XXVII. Co się działo w Paryżu po wyjeździe Camille

385 77 143
                                    

— Hugonie, jak mogłeś pobić Jeana? — zapytała Delphine, mierząc go surowym spojrzeniem.

Mąż jednak nic sobie z tego nie robił. Uważał, że miał słuszność w pobiciu go. 

— Bo zdradził Camille, mówiłem ci to już! I pije! Za takie dręczenie mojej siostry nie należy mu się nic innego! — warknął, rozeźlony.

Dlaczego Delphine nie mogła pojąć, że ten człowiek był zły? Najwyraźniej Bóg obdarzył ją zbyt wielką dobrocią, by mogła pojąć ohydę uczynku Jeana! W tej chwili żałował, że Delphine miała tak dobre serce.

— Nie masz w sobie ani krzty współczucia — odparła ze smutkiem.

Hugo nie chciał, by się na niego gniewała, nie potrafił jednak zmienić zdania na temat Jeana. Według niego za krzywdzenie Camille należały się de Beaufortowi najsroższe kary, jakie tylko istniały. Pobicie, zresztą bez żadnej większej krzywdy, jeśliby nie liczyć drobnych zadrapań, nie było według niego surową karą.

— Bo dla takich ludzi nie ma litości — odparł z całym przekonaniem.

— Mam ci przypomnieć, jak piłeś całymi dniami i chodziłeś w jakieś podejrzane miejsca? Camille opowiedziała mi kiedyś, jak wyglądałeś, kiedy raz cię odwiedziła. 

— Ale Delphine, to było dawno! — jęknął.

Poprawił się już przecież i starał się być jak najlepszym ojcem i mężem! Nawet nie można było go porównywać do de Beauforta! Nigdy nie skrzywdziłby swojej Delphine, przynajmniej nie umyślnie. A Jean... Nie miał na niego słów. 

— Nie obchodzi mnie, kiedy, ale było! — krzyknęła. — Ale znalazłeś kogoś, kto ci pomógł wydostać się z dna. Może jemu też potrzebny jest ktoś taki?

— Nie wiem, nie obchodzi mnie to, na pewno ja nie będę tą osobą. Nie dla kogoś, kto krzywdzi mojego aniołka.

— W takim razie sama do niego pójdę, skoro ty nie poczuwasz się do żadnego obowiązku wobec niego! To mąż twojej siostry, twoja najbliższa rodzina! Powinieneś mu pomóc, a ty! Brak mi słów!

— Ale Delphine... Będziesz miała dziecko, nie możesz się teraz denerwować!

— Jeśli ktoś mnie tutaj denerwuje, to ty, nie Jean! A teraz wybacz, muszę iść wesprzeć człowieka, którego wszyscy już porzucili i zaraz zapije się na śmierć! — krzyknęła i wyszła z pokoju, by odziać się w wyjściową suknię.

Nie oglądała się na protesty Hugona. Kazała przygotować powóz i po dwudziestu minutach była już w posiadłości Jeana.

 Kazała przygotować powóz i po dwudziestu minutach była już w posiadłości Jeana

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dzień po wyjeździe Camille był dla Jeana jednym z najgorszych w życiu. Nie miał nawet siły podnieść się z łóżka, zbytnio obrzydzony sobą. Usilnie starał się nie spoglądać w lustro, gdyż patrzenie na swe oblicze przynosiło mu tylko ból. To ta twarz należała do człowieka, który krzywdził wszystkich dookoła.

Camille i JeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz