XLIII. Pokorny mąż

453 88 249
                                    

Ksenia trzymała w ramionach swojego synka i uśmiechała się do niego rozkosznie, gładząc dziecko po włoskach. Dwuletni Andrzej był jej największym skarbem. Urodzony po długim rozstaniu z Siergiejem, stał się dla niej żywym symbolem tego, że nigdy nie wolno tracić nadziei. 

Chłopiec pogładził matkę po dłoni, zaraz jednak zaczął rozpychać się swoimi tłuściutkimi rączkami, dając kobiecie znać, że nie ma ochoty dłużej siedzieć na jej kolanach. 

— Co, maleństwo, źle ci u mamusi? — zachichotała i pozwoliła mu zejść.

Andrzej zaśmiał się jeszcze i popędził do pokoiku, w którym jego siostry bawiły się już z Saszką.

Ksenię bardzo cieszyło, że jej synek zaprzyjaźnił się z małym Gruszeckim. Chłopcy przypominali jej nieco ją samą i Irinę, gdy poznały się jako bardzo małe dziewczynki. Już wtedy się polubiły i tak zostały przyjaciółkami na całe życie. Obie wiedziały, że nigdy nie zawiodą się na drugiej i zawsze otrzymają od siebie pomoc. 

Rozmyślania przerwała jej pokojówka, która weszła do pomieszczenia, wyraźnie zdenerwowana.

— Pani... — jęknęła, trzęsąc się. Ksenia zmarszczyła podejrzliwie brew. — Przyszedł... przyszedł...

— Kto przyszedł, Anne? — fuknęła ze złością, rozgniewana zachowaniem podwładnej. 

— Ten człowiek, którego pan Lwow zawsze wyrzuca na próg, Jarmuzow... 

Ksenia ożywiła się na dźwięk nazwiska Eugeniusza. W duchu zaczęła dziękować Bogu, że Siergiej był teraz w pracy. Musiała wykorzystać sposobność i doprowadzić do rozmowy Eugeniusza i Iriny. Była gotowa na wszystko, byle tylko Jarmuzow dał jej przyjaciółce to, co się jej należało.

— Chętnie go przyjmę, proszę go wpuścić — oświadczyła pokojówce.

Ta skinęła jej głową, wciąż drżąc, i zniknęła w korytarzu. Po chwili wróciła, prowadząc za sobą Jarmuzowa. Wyglądał bardziej niezdrowo, niż kiedy widziała go ostatnim razem. Jego blada cera stała się niemal przezroczysta, a podkrążone oczy straciły właściwy im blask. Włosy miał w nieładzie, chodził dziwnie, bez energii, a jego zazwyczaj starannie wypielęgnowane dłonie, obecnie zaczerwienione i z obgryzionymi paznokciami, przedstawiały obraz ogromnej rozpaczy. Ksenię ogarnął żal na myśl, jak bardzo musiał cierpieć, nie mogąc zobaczyć się z Iriną, zaraz jednak go stłumiła. Nie miała mu współczuć, tylko doprowadzić do tego, by dał Irinie pieniądze.

— Dzień dobry, hrabino — wydukał cicho i podszedł do niej, by ucałować jej dłoń. 

— Dzień dobry, książę. — Ksenia posłała mu pogardliwe spojrzenie, by wiedział, że nikt nie ma zamiaru mu sprzyjać. — Chciałby pan zobaczyć się z Iriną, prawda?

— Tak... O ile pani mąż znów mnie nie wyrzuci... — westchnął ciężko, jakby był pewien, że właśnie tak się zaraz stanie.

— Mojego męża nie ma w domu, jest w fabryce i jeszcze długo nie wróci. Mogę pana zaprowadzić do Iriny. 

Eugeniusz posłał jej pełne zdumienia spojrzenie. 

— Naprawdę chce mi pani pozwolić się z nią widzieć? Myślałem, że jako jej najlepsza przyjaciółka będzie ją pani chciała uchronić przed widzeniem ze mną, w końcu tak bardzo ją skrzywdziłem...

Ksenia poczuła, jak wzbiera w niej coraz większa litość do mężczyzny. Nawet nie wyobrażała sobie, jak bardzo musiał cierpieć z dala od kobiety, którą tak kochał. Widziała w jego oczach, że tęsknota za Iriną powoli odbierała mu siły do życia. Sama przecież niegdyś cierpiała, będąc z dala od ukochanego... Znów się skarciła. To przeklęte współczucie tylko wszystko utrudniało. Eugeniusz był podłym człowiekiem i nie zasługiwał na żadne przejawy ciepłych uczuć z jej strony. Nie po tym, co uczynił. 

Camille i JeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz