* teraźniejszość *POV.: Kate
- Z tamtego dnia właściwie nic nie pamiętam... Wszystko działo się tak szybko. Najpierw radosne śmiechy, muzyka i rozmowy, a potem...? Tylko krzyk, uderzenie, krew i ciemność... Wydaje się, że to tak nie wiele i mimo, że trwa tylko kilka sekund to zostanie ze mną już na zawsze. Jest przy mnie po samym przebudzeniu, gdy zerwę się z łóżka cała zlana potem i sercem kołaczącym tak mocno jakby za chwile miało wyskoczyć z klatki piersiowej jak i zarówno po całym męczącym dniu, gdy z kolei głowę złożę do snu pragnąc choć chwili wytchnienia. Jest przy mnie jak słońce, niezmiennie i przez cały czas. To trwało tak krótko... A przecież gdyby coś by się chociaż wtedy zmieniło. Gdybym na urodziny nie dostała od rodziców tego samochodu, gdybym nie pojechała tą drogą i przede wszystkim gdybym bardziej uważała... Wtedy nic by się nie stało. To moja wina... To wszystko przeze mnie... Jestem mordercą... - zawiesiłam głos. Cisza..., więc kontynuowałam. - Czuje się z tym okropnie, chociaż to mało powiedziane. Rozumie pani to? Zabiłam go...! Zabiłam kogoś kogo kochałam. Kogoś kto kochał mnie ponad życie, który był w stanie je za mnie poświęcić... Kogoś kto nie zwątpił we mnie całe życie i kochał mnie miłością wręcz idealną... Wie pani jakie to uczucie? Nigdy sobie tego nie wybaczę. Na zawsze będę żyła ze świadomością tego, że zabiłam człowieka, w dodatku tego, który tak wiele dla mnie znaczył...
- To nie była twoja wina Kate. - przerywa mi. - To był wypadek.
- Każdy tak mówi, ale tak naprawdę nie wie, że nic to nie zmieni, a ja i tak czuję się winna.
- Panno Roberts - mówi pani psycholog lekko wytrącona z równowagi - TO BYŁ WYPADEK - na te słowa kładzie większy nacisk - wypadki na drodze się zdążają przecież bardzo często. Nie jesteś jedyna z tym problemem. Każdy kto spowodował wypadek czuje się winny. - jej słowa mnie bolą. Wydaje mi się, że nie powinna porównywać mnie do innych osób. To wcale nie pomaga...
- Ja rozumiem, ale oni nie mieli może takich sytuacji jak ja?! - prawie wykrzyknęłam, wiem, że to niegrzeczne i dość egoistyczne, ale ta pani też nie jest wobec mnie miła. Jestem zbulwersowana i czuję, że muszę to z siebie wyrzucić. Psycholożka chce mi przerwać i coś wtrącić, ale jej nie pozwalam i mówię dalej. - Czuję się taka samotna... Moja matka też mówi, że to był wypadek, ale widzę w jej oczach odrazę do mnie. Tęskni nocami, płacze i nadużywa alkoholu. Myśli, że tego nie widzę, ale przecież wiem jak przeżywa stratę męża, z którym była ponad 30 lat! - Teraz już nie powstrzymuję emocji. - Ja też cierpię, ale nikt tego nie widzi. Dobrze wiem, że to WSZYSTKO MOJA WINA, a pani tak samo jak inni umie powtarzać tylko jeden oklepany tekst i porównywać mnie do innych. I patrząc na to jak pani szybko traci cierpliwość to nie nadaje się pani do tej pracy. Nie powinna pani być psychologiem. Niech się pani najpierw czegoś w tej branży nauczy i dopiero zacznie ściągać z ludzi pieniądze! - ostatnie słowa wykrzyknęłam. Tym samym kończąc rozmowę i trzaskając drzwiami w drodze do wyjścia z gabinetu.
Wychodzę na ulicę i podążam w kierunku cmemtarza. Z torebki wyjmuję słuchawki i wkładam do uszu. Melodia, która leci z głośniczków uspokaja mnie i przynosi w pewnym sensie ukojenie mojemu umysłowi. Tym razem jest to ,, Stay " Rihanny. Nie przepadam za nowoczesną muzyką i zwykle słucham przebojów z lat 80 i 90 lecz tym razem robię wyjątek.
Mogłabym wracać samochodem, ale od czasu wypadku nie usiadłam za kierownicą. Mimo, że minęły już dwa miesiące od tego zdarzenia nie wyobrażam sobie dalej siebie jako kierowcy. Za każdym razem, gdy próbuję przełamać lody, moje lęki powracają.
Mijam po drodze sklep z odzieżą i zabawkami. Do cmentarza zostało jeszcze 15 minut. Myślę o dzisiejszej wizycie w przychodni. Chyba byłam za ostra dla tej lekarki... Nie powinnam była podważać jej autorytetu... Nie czuję się z tym dobrze, ale uważam też, że nie stosownie postąpiła w stosunku do mnie. Nie dałam jej wprawdzie możliwości wyrażenia swojego zdania, ale mimo to nie powinna tak szybko tracić cierpliwości. Ehhh... i tak więcej już nie wrócę do tej poradni, poproszę mamę o nową.
Idąc zatracona w muzyce i rozmyślaniach mijam bramę do domu tych, który odeszli na wieki i wchodzę w odpowiednią alejkę. Dróżka wije się pomiędzy drzewami i trawami. Po obu stronach ścieżki wbite w ziemię sterczą krzyże z tabliczkami informującymi, kto pod nimi spoczywa. Niektóre są krótkie, brudne i ledwie wystają z ziemi. Widać również, że wiele przeżyły, gdyż pod naporem pogody sterczą podchylane w różne strony. Nie braknie również tych zadbanych nagrobków. Gdzie nie gdzie tlą się świeczki rozmaitych wielkości i kolorów. Jednak nawet różnobarwne kwiaty, swoim zapachem nie potrafią przykryć ponurego zapachu smutku i żałoby. Cmentarz jest dość stary i trudno się dziwić, że tak przytłacza odwiedzających go ludzi.
Na rozwidleniu ścieżek skręcam w prawo i wiem, że już niedługo dotrę na miejsce. Spoglądam w górę. Niebo jest pomarańczowo - czerwone, a przez powykręcane gałęzie drzew prześwitują ostatnie promienie słońca. Nie chcę zostawać tu na zbyt długo. Po zachodzie słońca miejsce wydaje się mroczne i przepełnione tajemnicą. W prawdzie lubię się bać, ale tylko gdy na przykład oglądam film i to jego bohaterowie przeżywają mrożące krew w żyłach przygody, a nie ja na własnej skórze.
Stoję przed świeżym jeszcze nagrobkiem. Na tabliczce widnieje napis ,, Tom Roberts ". Patrzę na gwiazdkę z datą i małą kreseczkę zakończoną niewielkim krzyżykiem również z datą. Czasami, gdy tak stoję to wydaje mi się śmieszne, że taka mała kreska oznacza całe życie... Czas szybko mija, a my staramy się osiągnąć wyznaczony przez siebie cel. Próbujemy coś po sobie pozostawić na tym świecie, a jak już odejdziemy to ludzie postawią nam tylko mały, symboliczny znaczek. Krótką kreskę, która w sumie nie ukazuje nic...
Sięgam do torebki i wyciągam wcześniej zakupiony znicz. W kieszeni kurtki nerwowo zaczynam szukać zapalniczki, którą na pewno tam wcześniej włożyłam. Od pewnego czasu stała się moim nieodłącznym atrybutem łącznie z paczką czerwonych Marlboro. Odkąd straciłam ojca w wypadku, który spowodowałam właśnie tak radzę sobie ze stresem, napięciem i presją wywieraną przez ludzi, którym kiedyś ufałam, a matka swoją udawaną chęcią pomocy mi, umawia mnie na kolejne wizyty do psychologów. Powinnam to robić sama, ale nie mam do tego głowy. Nie jest mi jej szkoda, że ma tyle na głowie.
Zostawiam płonącą świeczkę na marmurowej płycie z napisem: ,, Mimo, że Cię już nie ma, na zawsze pozostaniesz w naszych sercach " i ruszam w powrotną drogę. Wieczorny chłód daje o sobie znać, a klimat tego miejsca zaczął mnie przytłaczać. Za wszelką cenę chcę już znaleźć się za bramą.
O nie... znowu to uczucie...
* 30 minut później *
Rozlega się chrzęst klucza w zamku, a drzwi lekko skrzypią pchnięte ciężarem mojego całego ciała. Zamykam je i osuwam się na podłogę. Nie mogę złapać tchu, a serce wali mi tak mocno, iż mam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi.Do korytarza wbiega mama z zatroskanym wyrazem twarzy i garnkiem w jednej, a łyżką w drugiej ręce. Spogląda na mnie i już wie, że to, to co od niedawna mnie prześladuje...
- Znowu to samo uczucie? - pyta, choć nie jest to pytanie, a raczej stwierdzenie.
Kiwam tylko głową i zamykam oczy...
CZYTASZ
,, Do zobaczenia w piekle, kochanie... // Jeff The Killer " ✔️ ZAKOŃCZONE cz. I
Fiksi PenggemarPoznałam go jako zwykłego chłopaka... Przeprowadzka pokrzyżowała nam plany... Już zdążyłam zapomnieć... Potem wróciłeś, ale już nie ten sam... Do zobaczenia w piekle, kochanie! Co się stanie kiedy dwójka najbliższych sobie osób zostanie rozdzielona...