II. Mademoiselle de Beaufort debiutuje

552 91 683
                                    

Gdy Camille wraz z mężem i córką wysiedli z powozu, odszukali wzrokiem Louisa i Alexandre'a, którzy czekali już na nich przed wejściem. Alexandre wyglądał wielce poważnie jak na swoje piętnaście lat. Co prawda był jeszcze nieco niższy od ojca, lecz miał od niego smuklejszą sylwetkę. Przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu dodawało mu dojrzałości. Camille była zdania, że jej syn niebezpiecznie przypomina jej ojca. Podobieństwo to dotyczyło również charakteru, co ogromnie ją przerażało. 

Już w progu przywitali ich gospodarze. Camille skłoniła się Renardom z szacunkiem. Gdy znaleźli się w wielkiej sali, w której wszyscy szykowali się już do wystawnego posiłku, ogarnęła ją fala wspomnień. Skonstatowała, że w dniu, gdy poznała Jeana, dom Renardów był o wiele szykowniej urządzony. W roku 1827 zniknęły już z niego złocone, empirowe meble, zastąpione skromniejszym biedermaierem. 

Z sentymentem uznała, że chociaż nienawidziła ówczesnej sytuacji politycznej, dużo bardziej podobały się jej meble i suknie z jej młodości. Kiedy miała szesnaście lat, panny wyglądały w swych toaletach niczym nimfy, podczas gdy rówieśnice jej córki przypominały Camille bezy.

Diane tymczasem znalazła się w przedsionku ze swym kuzynostwem. 

Anna Potocka w pięknej czerwonej sukni, którą uszyła z pomocą matki z podarowanych jej przez Camille materiałów i wykrojów, wyglądała przepięknie. Włosy miała spięte nad karkiem, co dodawało jej powagi, było to jednak całkiem mylne wrażenie, bowiem pierworodna Franciszka Potockiego była nie mniej szalona niż on sam. 

— Diane! — wykrzyknęła na widok kuzynki i dopadła do niej, zupełnie nie przejmując się patrzącymi na nią ze zdegustowaniem damami. 

Przytuliła się do niej, po czym wypuściła przyjaciółkę z ramion i omiotła ją pełnym podziwu spojrzeniem. 

— Prezentujesz się cudownie, moja droga! Razem jesteśmy odziane w narodowe polskie barwy! — zaśmiała się.

Wtem stanął obok nich Jan. Diane uznała, że poważny frak zupełnie nie pasował do jego młodzieńczej twarzy i rozwichrzonych blond loków. 

— Dobry wieczór, kuzynko — powiedział dwornie i skłonił się, by ucałować jej dłoń. 

Diane zdziwiła się, że nazywał ją kuzynką. Zawsze przecież używali swych imion lub dziecięcych przezwisk. 

— Dobry wieczór, Jeanie. — Uśmiechnęła się do niego nieśmiało. 

Czasem zwracała się do niego za pomocą polskiej formy jego imienia, wymawiała ją jednak tak cudacznie, że zazwyczaj wolała sobie to odpuścić, chcąc oszczędzić mu przykrości.

— Jak się kuzynce podoba? — Z jego ust padło kolejne pytanie, na które Anna zaśmiała się w głos, a Diane posmutniała. 

Chyba naprawdę jej nie lubił, skoro nagle zaczął zachowywać się wobec niej z takim dystansem. 

— Oj, Janek, głupku, brzmisz przekomicznie, gdy próbujesz się zachowywać jak dorosły. Przecież tata nigdy nie mówi do cioci Camille droga szwagierko, tylko dzika kotko, i nawet wujek Jean zwraca się do cioci Antoinette po imieniu! Daj sobie spokój, i tak nikt, prócz Diane, tego nie zauważy, a dla niej to chyba dziwne. No już, po co ten cyrk?

Janek spłonął czerwienią niczym burak i zamilknął, zupełnie skonsternowany. Diane widziała, że czuł się niezręcznie. Chciała wybrnąć z zaistniałej sytuacji, nie miała jednak pojęcia, jak tego dokonać.

— Czy mogę zapisać się do was na tańce? — zapytał młodzieniec, patrząc na dziewczęta nie bez pewnego lęku.

— Tak, proszę. — Diane uśmiechnęła się do niego i podała mu swój karnecik.

Camille i JeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz