącika powieki wypływa łza. Tak, teraz jestem już pewny, to śnieg. Nie podoba mi się to, iż te maleńkie płatki spadają na ziemię. Owszem można było się domyślić, że niedługo to nastąpi, ale dla mnie to zdecydowanie za szybko. Nie lubię zimy, a ten biały puch sprawia, iż orientuję się jak wielkimi krokami zbliża się owa pora roku, a co za tym idzie także święta i nowy rok. Uświadamia mi to jak szybko mija czas. Rok za rokiem, miesiąc za miesiącem, dzień za dniem, godzina za godziną, minuta za minutą i sekunda za sekundą. Mógłbym tak wyliczać w nieskończoność, ale szkoda mi czasu. To już moja kolejna znienawidzona zima na tym świecie, czas ciągle leci, a ja jsszcze nie czuję się spełniony. Boję się. Boję się, że nie zdążę... Zegar śmierci wciąż tyka, a ja... nadal tkwię w tym samym miejscu, w tym samym czasie. Choć nie! Wróć! Ostatnio coś się zmieniło, bo ktoś sprawił, że moje życie posunęło się do przodu...

Przerywam rozmyślania, gdy z boku słyszę cichy śmiech dziewczyny, obecnie mi towarzyszacej.

- Jeff, czyżby pierwszy śnieg doprowadził cię do łez? - pyta przez śmiech.

- Nieee, tylko coś wpadło mi do oka. - mruczę w odpowiedzi.

To wywołuje u Kate nowy atak śmiechu, nie mogę się powstrzymać, by również się nie uśmiechnąć. Dziewczyna puszcza moją rękę, którą trzymała odkąd wyszliśmy z willi i odbiega w stronę niedużego stawu znajdującego się przed nami. To jej ulubione miejsce. Postanowiliśmy wyrwać się z rezydencji i spędzić trochę czasu we dwójkę.

Kate stoi już nad brzegiem i wpatruje się w czystą przejrzystą taflę wody. Stoję i obserwuję ją z uśmiechem na ustach. Dziewczyna po chwili bierze mały patyk i rysuje nim wzory na powierzchni stawu, mącąc jego równiuteńką powierzchnię.

Ruszam w jej kierunku powolnym krokiem. Uwielbiam na  nią patrzeć, ale jeszcze bardziej kocham jej usta. Są moim rajem i ostoją, piekłem i niebem, ogniem i wodą, wszystkim i... niczym. Nie potrafię opisać tego, jak bardzo ją kocham. Tą jej dziecinność, piękno nie tylko ciała, ale także jeszcze nie tak bardzo jak mojej, ale już niedługo, brudnej duszy.

Dziewczyna spostrzegając w tafli wody moje odbicie, znajdujące się zaraz za nią, odwraca się i podnosi głowę, by spojrzeć mi w oczy. Pochylam się i obejmuję ją w pasie, by po chwili pociągnąć jej ciało w górę. Podniosi się i od razu zawiesza ręce na mojej szyj, w odpowiedzi oplatam dłońmi jej talię i przyciskam do siebie. Kiedy przywiera całym swoim ciałem do mojego ciepłego, umięśnionego brzucha, wydaje cichy pomruk zadowolenia, niczym kotka głaskana za uchem. Uśmiecham się lekko spoglądając na jej pół przymknięte z rozkoszy oczy i muskam ustami jej czoło.

- Cieszę się, że nie odmówiłaś mojej propozycji układu.

- Nie miałam wyboru. - odpowiada od razu.

- Jak to nie? Przecież zadałem ci pytanie. Mogłaś się zgodzić lub nie. - odpowiadam zdziwiony.

- Jeff, nie zapominaj o tym, że znam cię bardzo dobrze i wiem, że nie dał byś mi innego wyboru. - uśmiecha się chytrze. Ma rację, ale... podroczę się z nią trochę.

,, Do zobaczenia w piekle, kochanie... // Jeff The Killer " ✔️ ZAKOŃCZONE  cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz